Warsztat
-
Warsztat, znajdujący się tuż przy hangarze, cieszy się sporym zainteresowaniem, odkąd znudzeni właściciele statków powiedzieli sobie, że skoro i tak nie ma nic do roboty, to można zrobić przegląd. Praca wre.
-
@Wiewiur
Dotarł na miejsce. Pośrodku błyszczał się dosyć spory, ale zabytkowo wyglądający silnik. Wokół niego uwijało się trochę ludzi, ale mógł rozróżnić spośród nich dwóch głównych mechaników.
-
Podszedł do jednego z nich.
- Nie potrzeba Wam pomocy?
-
Jeden z nich podszedł bliżej i obrzucił Johna niewybrednym spojrzeniem.
— A kto ty do cholery jesteś?
-
- Pracuję jako mechanik i miałem odwieźć klientowi pojazd, jednak tak się złożyło, że zatrzymałem się w tym uroczym przybytku. Strasznie mi się nudzi, to pomyślałem że może bym się tu przydał.
-
— Licencję jakąś masz?
-
- Tak, tak, oczywiście, naturalnie. - Odparł i zaczął szukać swoich dokumentów, a w nich licencji. Oby tylko nie został okradziony przez tę barmankę…
-
Nie, barmanka niczego mu nie odebrała, wszystko było na swoim miejscu.
— Co tam znowu, Lambert?
— Jakiś koło chce się do roboty wkręcić, Marco. Trza go najpierw prześwietlić.
-
Podał Lambertowi swoją licencję.
- i Tak tymczasowo dopóki nie będę mógł wyruszyć dalej. Inaczej strasznie bym się tu zanudził…
-
Lambert burczał coś pod nosem, aż w końcu oddał mu licencję.
— Niech ci będzie. Ręce do pracy zawsze są potrzebne. Nie jestem skory przyjmować ludzi z dupy, ale zróbmy wyjątek.
-
- Dzięki - odparł mu i rozejrzał się.- To od czego mam zacząć?
-
— Widziałeś może ten sterowcopodobny statek? To jest jego silnik, próbujemy dociec, co nawala. Miałeś z czymś takim doświadczenie?
-
- Nie bardzo, specjalizuję się w pojazdach osobowych, chociaż i tak chętnie rzucę okiem - odparł i podszedł do silnika by lepiej go zbadać i poszukać źródła problemu. Nie zdziwiłby się, gdyby nie dał sobie rady.
-
Silnik wyglądał na taki, co jest stanowczo za stary i przerabiany na siłę. Widać było ledwo trzymające się przewody i przetarte numery seryjne. Jak to w ogóle mogło wcześniej działać, nie wiadomo.
-
- Wy serio widzicie szansę w naprawieniu tego? - Odparł do pozostałych mechaników, dziwiąc się, że to rozleciało się dopiero teraz, a nie kilka lat wcześniej. Jakim cudem to wytrzymało tyle czasu?
-
— Ja nie widzę, ale Marco jest uparty jak osioł. Choćby miał wymienić wszystko, to będzie naprawiał.
Wskazał na kolesia kręcącego się z drugiej strony.
-
- A kupienie nowego silnika nie wyjdzie taniej niż naprawa? No, chyba że chcesz by to działało nawet dzień i dać do tego same stare części, choć wątpię że klientowi się spodoba… - Zwrócił się do Marca.
-
— Może i masz rację. Mam wrażenie, że to nie jest prawdziwy silnik. Z takim, jak sam powiedziałeś, daleko by nie dolecieli.
-
- Może tu masz rację, z tym silnikiem. Tylko po co mieliby dawać fałszywy? - Zaczął zastanawiać się głośno. W tym co powiedział Marco może być racja, tylko że po co?
-
— Jeśli to zabytek, to pewnie jest sporo warty. A odrestaurowanie podniosłoby cenę. Niejeden bogacz idzie teraz w retro.
-
John namyślił się chwilę. A gdyby tak wmówić tym ze sterowca że silnik został uszkodzony i samemu go sprzedać i odrestaurować?
- W takim razie ile chcą Wam zapłacić go za przywrócenie do dawnej świetności? Wiecie, skoro można uznać to za zabytek, to chyba zwykła zapłata nie byłaby na miejscu.
-
— Stary, nawet nie zaczynaj. — Nagle Lambert wyrósł pomiędzy nimi. — Żadne hajsiwo nie dorówna pracy, jaką ten pierdzielony pedant — tu wskazał Marco — włoży w to gówno.
— To może sprawiać wrażenie nie warte swego, rozumiem twoje obawy-
— Taaak? To czemu chcesz się za to brać?
-
- Panowie, panowie, a pieniądze ze sprzedaży tego też nie wystarczą? Możemy zwyczajnie powiedzieć że silnik był w takim stanie że się rozpadł albo coś.
-
— Ja bym nie chciał, żebyśmy się za to brali w ogóle.
— Może nie wymieniajmy wszystkiego? Powiemy, że nie posiadamy wszystkich części zamiennych. — Marco zaproponował kompromis.
-
- O to to - rzekł pokazując Marca. - To jest świetny pomysł.
-
— Dobra, ale ja będę gadał, bo wy jesteście matoły. A teraz do roboty. — Lambert klasnął w ręce kilkukrotnie.
— Nie jesteś tu szefem. — Marco prychnął i ruszył do pracy.
-
John nie odpowiedział nic i zwyczajnie również wziął się do pracy nad silnikiem.
-
W ten sposób prace może nie posuwały się w jakimś rekordowym tempie, jednak nie było źle. Pracując w ciszy po niedługim czasie cześć elementów została wymieniona.
— No, to by było na tyle. Nie? — Lambert rozejrzał się po reszcie, jakby szukając potwierdzenia.
-
//Przepraszam za rzadsze odpisy, zwyczajnie głupio mi tak że tę naprawę ograniczyłem do jednego posta ;-; //
- To co teraz? - Zapytał się John, to patrząc na Lamberta, to na Marca. Jeszcze nie wpadł na to, kto tu naprawdę rządzi…
-
— Teraz Lambert będzie robił zleceniodawcę w wała. Patrz i ucz się. — Marco roześmiał się z własnego żartu, po czym odszedł umyć ręce.
//nie jesteś jedyny z rzadszymi opisami
-
Zwrócił swój wzrok ku Lambertowi. Nie chciał przegapić tego spektaklu.
-
W przeciwieństwie do Marca, który poszedł się umyć, Lambert jeszcze się trochę ubrudził. Następnie gwizdnął na kolesia stojącego przy sterowcu. Ten przyszedł od razu.
— Witam ponownie. Jak Pan widzi, wygląda to o niebo lepiej, nieprawdaż? Udało się mi wymienić większość części, z wyłączeniem jednej czy dwóch, których nam niestety zabrakło. Z pewnością silnik jest bliski stanu bardzo dobrego i zobaczy jeszcze niejedną gwiazdę. — Lambert kłamał jak z nut, nie dając facetowi dojść do słowa.
— No. No dobra. — Mężczyzna podrapał się po głowie po czym wyjął portfel. Znów się nieco strapił, po czym zapłacił. — Jakby co, nas tu nie było.
Na zawołanie pojawiło się kilkoro androidów, które bez problemu podniosło i wyniosło wspólnymi siłami silnik.
-
John uśmiechnął się widząc tę scenę i ruszył w stronę Lamberta.
- Jest jeszcze coś do roboty, czy mogę skoczyć się umyć? - Zwrócił się do niego, kiedy klient z androidami oddalili się na znaczną odległość.
-
— Idź idź, na razie nic więcej dla ciebie nie ma.
-
W takim razie poszedł się umyć.
-
Udało mu się umyć. W tym czasie Marco zagonił kogoś do zamiatania, a sam poodkładał narzędzia. Lambert za to skądś wyjął talię kart i ją sobie tasował.
-
Zaintrygowany podszedł do Lamberta.
- Kart w dzisiejszych czasach? - Zagadał do niego.
-
— Każdy z nas jest reliktem przeszłości na swój indywidualny sposób. Lepsze to niż pasjans na komputerze.
-
Wzruszył ramionami.
- Ciekawe w jakim aspekcie ja jestem… - Zaczął się głośno zastanawiać. - Naprawdę mimo tak sporej ilości statków macie tak mało roboty?
-
— Robota jest zawsze. Ino pieniądze się na kontach nie zgadzają. Poza tym część ma nadzieję, że od razu wyjadą po otwarciu wrót.
— Nie gwiazdorz, Lambert. Po prostu mamy przerwę.
-
Uśmiechnął się słysząc odpowiedź Marca.
- A właśnie, nie wiecie kiedy otworzą te wrota? Miałem tu być tylko przejazdem…
-
— Kij wie. Wiesz, to poważna sprawa i muszą się tym dziadostwem zająć.
-
Zbliżył się nieznacznie do Marca/Lamberta(zależnie od tego, kto to powiedział).
- A wiesz coś więcej o powodzie zatrzymania tych statków?
-
— A ty nie wiesz? — Lambert uniósł brwi i przerwał tasowanie. — A no tak, to pocztą pantoflową idzie.
-
- Po trafieniu tutaj większość czasu spędziłem w moim statku. Miałem też krótki kontakt z jakąś barmanka, ale nie była na tyle miła by mi powiedzieć… Więc?
-
— No ten, ktoś ze sztabu naukowego został zamordowany. Dość nieprzyjemna sprawa.
-
- Znawca i powód zabójstwa są rzecz jasna nieznane? Czy może jednak poczta pantoflowa i to wysnuła?
-
— No właśnie ciężko tak powiedzieć. Noah i ten martwy zawsze pracowali razem i się niczym nie wyróżniali, poza tym że snuli jakieś dzikie teorie na temat rządu. Ktoś twierdził, że to Noah zabił tego drugiego.
-
- Ugh, nieprzyjemna sprawa… A nad czym pracowali? Może morderstwo ma związek z ich pracami naukowymi?
-
— Jestem niemal pewien, że badali kamienie z pierścienia. Ale glowy nie dam.