Motel "Powstanie Upadłego"
-
Kilka pokojów dla przejezdnych. Motel jednak świeci pustkami, nikt tu nigdy nie zagląda. Wygląda dość porządnie, chociaż biednie. Jednopiętrowy budynek w kształcie “C”, w jednym skrzydle recepcja i pokoje gospodarcze, w dwóch pozostałych pokoje. Pomiędzy nimi spory parking.
-
John Rookie doszedł właśnie do placu przed motelem.
-
- I tu się to zaczyna… - Rzekł idąc w kierunku recepcji. Najpierw musi wynając lokum, zanim zrobi cokolwiek innego.
-
Recepcja była małą klitką, stał tam telewizor na ladzie, a za nią siedział jakiś gruby facet.
-
Zadzwonił dzwoneczkiem, a jak go nie było, po prostu walnął pięścią w blat.
-
- Czego? - Burknął mężczyzna, odwracając wzrok od telewizora na ciebie.
-
- Może trochę grzeczniej? - Spytał retorycznie John, po czym zrezygnował z domaganie się szacunku, gdy ujrzał całokształt wieprza. - Pokój dwu osobowy na cztery dni. -
-
Coś tam pogmerał pod ladą, poza zasięgiem twojego wzroku, i położył klucz na górze.
- Cztery dychy za dzień, pierwszy płatny z góry, reszta po wymeldowaniu. Dowód osobisty lub prawo jazdy.
-
- Skanowanie dowodów osobistych i innych dokumentów jest nielegalne. Nie mam potrzeby pokazywania ci go, nie jesteś funkcjonariuszem publicznym. - Odrzekł kładąc cztery dychy na blacie i wziął swój klucz.
-
- Potrzebne mi dane, na wypadek, jakby któryś klient się zmył bez płacenia. Nie ma dokumentu, nie ma noclegu.
-
Dał mu kasę za pozostałe dni. - Teraz nikt ci nie ucieknie bez płacenia. Myślisz, że nie wiem ile kredytów możesz wziąć na skan mojego dowodu? Nie mam ochoty łazić po sądach z jakimś parabankiem. -
-
- Nie potrzebny mi skan, imię, nazwisko, numer dowodu. Nie jestem złodziejem. A za takie chamskie odzywki pożegnamy się szybciej, niż za cztery dni - Rozparł się w fotelu.
-
- John Rookie. - Przedstawił się po czym podał mu numer dowodu. - Coś jeszcze? -
-
Zanotował to i zabrał pieniądze z lady.
- To wszystko. Posiłki na własną rękę, pościel zmieniana dwa razy w tygodniu. Sprzątanie raz w tygodniu. Kablówka w cenie.
-
Spojrzał na numer pokoju na kluczu, ignorując mężczyznę i wybrał się do niego. Od razu zdjął plecak i zaczął rozpakowywać rzeczy, kładąc ubrania do szafy i tak dalej.
-
Zajmowałeś pokój numer trzy. Urządzony jak typowy motel przy starej drodze, jednak czysty i dość schludny.
-
Gdy to uczynił, schował sobie pistolet za pazuchę, razem z dwoma magazynkami. Nóż schował po drugiej stronie płaszcza. Zamknął drzwi i ruszył do baru, tam ludzie zazwyczaj są najbardziej rozmowni.
-
Poszedłeś do baru.
-
Dylan Smith siedział w swoim pokoju w motelu.
-
Vivian Lawson dojechała do motelu.
-
Zatrzymała się, zgasiła silnik i ściągnęła kask. Przeczesała włosy dłonią i sięgnęła po telefon. Wybrała numer do swojej cioci i przyłożyła słuchawkę do ucha, niecierpliwie stukając palcem o kierownicę.
-
Po dłuższej chwili odezwała się.
- Słucham?
-
- Hej, ciociu. To ja, Viv. Jestem na miejscu. Na jakiej ulicy stał twój dom? Zapomniałam.
-
- Jest przy ratuszu, poznasz na pewno. Wyjdę na ganek.
-
- Dobra. Do zobaczenia. - zakończyła połączenie, schowała telefon i ponownie założyła kask. Odpaliła motor i ruszyła we wskazane przez ciocię miejsce.
-
Pojechałaś do domu Samanthy Lawson.
-
Gdzie obecnie są jego rodzice?
-
Zapewne byli w swoim pokoju.
-
Wydali mu jakieś rozkazy, czy jeszcze nie?
-
Na razie żadnych.
-
Rozglądnął się po pokoju w poszukiwaniu czegoś, na czym mógłby spędzić wolny czas. Jakieś czasopisma czy coś podobnego?
-
Jedynie kineskopowy telewizor.
-
Spróbował go włączyć i poszukać czegokolwiek do oglądania.
-
Miałeś mały zestaw kanałów do wyboru.
-
Włączył jakiś losowy i zaczął go oglądać, czekając na rozkazy od rodziców.
-
Był to program z wiadomościami lecącymi całą dobę. Opowiadali o typowych rzeczach “w sezonie ogórkowym”.
-
Oglądał więc, próbując zaciekawić się w jakiś sposób omawianymi rzeczami. Czekał też przy tym na jakieś rozkazy od rodziców.
//Możesz przewinąć do momentu kiedy rodzice będą coś od niego chcieli?//
-
Ojciec wszedł do twojego pokoju.
- Leć do sklepu.
-
- A po co? - Zapytał, wyłączając telewizor i wstając z łózka.
-
- Po kratę piwa - Westchnął - Zakupy zrobisz, trochę czasu tu spędzimy.
-
- A co konkretnie kupić? - Zapytał. W sumie to sam nie był pewien czy posyłanie go na zakupy bez jakiejś dokładnej listy to dobry pomysł, ale skoro rodzice uważają że tak…
-
- Po prostu jedzenie, trochę czasu tu spędzimy.
-
- Daj mi jeszcze pieniądze i mogę iść.
-
- Zrobiłem Ci przelew.
-
John Rookie dotarł do motelu.
-
Skinął mu głową.
- Dobrze, postaram się być jak najszybciej - odparł, po czym opuścił Motel i udał się na poszukiwania jakiegoś sklepu.
-
Poszedłeś do sklepu.
-
Wszedł do środka. Zeskanował budynek szukając jakiś paranomalnych, może ktoś też dostał cynk i się zamedlował.
-
Wyczułeś w środku cztery osoby.
-
Jak wygląda ich rozkład na pokoje? Jakieś pary, jedynki? Trójka?