Agmundr av Skaelig - Oczytany najemnik
-
Jak można było się domyślić, nie była to twoja pierwsza robota. Obudził cię twój zmiennik warty, obecnie znajdowaliście się na przydrożnym postoju. Była ciemna noc, a was otaczał tylko odległy z obu stron las oraz szeroka ścieżka, która wytyczała drogę do miasta Drangris, waszego celu podróży. Wasza karawana była całkiem dobrze uzbrojona, nawet prowizoryczny obóz był otoczony palami i dookoła samego wozu z zaopatrzeniem znajdowały się wasze namioty. Warto zaznaczyć, że byliście w połowie drogi, a ta już trwała od blisko dwóch dni. Poza tobą, rolę strażników karawany pełni aż 9 osób. Pięcioro było ludzkimi wojownikami podobnymi do ciebie, dwóch było krasnoludzkimi kusznikami, jeden był ludzkim łucznikiem, a ostatni elfim magiem, nie pokazywał jednak jeszcze przy tobie tego na jakiej magii się zna.
Notatki dla mnie:
Umiejętności:
- Mocno zwiększona siła
- Lekko zwiększona zwinność
- Czytanie i pisanie
- PływanieZnajomości:
BrakEkwipunek:
-Pancerz ze skórzanych lamelek
-Topór dwuręczny
-Bukłak z wodą -
Agmundr wyciągnął swój topór dwuręczny i zaczął obserwować, czy nie dzieje się w okolicy nic podejrzanego. Ciemna noc to najlepsza pora dla bandytów do ataku na kupieckie karawany.
-
Cały obóz był dobrze oświetlony, zarówno to zapewniało bezpieczeństwo przed dziką zwierzyną jak i dawało widoczność skuteczną przeciwko wrogom, ale też ich wyjątkowo mocno przyciągało. O ile obecnie słyszałeś co najwyżej wycie wilków czy huczenie sów to nie czułeś obecnie żadnego zagrożenia. Wasz łucznik spędzający noc na gałęzi pobliskiego drzewa zagwizdał dla was sygnał. Spoglądając na niego zobaczyłeś jak wskazuje kierunek, w którym mielibyście się udać. Widziałeś tam pojedynczą sylwetkę powoli idącą w waszą stronę.
-
- Osłaniaj nas. - odparł do łucznika i udał się w kierunku sylwetki.
-
Tamten jeszcze kiwnął do ciebie głową na znak zrozumienia, gdy podszedłeś już dość blisko zauważyłeś, że tą osobą był starzec z siwiejącą brodą, wiele więcej nie mogłeś zauważyć jako, że nosił płaszcz z kapturem.
-Czyżbyście zmierzali do Drangris, chłopcze? -
- Owszem, sir, ale starsze osoby nie powinny wychodzić w nocy same, gdyż zazwyczaj kończy się to źle. - odpowiedział.
- Chyba, że chce Pan, żebyśmy Pana odeskortowali do Drangris. -
-Ależ nie ma takiej potrzeby, ja i tak żyję na łonie natury, a bandyci nie chcą ode mnie zupełnie nic, bom bez dóbr materialnych. Ach, bandyci… Ci przeważnie udają straż graniczną, mają swój niewielki obóz nieopodal stąd, jakieś parę godzin jazdy od najbliższej gospody. Trochę dziwne, że się tam nie zatrzymaliście, ale pewnie było już za późno.
-
- Za późno? Co masz na myśli? - zapytał zaintrygowany.
-
-No, że nie zdążyliście tam dojechać na czas przed zachodem słońca. Jakbym mógł tak prosić o coś, to weźcie nie zabijajcie tych bandytów, o których mówiłem. W lesie żyją też dzikie bestie, które bez nich pałętają się po drodze i są dużo gorsze, niż kilku drabów.
-
- Rozumiem. Postaramy się ich nie zabijać, ale nie możemy nic obiecać.
-
-Dzięki chłopcze, jakbyś miał czas jeszcze zatrzymać się na moment w karczmie to powiedz karczmarzowi, że przysłał cię Briggs, da ci butelkę miodu pitnego. Przynajmniej tak się odwdzięczę. Tymczasem, bywaj.- Rzekł starzec i ruszył dalej wzdłuż trasy.
-
Wrócił do obozu, aby zdać relację z jego rozmowy ze starcem.
-
//Przyśpieszymy to odrobinkę//
Po rozmowie ze swoim przełożonym na temat dziadygi, mężczyzna spytał się ciebie.
-A pomyślałeś o tym, że ten dziadek mógłby być z nimi i jedynie wprowadzi nas w pułapkę lub doprowadzi do konfliktu z prawdziwą strażą graniczną? -
theslowestfootintheeast Soviet Dust Pandemia Arsyntia Metro 2035 Zorze Onaliah last edited by theslowestfootintheeast
- Nigdy nie wykluczyłbym takiej możliwości. Najdziwniejsze jest to, iż starzec prosił o to, by nie zabijać bandytów, bo w lesie grasują dzikie bestie, a one podobno są bardziej niebezpieczne niż tacy bandyci. Jeszcze wspomniał o tym, iż bandyci rozbili swój obóz kilka godzin jazdy od najbliższej gospody.
-
-Jadę tą trasą dopiero pierwszy raz, więc może tutaj być coś na rzeczy. No nic, najwyżej zapłacimy im te myto za przejazd. Oby nie było zbyt wygórowane, inaczej może stać się coś złego, ale raczej nie powinnio zważywszy na to ile osób osłania karawanę.
-
- Sir, jeśli dojdzie do walki, to będziemy starać się ze wszystkich sił Pana chronić.
-
-Będziecie, w końcu za to wam płacę, ale nie chcę też byście musieli przelewać własną krew o ile da się tego uniknąć… Ale no, możesz odejść, wracaj na wartę czy też udaj się spać, wkrótce ruszamy.
-
Pokiwał głową i wrócił na wartę.
-
Cała reszta nocy poszła wyjątkowo gładko, a ty miałeś okazję nawet przez chwilę pospać. Wasza drużyna zebrała cały obóz zostawiając po sobie zgliszcza ognisk, a następnie ruszyliście w dalszą drogę. Rzeczywiście po godzinie czy dwóch, natrafiliście na przydrożną gospodę, z zewnątrz wyglądała całkiem zadbanie i ładnie.
-Czyli to o tym miejscu opowiadał ten starzec? Może zatrzymamy się tutaj na chwilę i popytamy przejezdnych o tamten punkt celny? Można też będzie uzupełnić zapasy.- zaproponował jeden z najemników właścicielowi karawany.
-No niech będzie, ale załatwiać to szybko, mam napięty grafik.- Machnął w waszą stronę ręką dając wam wolną rękę. -
Wszedł do gospody.
-
I jak można było się domyślić, w środku było równie schludnie i przytulnie jak z zewnątrz. Twój wzrok natychmiastowo przyciągnął kominek, przy którym siedziała dwójka rozmawiających ze sobą mężczyzn, było również parę stolików, schody na górę oraz lada za którą stał właściciel.
-O proszę, ile klyjenteli. Zapraszam serdecznie.- Rzekł do waszej grupy, a następnie wrócił do wycierania lady szmatą. -
Podszedł do lady - jeśli staruszek mówił prawdę, to otrzyma butelkę miodu pitnego od właściciela gospody.
- Dzień dobry, przysłał nas tutaj niejaki Briggs. - odparł, oczekując na reakcję właściciela. -
-Poczciwy staruszek z niego co, nawet na grupce bandziorów mu jakoś zależy.- Odrzekł schylając się pod ladę, a zaraz po chwili wystawił na nią butelkę miodu pitnego “Specjał Briggs’a”.- No i nawet własny alkohol pędzi w tym lesie. Dlatego mam nadzieję, że nie będziecie również próbować ich zabić, czasem jakiś dzik potrafił wbiec do gospody i narobić burdelu.
-
- Po co mamy go zabijać, skoro z nami nie zadarł? - odparł, biorąc łyka “Specjału Briggsa”.
-
-Miałem na myśli tych bandytów, jatka jeszcze ściągnie tutaj gorsze paskudztwa, niż dotychczas.- Smak trunku był wyjątkowo przyjemny, słodkawy i rozgrzewał gardło.
-
theslowestfootintheeast Soviet Dust Pandemia Arsyntia Metro 2035 Zorze Onaliah last edited by theslowestfootintheeast
- No tak, wybacz. Ciężko mi wierzyć w to, że nie uważacie bandytów za ogromne zagrożenie, aczkolwiek macie uzasadnione obawy przed niezabijaniem ich.