Danodir Nadrog i Bob
-
-Ta jest.
Wyszedł.
-
Kiedy Bob stanął przed drzwiami, Gregory już dobiegał. Rzucił czymś za siebie. Dana na chwilę oślepiło, zaś dla Boba był to tylko wybuch mocno jasnego światło. Zmartwychwstałe psy zatrzymały się na chwilę i pisnęły. Otrzepywały głowy, wciąż zbyt wiele nie widząc, zupełnie jak Grabarz. Tylko jednego z psów to nie ruszyło i kontynuował bieg.
– Szef nie śpi? – spytał się Łowca, jakby nie zważając na biegnącego psa. – Umiesz strzelać z pistoletu? – dodał po chwili.
-
//To pytanie do Boba, prawda?//
-
//Tia, bo tylko on stoi na zewnątrz, a Łowca nie wbiegł do środka.
-
- Jeżeli takowy dasz, to będę umiał. I nie śpi, do środka więc!
-
//Czekać na Kubę czy odpisać?
-
//Skoro nie odpisuję, to znaczy, że możesz wkraczać.//
-
///No to mamy odpowiedź.///
-
//Patrząc na czas, kiedy możesz coś napisać, wolałem się upewnić.
Wyciągnął ciężki pistolet i jedną, drżącą dłonią podał go Bobowi.
– Będziesz miał tylko jeden strzał. Celuj w głowę, reszta rozejdzie się po ciele. Trzymaj oburącz, bydlę jest ciężkie. Oczywiście celuj w biegnącego, ale tego mówić nie musiałem, racja?
-
- Da się zrozumieć, wskakuj do środka.
-
Kiwnął głową i wbiegł do mieszkania. Kiwnął głową na powitanie Danowi.
- Masz jakieś bandaże?
-
Tymczasem Bob wycelował z broni w biegnącego przeciwnika zgodnie z instrukcjami gościa. Kiedy pojawił się doskonały moment, wystrzelił.
-
- Zwykle moi klienci ich nie potrzebują. - odparł, ale zaczął szukać takowych lub czegoś, co może spełnić ich funkcję, gdyby dedykowanych opatrunków zabrakło.
-
– Nie nie, skoro nie ma, to trudno. Zwyczajnie wolę tego nie marnować. Jest cholernie drogie. – Sięgnął do kieszeni po jakąś buteleczkę i wypił zawartość. – Po jakimś czasie powinienem dojść do siebie.
Bob w tym czasie wycelował i strzelił, kiedy bestia była naprawdę blisko. Zagrzmiał huk niczym piorun, rękę mocno odrzuciło w tył. Jednak pocisk pomknął i trafił w cel. Głowa natychmiast zajęła mu się ogniem, a potem reszta ciała. W końcu nie zostało z niego nic. Dan nie znalazł ich jednak u siebie. Co najwyżej szmaty, ale Gregory już wypił zawartość.
-
- Ładny strzał. - pochwalił swojego odźwiernego, a potem polecił mu zamknąć drzwi. Cholera wie, jakie inne potwory mógł zwabić huk wystrzału.
-
Zamknął więc drzwi i poszukał czegoś, czym mógłby je zabarykadować.
-
– Nie będziecie mieć mi za złe, jak chwilę tu z Wami posiedzę? - spytał się biorąc pistolet i chowając go gdzieś. Bo barykadowania mógł użyć stołu lub krzeseł.
-
Użył stołu i krzeseł, łącząc dwie możliwości w jedną.
- A masz może karty do gry?
-
- Po Tobie spodziewałbym się bardziej wisielca. - prychnął Dan, jednocześnie kiwając swojemu gościowi głową. - Tacy jak Ty chronią mnie i mój dom, wypada mi się odwdzięczyć chociaż w taki sposób.
-
- Jedyne, co mam wspólnego z wisielcem, to wisielczy humor - odpowiedział Bob.
-
//Max.//
-
Łowcza zaśmiał się, słysząc żart Boba.
– Nie, jedyne co mam, to broń i mikstur… – Wtem usłyszeli na zewnątrz dość głośny ryk. – Cholera, chyba należał do Warga… Bądźcie cicho, może sobie pójdzie. Nigdy z żadnym jeszcze nie walczyłem.
-
To było coś nowego, więc Dan zdecydował się posłusznie milczeć i czekać na rozwój wydarzeń.
-
Osobiście sam czekał na rozwój wydarzeń.
/// Po prostu wszędzie odpisuję, ignoruj mnie.///
-
//Ignorować to nas będzie Maksio, bo zawiesił ten PBF.//