Aspirton
-
Położone na Wielkich Pustkowiach, Aspirton jeszcze lata temu nie istniało. Swój zalążek miało w przystanku dla karawan Federacji Handlowej, które z czasem rozrastało się na tyle, że z jednego z większych miast Federacji przybył niejaki David Taylor i rozpoczął przemianę tego miejsca w pełnoprawną osadę. Przez jakiś czas to dzięki karawanom miasto mogło żyć i się rozwijać, ale gdy niedaleko kolejną linię kolejową położył Kolejarz, napływ karawan zmalał. Miasteczku groziła bieda i wyludnienie, udało się jednak postawić je na nogi, gdy wokół zbudowano mniejsze osady dla rolników, ponieważ w okolicy odnaleziono źródła czystej wody. Oddalono dzięki temu wizję głodu, a z czasem dochody zaczął przynosić handel z okolicznymi myśliwymi, w zamian za broń, amunicję, narzędzia i tym podobne dawali skóry, futra czy mięso upolowanych zwierząt, zapełnione tym karawany kursowały do większych miast, w drodze powrotnej przywożąc wodę, narzędzia, materiały budowlane i nowych osadników. Pomogły też wyprawy brata Davida, Thomasa, który ze swoimi ludźmi regularnie wyprawia się na pustkowia, przynosząc cenne łupy, od informacji do przedwojennej technologii i broni. Część towarów spływa też na czarny rynek, gdzie można kupić żywe okazy niektórych mutantów, broń i technologię, niewolników oraz wiele więcej.
Samo miasteczko położone jest na Wielkich Pustkowiach, otacza je więc pustka. Składa się przeważnie z drewnianej zabudowy, czasem ceglanej, choć zawsze z fundamentami, zwykle też z bieżącą wodą i elektrycznością. Poza budynkami mieszkalnymi jest tu też kilka sklepów, magazyny, stacje dla karawan, na które składają się choćby składy towarów, urzędy celne, warsztaty mechaników i motele, bary i niewielkie kasyna. O porządek dba Szeryf, mający biuro w sporym budynku w centrum, gdzie jest też jego kwatera, kwatery jego zastępców, Konstabli, dbających o porządek w mieście milicjantów, plac treningowy, strzelnica, zbrojownia, stołówka i więzienie oraz szubienice dla przestępców. W centrum stoi też ratusz, gdzie obradują miejskie władze, znajdują się tam też kwatery najemników, których wieże obserwacyjne i mniejsze placówki są rozsiane również po okolicy, oraz willa władcy miasta i okolicy, Davida Taylora. Formalnie dba on tylko o interesy Federacji, ale bez Federacji nie byłoby milicji, handlu, towarów, najemników i wszystkiego innego, więc to tak naprawdę on wydaje polecenia wszystkim w ratuszu nieopodal i to z nim konsultują oni wszelkie swoje decyzje. Miasteczko jest dodatkowo umocnione, otoczone murem z kamieni, gruzu i złomu, zaopatrzone w wieże obserwacyjne i gniazda dla snajperów oraz otwory strzelnicze dla zwykłej piechoty. Uzupełniają to sprytnie rozsiane pułapki, od wilczych dołów, przez miny-samoróbki, które dodatkowo ochraniają przedpole. W okolicy znajdują się też wspomniane wieże obserwacyjne, system wczesnego ostrzegania, oraz placówki najemników, ponieważ interesy Taylora rozciągają się poza samo Aspirton, to wspomniane już małe wioski, gdzie ludzie uprawiają ziemię i hodują bydło czy trzodę. Są dużo mniejsze, zbudowane prawie wyłącznie z drewna, nie tak dobrze zaopatrzone w wygody jak elektryczność czy kanalizacja, a poza budynkami gospodarczymi są tam też pojedyncze saloony i tym podobne. Same wioski są zwykle otoczone tylko niewielkimi murkami z kamieni, umocnieniami ziemnymi czy palisadami, ale w razie potrzeby ma to spowolnić ewentualnych najeźdźców aż przybędzie odsiecz lub mieszkańcy wraz z dobytkiem uciekną do samego Aspirton. -
Ludziom z wielkich miast Federacji mogłoby się wydawać, że życie na takiej prowincji to katorga, kara czy wręcz zsyłka. Ale David uwielbiał takie życie. A może uwielbiał tak władzę, którą tu miał? Wychodziło na jedno. Jednak poza władzą miał też obowiązki, nie mógł spędzać całego dnia na przyjemnościach, więc gdy tylko obudził się, umył, ubrał i zjadł sute śniadanie, udał się do swojego biura w przestronnej wilii, oczekując na swoich doradców, petentów, handlarzy, sekretarki, członków rady miasta czy kogokolwiek innego, kto chciałby z nim porozmawiać i załatwić jakieś sprawy.
-
Jak zwykle, praktycznie niezauważona, chyłkiem przy ścianach przemknęła twoja niewolnica, która zajęła się sprzątaniem brudu, który zwykle przynoszą ze sobą petenci, w dzisiejszych czasach za nim mając błotne ślady na wyliniałym dywanie.
-
Nie miał zamiaru jej przeszkadzać, a w oczekiwaniu na petentów zapalił cygaro i przeszedł się do pokoju obok, gdzie miał duże, przeszklone okno, z którego idealnie widać było całe miasteczko i część okolicy, co było jednym z jego ulubionych widoków.
-
Niezgodnie z harmonogramem, z miasta właśnie wyszedł pokaźnych rozmiarów oddział najemników. Uzupełniany był milicją, co było dość niespotykane, z uwagi na wzajemną niechęć i ciągłą rywalizację.
-
Oznaczało to coś poważnego, że zdecydowali się działać razem, a także pojawić musiało się jakieś nietypowe zagrożenie czy coś w tym guście, skoro nie było ich w harmonogramie. Nie miał zamiaru wyjść z wilii i gonić za nimi, aby dowiedzieć się szczegółów, wiedział, że Dyer sam przyjdzie mu o wszystkim zameldować, podobnie jak Szeryf, więc wciąż czekał, po spaleniu cygara z powrotem siadając za biurkiem i oczekując na przybycie gości.
-
Minuty z wolna płynęły, a do drzwi uparcie nikt nie chciał zapukać. Jedynie śniada dama wymknęła się równie cicho, jak się pojawiła.
-
//Powoli zaczynam rozumieć czemu tylko ja tu gram.//
Posiedział tak jeszcze kilka minut i w końcu wstał z fotela stojącego za biurkiem, a potem opuścił biuro, kierując się na początek do kwater najemników. Po drodze skinął na swojego ochroniarza, który powinien kręcić się gdzieś w pobliżu, żeby nie iść tam samemu, wierny Gurkh zawsze mu towarzyszył. -
Mężczyzna szybko znalazł się za twoimi plecami, pilnując odstępu trzech kroków. Przy kwaterach jak zwykle panował typowy wojskowy ruch, jednak sporo mniejszych, okolica była mocno uszczuplona o personel.
-
Kiwał głową tym, którzy sami go pozdrowili, stali na warcie, mieli jakieś oznaczenia stopni lub zwyczajnie znał ich z widzenia. Swoje kroki kierował prosto do kwatery Jednookiego Diabła, to z nim chciał się rozmówić w sprawie najemników, którzy niedawno opuścili miasteczko.
-
Siedział wygodnie rozparty w swoim fotelu, nawet lekko drzemiąc. Nie poruszył się, gdy wszedłeś, mając głowę spuszczoną na piersi.
-
Odchrząknął na tyle znacząco, aby go obudzić, ale nie na tyle, żeby gwałtownie wyrwać go ze snu, za bardzo obawiał się jego nabytych odruchów, kiedy to sięgnie po broń od razu po otworzeniu oka.
-
Potrząsnął głową, rozejrzał się po biurku i dopiero po chwili podniósł głowę.
- A, to ty… Co się stało, że zszedłeś tu do mnie, zamiast wołać mnie do tego swojego… - Zrobił nieokreślony ruch ręką - Pałacu. -
- Lubię czasem przejść się po okolicy i cieszyć nią oczy, zajrzeć do was i sprawdzić, czy niczego wam nie brakuje. - odparł, wzruszając ramionami. - A, przy okazji: siedząc właśnie w tym moim pałacu zauważyłem sporą grupę milicji i najemników, którzy opuścili Aspirton. Pomyślałem, że pewnie coś o tym wiesz, to twoi ludzie, przynajmniej najemnicy, a nie kojarzę, żeby w ich harmonogramie był jakiś patrol czy cokolwiek innego. Rozumiem, że dzieje się coś niespodziewanego i chcę wiedzieć co.
-
- No jak to? - Spojrzał na ciebie, jak na idiotę - Przecież godzinę temu wysłałeś mi gońca, żebym na szybko zorganizował duży oddział i posłał go w pole. Wytypowałeś mi kilku ludzi, resztę miałem sobie dobrać.
-
- Radzę ci więc wytypować kilku innych, żeby znaleźli tego gońca, niech się tłumaczy, bo nikogo nie wysyłałem. I sprowadź wszystkich z powrotem, jestem cywilem, ale z daleka śmierdzi mi to pułapką.
-
- Nie, nie, nie… Wszystko się zgadza - Chwilę szukał w biurku po wszystkich szufladach i w końcu położył przed tobą zatłuszczoną kartkę - Imię, nazwisko, pieczątka, rozkaz… Jest tak, jak być powinno.
-
This post is deleted! -
This post is deleted! -
Wziął kartkę i przyjrzał jej się dokładnie. Może i wszystko się zgadzało i najemnik dał się nabrać, ale David wiedział lepiej, jakie rozkazy wydał i co podpisał.
- To podróbka. Uwierz mi, że wiem, jakie rozkazy wydałem, komu i kiedy, a to, choć wygląda, jakbym to zrobił, to nie jest prawdziwy rozkaz. Natychmiast wycofaj swoich ludzi i tych milicjantów, którzy im towarzyszyli. Ja muszę sprawdzić, kto wydał polecenie bez mojej zgody.
Po tym znowu przejrzał rozkaz, dokładnie, aby poznać jego treść i sprawdzić, czy było to naprawdę tak dokładne, że Dyer dał się nabrać. -
Zgadzało się wszystko, co zwykle zamieszczałeś na takich papierach. Data, twoje dane i dane dowodzącego, nawet pieczątka. Chociaż… Ta była mocno zużyta, niektóre litery już były słabo odbite, a prostokąt je okalający już prawie całkiem się wytarł. To stara pieczątką, rozkaz miał datę dzisiejszą, ale ty nową pieczątkę dostałeś trzy dni temu.
Rozkaz nakazywał wyznaczenie Rękojeści jako dowódcy operacji, bezpośrednio pod nim miał znajdować się Taran, Kolano i Spawacz. Mieli sobie potem dobrać tyłu ludzi, ilu im było potrzeba “na daleki rajd”. -
This post is deleted! -
This post is deleted! -
- To stara pieczątka. - mruknął pod nosem tak do siebie, jak i dowódcy najemników. - Jesteś głuchy? Zabieraj ich stamtąd, jeśli nie chcesz mieć zbyt wielu trupów do pochowania. Wszystkich, najemników i milicję, która jest z nimi. Jeśli będą pytania, to ty nic nie wiesz, to była moja decyzja bez żadnych wyjaśnień. I nic nikomu nie mów. To, że ktoś sabotuje moje decyzje, musi zostać między nami, dopóki nie dowiem się, kto to zrobił.
-
Popatrzył na ciebie z nieodgadniony wyrazem twarzy, wyszedł za drzwi i rozmówił się z gońcem. Po chwili wrócił, zamknął drzwi na klucz i wrócił na swoje miejsce.
- Nie sądzę, żeby wrócili. -
- Nie zdążyli zajść zbyt daleko, więc czemu tak sądzisz?
-
- Wyjść miał Rękojeść - Wskazał palcem na kartkę - Od dawna burzył mi ludzi i robił ogólny zamęt. Siedzi w tym po uszy.
-
- Przekaż wiadomość do swoich ludzi w mieście i okolicy, że mamy zbiegów. Jeśli ich wypatrzą, niech meldują, a za odstawienie ich tu, najlepiej żywych, wypłacę nagrodę… Chyba że masz ludzi, aby zorganizować pościg już teraz i nie narażać jednocześnie żadnego miejsca na ataki bandytów?
-
- Dałem tylu, ilu mogłem - Pokręcił głową - Mam raptem kilku wolnych ludzi na ewentualny patrol, resztą pokrywam rejony. Chyba, żeby ściągnąć ich zmienników i wydłużyć tury na posterunkach, ale sam wiesz, jak to się może skończyć.
-
- Tak, tak… Dam znać, gdzie trzeba, i ściągnę nowych ludzi, żeby załatać te braki. Gdyby coś się działo, informuj mnie na bieżąco. A nawet jeśli nic się nie będzie dziać, masz mi dać znać.
Wiedział, że najemnik wykona polecenia, bo w końcu od tego zależała jego płaca i pozycja tutaj, więc skinął mu głową na pożegnanie i wraz z ochroniarzem opuścił budynek. Westchnął i udał się do siedziby Szeryfa, aby porozmawiać też o jego ludziach, którzy wzięli udział w tej eskapadzie. -
Ten także był w swoim biurze, jednak o wiele bardziej aktywny. Spacerował po biurze, o czymś rozmyślając, i co chwilę przeglądał jakieś dokumenty.
-
Skinął na ochroniarza, aby zostawił ich i pilnował drzwi do biura, aby nikt nie przeszkadzał w rozmowie, a później odchrząknął, aby zwrócić na siebie jego uwagę.
-
Podniósł na ciebie wzrok po dłuższej chwili.
- Ty? A gdzie twoje przydupasy na posyłki? -
- Postanowiłem zażyć nieco ruchu. I porozmawiać o czymś na tyle ważnym, co wyrwało mnie z zacisza gabinetu. Co wiesz o milicjantach, którzy niedawno wraz z grupą najemników opuścili miasto?
-
- Jakich znowu milicjantach? - Wydawał się być szczerze zaskoczony.
-
- Tak właśnie myślałem. Wraz z kilkoma najemnikami część twoich ludzi opuściła niedawno miasto. Rozmawiałem już z Dyerem, mówi, że jego ludzie już raczej nie wrócą, zdezerterowali. Mieli dobrać sobie kilku kompanów spośród milicjantów i iść na daleki patrol, tak figurowało w oficjalnym rozkazie. Problem jest tylko taki, że nie ja go wydałem, to fałszywka, a tamtym ktoś pomógł opuścić Aspirton.
-
- No to mamy grubszą sprawę - Rzucił na blat teczkę wyciągniętą niewiadomo skąd ani kiedy - Kilka spraw zaczęło nabierać sensu.
-
- Zamieniam się w słuch. Powiedz mi wszystko zanim zajmiesz się wystawieniem za głowy zbiegów listów gończych i rozesłaniem ich po okolicy. Chcę, żeby każdy szanujący się najemnik, łowca nagród czy łowca głów skusił się na dostarczenie ich tu, najlepiej żywych.
-
- Seryjny morderca, zaginiona karawana, kradzież broni, ubytki w zaopatrzeniu… Dobrze było to maskowane, dopiero dogłębna kontrola wykazała takie numery.
-
- Od teraz masz pilnować dokładnie każdego rekruta i kandydata. Jak szybko zdołasz wystawić i rozesłać listy gończe za każdym z nich? Nie tylko milicjantami, ale też najemnikami.
-
- Nawet nie mam pojęcia, kto wyszedł. Na tych, co do których mamy pewność, to minimum sześć godzin.
-
- To twoi ludzie, zrób zbiórkę, przelicz ich i dowiedz się, kogo brakuje. Wystaw za głowę każdego odpowiednio dużą nagrodę, ale z zastrzeżeniem, że chcę ich żywych. Cena nie gra roli, ale też bez szaleństw. Wszystko jasne?
-
- Nie, nic nie jest jasne. W jakie gówno znowu nas wpakowałeś?
-
- Nie ja, nie miałem na to wpływu. Nie moja wina, że Dyer nie potrafi rozpoznać fałszywego rozkazu, a ty upilnować swoich ludzi, żeby nie wałęsali się po pustyni z bandą najemników-renegatów. Dowiedz się, kogo brakuje, poślij kogoś do Dyera, on da ci dane swoich ludzi, którzy byli prowodyrami tej akcji. Wystaw listy gończe, dobierz cenę za głowę każdego z nich tak, aby każdy łowca nagród i głów czy najemnik w okolicy się skusił. Ale chcę ich wszystkich żywych, to musi być ważne, za trupa nagrody nie przewidujemy. Gdy wszystko będzie gotowe, daj mi znać. Od tej pory, do odwołania, wszystkie rozkazy, które otrzymasz, konsultujesz bezpośrednio ze mną. I zachowaj chociaż odrobinę należnego mi szacunku, tak na przyszłość. Do roboty, nie będę tu stać i mówić ci, co masz robić, to ty jesteś tu szeryfem i dbasz o bezpieczeństwo miasta i jego mieszkańców, które jest zagrożone przez takie wycieczki i dezercje. Ja tymczasem zajmę się tym, kto wydał ten fałszywy rozkaz. Czy teraz wszystko jest wreszcie dla ciebie jasne?
-
Skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na ciebie nieprzyjemnie, nawet groźnie. Mimo to odparł spokojnym, choć lodowatym głosem.
- Tak, wszystko jest już jasne. -
Pokiwał głową i położył mu dłoń na barku.
- Nie bierz tego do siebie, frustruje mnie ta cała sytuacja. Jak pewnie ciebie i Dyera. Ale załatwienie tego nie powinno zająć nam wiele czasu i wszystko wróci do normy. -
Westchnął ciężko, jak stary człowiek, który już przeżył zbyt wiele.
- Zrobię, co się da. Ale wyniknie z tego gruba afera. -
- Dezercja i tak dalej, rozumiem. Nie mam zamiaru jednak ich wieszać, odsiedzą swoje, odpracują co trzeba i tak dalej, gdyby było inaczej, zadowoliłyby mnie równie dobrze ich głowy, a chcę ich żywych.
-
- A to może być o wiele trudniejsze. Sam wiesz, jak to jest, gdy chłopaki ścigająca dezerterów.
-
- Dlatego nie chcę, żeby zajmował się tym kimś z twoich ludzi czy najemników Dyera. Wezmę się za swoje kontakty w miastach Federacji i sprowadzę tu kolejnych ludzi, a do tego czasu zadaniem tym mają zająć się najemnicy, łowcy nagród i łowcy głów, którzy z naszym miasteczkiem i jego mieszkańcami nie mają żadnych bliższych więzi.