[DROGA] Rezydencja Van Cliffów
-
Przy drodze prowadzącej na obrzeża miasta znajduje się stara, ale dobrze zadbana rezydencja. A tuż obok niej rozpościera się cmentarz o którym żartuje się, że jego populacja kilkukrotnie przekracza populację miasta, co na dodatek jest prawdą.
-
NekroBulwa
Był wieczór. Edward kończył właśnie posiłek. W trakcie jedzenia oczywiście nie towarzyszył mu nikt poza osamotnioną czaszką leżącą sobie na stole. Edward znał się co nieco na kościach, więc wiedział, że czaszka należała do kobiety. Czymże teraz pragnął się zająć. -
Gdy skończył swój wysuszony prawie na wiór stek, który wykonał jego wierny kamerdyner Bernard, ruszył do gabinetu. W przelocie skinął tylko na pokojówkę, która od piętnastego roku życia pracowała dla niego, aktualnie mam z 25 lat, ścieliła łóżko. Miała na imię Lilianna. Trzymał służbę tylko dla towarzystwa i utrzymania czystości. Poza tą dwójką i Edwardem, w rezydencji nie mieszkał nikt. Radny usiadł na obitym czerwoną skórą fotelu z hebanu, antyku sprzed 200 lat i włączył komputer. Jak zwykle zaczął przeglądać informacje na temat ataków potworów w ostatnich dniach, po czym zaczął dalej przeszukiwać internet w poszukiwaniu informacji o indianach, którzy tu kiedyś mieszkali, tym bardziej o tym cmentarzu. Jeśli chciał mocy, musiał szukać jej jak najbliżej.
-
Póki co nie potrafił odkryć niczego nowego. Z zewnątrz było słychać szum wiatru i krakanie ptaków. Lilianna oddaliła się, gdy skończyła swoje. Cóż, być może te poszukiwania wymagały większego wkładu niż googlowanie.
-
Założył czołówkę, płaszcz i wziął łopatę. Poszukał pozostałości po indianach na cmentarzu, może zakopali razem ze swoimi trupami dość cennego. Zanim rodzice nie umarli, zawsze omijał te tereny szerokim łukiem… Może teraz czas zacząć kopać bliżej lasu, tam gdzie indianie… Tam mogą być odpowiedzi.
-
Na dworze szum był donośniejszy, nad głową Edwarda latały ptaki, było ciemno. Cmentarz wyglądał tak jak zwykle, ponuro i smutno. Ale przecież Van Cliff miał to gdzieś, nieprawdaż? Tak więc dłubał sobie w ziemi, raczej na chybił trafił i póki co odnalazł wyblakły bukiet sztucznych kwiatów, który z jakiegoś powodu był pod ziemią.
-
Odrzucił go. Jeśli na poziomie 2 m nic tu nie ma, szuka innego miejsca. Może po symbolach, które zostawili jego przodkowie łatwiej będzie coś znaleźć?
-
To zależy jakie symbole miał na myśli. Tymczasem jakiś ptak upadł nagle na ziemię obok niego.
-
Spadające ptaki wokół jakiegoś miejsca to omen śmierci, zły znak. Jednak dla Edwarda była to szansa na uchwycenie magicznej mocy. Spojrzał na ptaka, mógł wywnioskować, co spowodowało upadek?
-
Poza tym że ptak był całkowicie przemoczony i śmierdział, to nie dostrzegał nic osobliwego.
-
Wyrzucił go do lasu, nic nie będę mu zaśmiecać cmentarza.
-
Usłyszał nagle dość przerażający odgłos, którego nie potrafił do niczego dopasować. W sumie mógł trochę brzmieć jak kłapnięcie paszczą, ale co miałoby grasować w lesie?
-
Wyjął rewolwer z kieszeni i skierował głowę w kierunku lasu, bo czołówka miała to do siebie, że miał patrzeć w danym kierunku. Odbezpieczył broń i wbił laskę w ziemię, tak by móc sięgnąć po nią w razie potrzeby. - Pierwsza zwierzyna… - Uśmiechnął się pod nosem. W razie czego ucieknie, to jego cmentarz, zna go lepiej niż jakieś trupojady. Ucieknie na zapadliska i gdy potwór źle stanie, tam go dobije
-
Dostrzegł w oddali coś na kształt psa, który właśnie dojadał ptaka, którego Edward wyrzucił. Nie był szczególnie Edwardem zainteresowany. Posiłek był zgoła ważniejszy.
-
Wycelował w jego głowę, wypuścił powietrze, wyostrzył zmysły i strzelił, celując w głowę bestii. Nie dojesz tego skurwysyny.
-
Pocisk chybił celu niemalże o włos. Stworzenie odskoczyło, warknęło i uciekło.
-
- Zostało pięć kul. - Powiedział pod nosem z przyzwyczajenia, ale nie zbliżał się do miejsca z ptakiem, tylko nasłuchiwał. Bydle może wrócić
-
Coś zatrzepotało mu nad głową.
-
Uniósł szybko wzrok i spojrzał co to.
-
Zobaczył co wyglądało jak uskrzydlony cielak, który wtedy to nasrał mu na głowę. Upuścił też kolejnego ptaka.
-
Strzepnął gówno z łba i oddał dwa strzały w kierunku cielaka. Musi upolowac choć jedną bestię!
-
Trafił perfekcyjnie i cielak zaczął spadać. Szybko.
-
Odsunął się, by w razie czego go nie przywalił i dalej nasłuchiwał, może wilko-coś wróci.
-
Cielak spadł mu na nogę. Zabolało. Póki co było cicho.
-
Na wszelki dźgnął go jeszcze laską w głowę i zaczął ciągnąć zdobycz do rezydencji. Nie będzie popierdalał z resztkami gówna na głowie.
-
Pachniało dość intensywnie, więc słusznie zdecydował o kąpieli. Dostał się do środka bez problemu. Co z cielakiem?
-
Zostawił w garażu, gdy upewnił się, że jest martwy laską i ruszył do łazienki.
-
Był po niedługim czasie w swojej łazience, która jak zwykle wyglądała niczym old-schoolowa wystawa z Ikei.
-
Wykonał podstawowe i zaawansowane czynności higieniczne, łącznie z wylaniem an siebie całej butelki wody kolońskiej i wyszedł z łazienki w czystym komplecie domowych ubrań. Ruszył na dół zająć się trupem cielca, obejrzeć go dokładnie.
-
Baaardzo capił wodą kolońską. Cielak sobie leżał i powoli się wykrwawiał.
-
Chuj, umyją podłogę. Zaczął oglądać ciało bestii. Jak wyglądało? Sprawdził wytrzymałość skóry i pazurów. Dobry będzie z niego materiał na zbroję i broń czy nie? Van Cliff dużo o tym myślał. Jeśli ma walczyć i eliminować potwory znacznie groźniejsze od tego, poza mocą potrzebuje ekwipunku. Co zabija lepiej potwora niż broń z potwora?
-
Skóra cielaka była nieco poszarpana, ale wciąż miękka. Pazury były całkiem odpowiednie.
-
- Bernardzie! - Wezwał swojego lokaja. - Przygotuj sprzęt do oprawiania zwierzyny. Zanoszę ją do pracowni łowieckiej! - Krzyknął i przeniósł bestię z garażu, do pracowni, gdzie przerabiał wszystkie swoje upolowane okazy. To pierwszy raz kiedy upolował potwora!
-
//
I ostatni//
-
Pracownia wciąż miała swój charakterystyczny nieodłączny zapach, którego Edward za nic nie potrafił się pozbyć. Cielak nieco ciążył mu w dłoniach. Bernard uwinął się z robotą i lekkim podenerwowaniem wycofał się z pracowni.
-
Zaczął swoją robotę. Chciał odseparować pazury, sprawdzić twardość i wytrzymałośc zębów, jesli dało się z nich zrobić broń to też, a samo ciało po prostu przygotować do wypchania. Postawi to gdzieś, albo wykorzysta na dowód. Flaki oczywiście do odpadów bio.
-
//recykling przede wszystkim
Zęby były zepsute i nie nadawały się do niczego. Racice cielaka były dość twarde, ale też jakoś nieszczególnie. Nagle brzuch cielaka zadrgał.
-
Przygotował swoją laskę do dźgnięcia w ruszający się obiekt. Pewnie cielak.
-
Cielak w ciąży z innym cielakiem? Dziwne, ale niewykluczone. W końcu jednak w pysku stworzenia pokazała się całkiem żywa… ryba.
-
Jakiś mutant czy zwykła?
-
Ciężko określić na pierwszy rzut oka.
-
Poszukał jakiejś foliówki, nalał tam wody, włożył do niej rybę i zawiązał. Niech se na razie żyje. Położył to gdzieś i wrócił do pracy nad cielakiem
-
Cielak nadal był martwy. Pozostało chyba niewiele do zrobienia. Co zamierzał zrobić teraz?
-
Znalazł w ciele cielaka jakies poszlaki co do tego, czy był to mutant czy pradawny potwór? Jeśli nie, zostawił trupa, Bernard sprzątnie. Umył się cały, zmienił komplet ubrań i wrócił na cmentarz z tym samym ekwipunkiem co wcześniej, nawet przeładował rewolwer. Wrócił w to samo miejsce i z czołówką na czole szukał śladów znaków ochronnych czy innej magii będąc przy okazji wyczulonym na wroga.
-
Śladów nie znalazł, a po drodze na cmentarz się wyłożył. Śladów póki co nie było.
//następnym razem coś go zaatakuje, nie rób tyłu rzeczy na raz xD
-
// Jak tylu rzeczy na raz? W sensie on się dosłownie przygotował do tego co miał zrobić, wyszedł to robić i przy okazji był czujny by coś go nie pierdolnęło. //
Wstał i otrzepał się, po czym uznał, że to bez sensu. Wrócił do rezydencji i poszukał wszelkich map cmentarza i jego spisów, najlepiej jak najstarszych. Zaczął szukać niepokojących i związanych z ponadnaturalnymi sprawami rzeczy. Jakieś zakazane strefy, nazwiska spisane krwią czy cuś.