Sprawy Wewnętrzne
-
Król Bolesław
Twarz Bolesława zrobiła się czerwona. On na serio tak głośno chrapie? Może powinien zacząć spać na brzuchu, z zanurzoną w poduszce głową? Ech, szkoda marnować myśli na to. Jest Królem, może sobie chrapać, ile sobie zapragnie.- Dobrze, teraz powinienem zająć się czymś produktywnym. Wszyscy coś będą robić, a ja siedzę i wbijam swoje kły w kiełbaski. Tak to być nie może. - Król w tej chwili zdał sobie sprawę z tego, że poza rasistowskimi teoriami nie ma żadnego ciekawego hobby. No kto by pomyślał. - Ciekawe czy nasze Biblioteki mają coś ciekawego… - Król spojrzał na swojego szczurzego sługę. Cholera, jaki on brzydki. W sumie jak każdy Skaven, ale nadal dziwnie się na te stwory gapi. Małe łapcie, zgarbione ciało i te popieprzone siekacze. Ich ciało ma jakieś pozytywne cechy jednakowoż. Zapewne tak jak swoi szczurzy kuzyni mają cholernie dobry słuch a jeszcze lepszy węch. W sumie to, czemu tak mało jest Skavenów pracujących w gastronomii? W wywiadzie zapewne pracują wyśmienicie, ale czy nigdy nie brali pod uwagę gotowania w jakiejś miłej restauracji z takimi naturalnymi przymiotami? W sumie to czy są jacyś sławni Skaveńscy Kucharze? A no przecież, to szczury. Żaden szanujący się kucharz nie wpuści szczura do kuchni, bo sanepid. - Dobra moje myśli idą w złą stronę. - puknął się pary razy w głowę. Ciekawe czy coś było w tej kiełbasie. - Sługo, udaj się do mojej straży zamkowej. Powiedz im że ich Król oczekuje dwóch strażników przy stajniach w te pędy. Mają mnie strzec w czasie mej małej podróży do miasta.
-
Arcyksiężna Sly Lumisianso
- Zacząłem miewać… sny. Dla rodowitego derenarczyka to było nie do pomyślenia, wszak czystokrwiści obywatele Pradawnego Miasta nie miewają snów. Pierwszy miał miejsce na kilka tygodni przed incydentem który doprowadził mnie do tego stanu. Byłem na jakiejś dziwnej łące pośrodku lasu, a wszystko wyglądało jak z obrazka dziecka które nigdy nie widziało świata na zewnątrz i mogło liczyć tylko na swoją wyobraźnie. Szedłem po trawie, tak niebieskiej jak światła tych pochodni aż do klifu z posągiem podobnym do tego, tylko kompletnym. Było tam kilkunastu kapłanów, a w powietrzu unosiło się muzyka której nie da się zagrać na żadnym instrumencie w akompaniamencie śpiewu zbyt słodkiego, by mogła go z siebie wydać materialna krtań. Sny te męczyły mnie noc w noc.
Sam fakt ich posiadania mnie odrzucał, ale niech Volstain ograbi mnie z całego złota, jeśli ich nie łaknąłem. Czułem, że ma to związek z energią tej wyspy, jednak nic nie mogłem i tak z tym zrobić.
Przedostatniego dnia lata mieliśmy z żoną dwudziestą rocznicę ślubu. Przybyło wiele znajomych lordów i hrabiów, tamtego wieczora wypadał szafirowy księżyc, a w powietrzu aż duszno było od magii. Bawiliśmy się w najlepsze, kiedy Lisa podekscytowana powiedziała że dokonała niesamowitego odkrycia i bym czym prędzej zszedł na dół, do kaplicy. A ja… ja ją zbyłem, stwierdziłem że nie mam czasu. Wolałem siedzieć a górze z gośćmi niż zobaczyć o co chodziło mojej córce. A ona tak strasznie nalegała! W końcu dla świętego spokoju poszła z nią Syphia. Ledwie pamiętam co się później stało. Jedynie dziwny, nienaturalny pisk i jakby fala magii uderzyła we wszystkich biesiadników. Obudziłem się kilkanaście dni później. Przy stole, biesiadując. Nigdzie nie było ani mojej córki, ani żony. Żadnych zwłok, czy nawet kupki popiołu. Chciałem stąd uciec i to czym prędzej, ale im dalej oddalałem się od posiadłości, tym bardziej czułem że umieram. Jakby moja dusza nie tkwiła dłużej w moim ciele, tylko w tym cholerstwie. - kopnął posąg. - Zawsze potem siadałem na swoim tronie i… zasypiałem. Zawsze śniłem o tamtej biesiadzie, przeżywałem ją na nowo tysiące razy. Zawsze w inny sposób. Budziłem się tylko po to, by zobaczyć ze moje ciało gnije coraz bardziej, coraz więcej mięśni ześlizguje się z moich kości i gnije na posadzce i zmienia się w proch. Samemu zorganizowałem swoją własną klątwę.Doża Estella Le Torneu
- Och, a co doża chciałaby wiedzieć? - nieco się rozluźniła, kiedy temat przeszedł na coś na czym się zna - Do tej pory udało nam się ustalić ich wewnętrzną hierarchię, zwyczaje godowe… - wyciągnęła notatnik z kieszeni - Nie są to lata badań, ale każdego dnia dowiadujemy się więcej!Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
Ciężcy żołnierze naparli do przodu, stając się falą która uderzyła w falę. Bitwa zaczęła przybierać ten charakterystyczny, chaotyczny kształt, gdzie coraz mniej liczy się głos dowódcy, co umiejętności żołnierzy. Część bitwy weszła wgłąb mgły, która coraz bardziej zaczyna utrudniać ci dowodzenie.Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
Musiałeś odjechać spory, nawet bardzo spory kawałek za miasto, bo za pomocą lektyki dotarłeś tam dopiero późną nocą. Gdy dotarłeś na miejsce nie zobaczyłeś niczego, co mogłoby wskazywać na to że gdzieś tutaj jest świątynia grzechu. Byłeś dosłownie pośrodku niczego. Dookoła nie było niczego, poza mdło-zielonym mchem. Jedyne co się wyróżniała to niewielka chatka z bali, stojąca w połowie wznoszącego się wysoko w górę klifu.Król Bolesław Popiel III
Może i pracują w gastronomi, kto wie? W końcu nie miałeś okazji poznać swojego obecnego kuchmistrza… W każdym bądź razie szczuroczłek ukłonił się nisko i wyszedł z sali powiadomić strażników. Wystarczyło już tylko udać się do stajni osobiście. -
Król Bolesław Popiel III
To nie pozostaje mu nic innego niż udać się już teraz. Tylko niech weźmie parę gessos oraz jakiś sztylecik. Tak dla pewności. Dawno nie wychodził ze swojej siedziby, więc był ciut podekscytowany tym niby zwykłym wydarzeniem. -
Arcyksiężna Sly Lumisianso
Nie wiedziała, od ilu minut Baron milczał, a od ilu powinna coś powiedzieć. Myślami jakby utkwiła w jednym miejscu, próbując znaleźć w tym jakiś sens. Tylko, że spotkała się z wielką niewiadomą, która była obca zapewne nie tylko dla niej, ale też dla części jej własnego środowiska.
– Co się stanie, jeżeli powiem panu, Baronie, że Costalia może pomóc? – Zaczęła ostrożnie, powoli. – Jeżeli Baron się zgodzi, to możemy ściągnąć na wyspę badaczy i naukowców, spróbować ruszyć śladami pańskiej córki. Dać możliwość naprawienia tego. -
- Bardziej interesuje nas jak można to wykorzystać lub spieniężyć. A raczej czy są na to szanse. Oprócz oczywiście skór i podrobów.
-
Król Bolesław Popiel III
Po zabraniu potrzebnych rzeczy, dotarłeś na dziedziniec gdzie pod stajnią już czekali twoi rycerze na koniach, oraz stajenny który właśnie skończył oporządzać twojego wierzchowca. Piękny siwy ogier, naturalnie krwi wolańskiej, już czekał na ciebie osiodłany.Arcyksiężna Sly Lumisianso
- Pomóc, hm? - spojrzał na ciebie pustymi oczami - Pomóc mi odejść z tego świata, czy zmienić banderę na Costalijską?Doża Estella Le Torneu
- Och. Em… - speszyła się i zaczęła nerwowo przeglądać notatki - N-na razie nie odkryliśmy sposobu jak można by było zarabiać na… eksploatacji tych wyjątkowych stworzeń. -
Arcyksiężna Sly Lumisianso
– Pomóc w umożliwieniu podjęcia samodzielnej decyzji – odparła neutralnym tonem. – Widzę tutaj szansę współpracy, nie oczekiwanie posłuszeństwa. Zwłaszcza, że ewentualne działanie z naszej strony pojawi się dopiero wtedy, kiedy padnie na to twoja zgoda, Wielki Baronie. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
Tej cechy swojego ludu akurat nie lubił. Małpy z północy potrafiły pokazać gdzie co i jak, wielcy wojownicy mieszkali w wielkich pałacach, wielcy magowie w wielkich wieżach, a wielkie kurwy w wielkich zamtuazach. Na południu każdy mieszkał w chacie z bali i kamieni albo grocie, dopiero wnętrze ujawniało wszystko. Zszedł z lektyki i kazał niewolnikom rozbić obóz gdzieś w pobliżu i czekać na niego. Sam ruszył do chaty, czekając na niezapomniane doznania, jakie powinny go czekać na miejscu. Ach, dawno nie zaznał niczego tak pociągającego, by zjerzyło mu włosie. -
Król Bolesław Popiel III
Ach konie. takie głupie ale przydatne stworzenia. Pomyślcie co by się stało gdyby nigdy ich nie było? Losy ludzkości z pewnością nie byłyby tak wesołe. Czemu tak myśli Bolek? Cóż jesteśmy jedną z tych ras, które mocno sobie ukochała te stwory, dodatkowo odległości która można nimi przemierzyć uzasadniają czemu ludzie są rozprzestrzenieni po całym Południu Kontynentu a nawet kawałkach północnych. Na morzu rządzą statki a na lądach konna jazda. Chyba że ktoś wymyśli inny rodzaj transportu. Ale to na pewno długa droga dla techniki. statki lądowe przyszłości.Bolesław wsiadł na konia bez problemów. Nie pierwszyzna dla człowieka, który marnował swój studencki czas na wyścigach konnych i teatrze. Szczególnie jak nie płaciłeś za bilety i musiałeś uciekać do lasu na parę dni. Ach, te wspomnienia. - Znają Panowie dobrze stolicę? - zapytał się swoich rycerzy, łapiąc się w międzyczasie za wodze na koniu. Pogłaskał konia po grzywie. To idealny sposób, by sprawdzić, czy dbają dobrze o konia. Na grzywie może zebrać się różne świństwo w tym łupież. Jeśli o tego konia dobrze dbają, to można być pewnym, że brudów, będzie minimum, jeśli nie wcale. W królewskich stajniach każdy detal się liczy, inaczej byłaby to zwykła stajnia.
-
- A czy są jakieś propozycje jak można wykorzystać lub zarobić na nich w przyszłość?
-
Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
Zebrał wokół siebie Watażków, a przynajmniej tych, którzy nie walczyli ze Szturmoszczurami na pierwszej linii.
- Szturmoszczury ich zatrzymają, ale nasza linia piechoty wygląda gorzej niż Krasnolud po tygodniu chlania, postawić ich na nogi! Uporządkować szyki, niech będą gotowi do walki. Klanbracia pierwsi, mają się bronić i utrzymać linię, reszta za nimi, w gotowości do ataku. Ruszać!
Nim posłał ich wszystkich z rozkazami, zatrzymał jednego ze Skavenów:
- Idź z nimi, ale znajdź mi tuzin żołnierzy, najlepiej takich, co wykazali się odwagą w bitwie albo po prostu szybką biegają. A najlepiej oba. I ściągnij mi ich tu, potrzeba mi posłańców. -
Arcyksiężna Sly Lumisianso
- Czasy zmieniły się aż tak, że zaczęliście słynąć z respektowania słowa nie? - prychnął i pokręcił głową. Zamilkł na chwilę lub dwie, po czym w końcu dodał.
- Możesz sprowadzić tutaj swoich myślicieli, może coś wymyślą. Ale będą patrzeć tylko na to na co im pozwolę, bo inaczej już nic nie zobaczą. Czy to jest jasne?Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
Po wejściu do chaty nie zobaczyłeś nic niezwykłego. Dosłownie. To była zwykła stara chata. Jedna izba w której było pojedyncze łóżko, stół z dwoma krzesłami, komoda, skrzynia, kominek z paleniskiem na którym w garnku gotowały się małże i fotel w którym siedziała starowinka dziergająca coś na drutach.
- W czym mogę ci pomóc, podróżniku. - powiedziała babcinym głosem. Prawie na pewno nie była prostytutką. Ale gdzie w takim razie jest zamtuz?Król Bolesław Popiel III
- Urodziłem się i wychowałem na ulicach Żdołu. - powiedział rycerz o rudych włosach i lekkim wąsie - Aleksander Stolicki, do twoich usług mój królu. Mój kompan to Żegota Kosmicki, zwany Cyganem. Nieco starszy, i brzydszy, z wyglądu rycerz o włosach w kolorze łysiny ukłonił się gdy został wspomniany.
- To zaszczyt móc ci dziś towarzyszyć, mój panie.Doża Estella Le Torneu
- T-tylko czy to konieczne? Przecież wartości istoty nie mierzy się cenie jej organów na rynku, prawda? - zaśmiała się bardzo nerwowoNadherszt Zoskrit Wybebeszony
Młody dowódca kiwnął głową i ruszył wykonać rozkaz. Twoi klanbracia szybko się pozbierali, a przynajmniej ci którzy jeszcze byli w stanie i ruszyli do boju, walcząc teraz ramie w ramie ze sztormoszczurami. W końcu twoi posłańcy przybyli na twoje żądanie. Ciekawa zbieranina, ale widziałeś w ich oczach doświadczenie i determinacje. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
- Lygi af forfalli. Wieść gminna niesie, iż to tu mieści się jądro wszelkich przyjemności i grzechów. Pożądam go. - Powiedział spokojnie, strzepując z szaty śnieg przed wejściem. Widział wiele dziwactw, równie dobrze to może być iluzja, a starowinka przed nim zmieni się w sukkuba, gdy tylko powie odpowiednie słowa. -
Arcyksiężna Sly Lumisianso
– Badaczy to z pewnością ucieszy – odparła, lekko znudzona zachowaniem Barona. Zapewne typowym dla tych, który dom to Ruiny. – Możesz się spodziewać, Wielki Baronie, że na wyspie pojawi się wielu zainteresowanych. Zapewne też badacze z Dotenardu. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
- Przyjemności i grzechów? - zaśmiała się - Och, chyba pomyliłeś adresy mój drogi podróżniku. Żadna ze mnie grzesznica, kochanieńki. Pewnie pomyliłeś adresy i tak czasem bywa. Proszę, poczęstuj się małżami zanim ruszysz w dalszą drogę. Sama je zbierała. - wskazała na bulgoczący wywar nad paleniskiem.Arcyksiężna Sly Lumisianso
- Zdaje się że będę musiał rozkazać służbie odkurzyć pokoje gościnne. - zaśmiał się -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
Ragnheidr może i był niewierny, ale nie wierzył w przypadki. Małże są według legend środkiem na wzmacnianie popędu. - Z chęcią. Dziękuję za gościnę. - Skinął głową i z pomocą jakiejś łychy czy czegoś takiego spróbował wywaru i samych małży prosto z gara. - Nie słyszałaś o niczym takim w okolicy? To powinno być tu. - -
Arcyksiężna Sly Lumisianso
– Czyli postanowione? -
Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
- Ta przeklęta mgła… - mruknął, gdy ci przyszli. - Mgła za bardzo ogranicza nam widoczność, może nie przeszkadza w walce, ale w dowodzeniu już tak. Dlatego mam dla was ważne i odpowiedzialne zadanie, za wypełnienie którego wszystkich wynagrodzę, gdy bitwa się skończy. Sześciu z was ma za zadanie obserwować pole walki i donosić mi o wszystkim, co się dzieje na polu bitwy, abym mógł wydawać rozkazy. Reszta zostaje tutaj, będziecie przekazywać moje polecenia Watażkom lub żołnierzom.
Nie pytał, czy wszystko było jasne, bo zwyczajnie było. Aby przyspieszyć proces, wybrał sześciu z nich i posłał na obserwację, resztę trzymając jako posłańców i czekając na wieści, gdy wysłana szóstka powróci z meldunkami. -
Król Bolesław Popiel III
- Dla mnie zaszczytem za to będzie wasze towarzystwo. - powiedział zadowolony ze swojego towarzystwa. - Cieszę się, że będziecie mi towarzyszyć. Jeśli mam być szczery to samej stolicy poza moim pałacem nie znam. Dzisiaj niestety nie będziemy mieli czasu na zwiedzanie tego wszystkiego. Dzisiaj wyruszamy wyłącznie poszukać parę rarytasów, w Księgarniach oraz Bibliotekach Żdołu. - Król popatrzył się na młodszego rycerza. - Panie Stolicki, jest Pan Autochtonem tego miasta, z pewnością znającym takie miejsca. Czy mógłby Pan poprowadzić naszą wesołą rajzę do celu? -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
Małże wyglądały dziwnie, trójkątne i z czerwonymi żyłkami na skorupie. Smakowały równie niezwykle, choć nie mogłeś powiedzieć że źle. Nie mogłeś wskazać co było z nimi nie tak, ale zdecydowanie coś było.
- Och, słyszałam o różnych rzeczach, poznałam wiele historii. Szkoda że nie było komu później ich opowiedzieć…
Kiedy wypowiedziała te słowa, czułeś że przytomność zaczyna cię opuszczać. Ledwie udało ci się dojść na chwiejnych nogach do krzesła, by po chwili paść głową na stół. Miałeś wrażenie jakbyś zasnął na trzy sekundy, po czym się obudziłeś. Leżałeś na łóżku na kołkach, ciągniętym przez dwie zamaskowane kobiety w dość skąpym stroju. Byłeś w jakiejś jaskini.Arcyksiężna Sly Lumisianso
- Śmiało Arcyksiężno, sprowadź kogo tam sobie chcesz. Moja wyspa jest dla was otwarta.Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
Zasalutowali i zniknęli w mgle. Długo nie wracali, aż w końcu jeden z nich przybiegł, zdyszany.
- Sz-szykują się do flankowania, mój panie! Jakieś dwie setki mnichów z cepami na obie! - zanim wydałeś rozkaz w tej sprawie, przybiegł drugi widocznie ranny - Nadarcykapłan i jego magowie zeszli ze wzgórza i są w sercu doliny! Chyba szykują jakiś rytuał!Król Bolesław Popiel III
- Z najwyższą przyjemnością, mój panie. - przytaknął i zaczął prowadzić was orszak. Szybko trafiliście na ulice miasta. Z bólem musiałeś przyznać, ze miasto wyglądało raczej przeciętnie. Mało reprezentatywnie, jak na stolicę królestwa. Może ulice nie były bardzo brudne, a domy krzywe, ale szału nie było.
- Jeśli mogę zapytać, czy szukamy czegoś konkretnego? - rzekł twój przewodnik po chwili podróży - Najlepiej wyposażona biblioteka w mieście to biblioteka królewska, która znajduje się przecież w zamku. A rzadsze książki łatwiej znaleźć w prywatnych zbiorach bogatszych szlachciców. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
- Widać, legendy nie kłamały. - Wyrzekł sprawdzając stan swojego ciała. Coś poza odrętwieniem spowodowanym brakiem przytomności? Rozpoznawał może wzór masek? No i czy kobiety były zwierzoludkami czy północnicami? -
Król Bolesław Popiel III
- Czego szukamy? - Szczerze nie myślał, że odważy się w ogóle wyjechać do miasta. Przecież teraz chyba nie karze im zawracać. - Cóż Królewska Biblioteka zapewne nie posiada ksiąg na temat Muru, bo pewnie Witold III wszystkie je spalił. Więc będę zapewne szukał książek o tej tematyce. I może coś o kowalstwie. - dodał. - Jak kupię coś, co jest w mojej bibliotece to nic się nie stanie. - zaśmiał się. Cholera, po co byłeś tak impulsywny? - Niestety nie kojarzę, by bogaci szlachcice interesowali się kowalstwem, więc miałem nadzieję, że ktoś z ludu mógł taką książkę napisać. Mamy jakąś Gildię Płatnerzy lub kowali u nas? Oni z pewnością posiadają księgi na ten temat. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
Były z północy, ale nie wiedziałeś czy to elfki czy ludzie. Maski przedstawiały powykręcane twarze demonów, raczej nie sukkubów. Na karku miały wytatuowane trzy słowa zapisane w nieznanym ci salesiańskim alfabecie. Odniosłeś wrażenie że już raz je widziałeś. Szybka inspekcja ciała pozwoliła ci określić dwie rzeczy: byłeś nagi i związany. Twoje kończyny były przykute łańcuchem do łóżka. Kamienny korytarz którym jechałeś wyglądał trochę za mrocznie jak na dom publiczny.Król Bolesław Popiel III
Akurat księgi o murze znalazłbyś bez bez problemu, bo mimo nienawiści do muru, twój przodek raczej studiował go dokładnie.
- Oczywiście, mamy w mieście takie gildię, bez problemu znajdzie tam Król księgi jakie tylko będzie chciał. Woli król odwiedzić gildie kowali, czy metalurgów? Ostrzegam, że te organizacje są ze sobą mocno skłócone. Wizyta w jednej z nich będzie prawie jak okazanie jej poparcia. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
Był spokojny. Rozluźnił się, ocenił jakoś więzów i potencjalną siłę domniemanych kultystek. Oglądał też otoczenie. Pozwoli przedstawieniu trwać. Maski demonów wskazują na to, że to nie kultyści żadnego boga, więc o to martwić się nie muszę. To kobiety, zostały tu sprowadzone, więc pewnie stoi za tym mój rodak. Jeśli to kult demonów, mogę się napierdalać, choć nie mają powodu by mnie atakować, jestem wszak znany z braku pobożności. Nago będzie ciężko, ale zawsze mogę użyć jednej z nich jaki maczugi, albo złamać sobie rogi i użyć ich jako broni. Jeśli to po prostu pojeby, też nie będą dużym wyzwaniem. Kurwa, dawno takiego dreszczyku emocji nie czułem. -
Król Bolesław Popiel III
- No to wpadłem jak śliwka w kompot. - zagryzł swoją wargę. Szkoda, że nie przebrał się przedtem za jakiegoś paniczyka. - Wiem, że mogę zabrzmieć jak ignorant, ale o co są skonfliktowani ? Zdawało mi się, że kowale oraz metalurdzy będą współpracować, by wyrabiać lepsze stopy metali a z nich lepsze produkty. I mam nadzieję, iż nie chodzi o konflikt kwestii produkcyjnej filozofii pod tytułem „jakość kontra liczebność”. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
To były porządne, stalowe kajdany, na dość krótkim łańcuchu, co raczej utrudni ci ich rozerwanie. W końcu dojechaliście do drewnianych drzwi wzmocnionych żelazem które otworzyła jedna z kobiet. W sali fajkę dopalała kolejna kobieta, chyba wampirzyca, ale nie mogłeś sie przyjrzeć bo od razu założyła zsunęła maskę na twarz. Podeszła do ciebie, złapała za pysk, obróciła go kilka razu a nawet zajrzała ci w dziąsła.
- Kawał mięcha. Ten będzie raczej na rostbef niż na bigos. Ale to już Pustooki oceni. E, brzydalu, przyjechałeś z kolegami? I co ci się w rękę stało?Król Bolesław Popiel III
- A o co tam nie są skonfliktowani! Raz, że rodziny które nimi rządzą, Kociołkowie i Bosmańscy rywalizują ze sobą chyba jeszcze od czasów Derenary. Nienawidzą się jak cholera, co wpływa na całą strukturę gildii. Dwa, że ci nawzajem się sabotują, podburzając do siebie nawzajem gildię kupców i górników, a nawet przemytników! Oczywiście rywalizacja toczy się o rudę i kruszce. Trzy, to wojna ideologiczna, bo kowale to tradycjonaliści, a metalurdzy chcą innowacji i postępu. Mógłbym tak to ciągnąć cały dzień a i tak bym o czymś nie wspomniał! -
Król Bolesław Popiel III
- To teraz czas się zapytać o to, kto i jak może mi później okazać wdzięczność za ich odwiedziny. W końcu wizyta Króla jest o wiele więcej warta niż książka. - a przynajmniej tak myślał. - Choć przyznam wyraz taki jak postęp i innowacja zaciągają mnie bliżej Metalurgów. Wszak Postęp jest dziś kluczem dla zmian w tym kraju. -
Król Bolesław Popiel III
- Obie gildie mają dość spore wpływy w państwie, mimo tego że w większości zużywają je na niszczenie siebie nawzajem. Dobrze by było mieć któreś z nich za sojusznika, ale z drugiej strony robienie sobie wroga również może nie być zbyt rozważne. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
Łańcuch na lodowej ręce przemarzł tak, że łatwiej byłoby go rozbić? Zaśmiał się na komentarz o byciu brzydalem. - Ostatnia osoba, która mnie tak nazwała skończyła rozszarpana na strzępy przez kruki na Wierchu Upadłych, ale… poprawiłaś mi humor, więc ci odpuszczę. - Wyszczerzył zęby w złowieszczym grymasie i splunął na bok. - Słyszałem wiele rzeczy o Lygi af forfalli, lekko się zawiodłem. Jedyne kurwy jakie spotkałem mają twarze tak szkaradne, że muszą nosić maski, a tą fajkę pewnie jarałaś by ukryć zapach gnijących zębów. Podobno Glony Alghra pomagają, ale ja tam zawsze wolałem wybijać, zwierzoludziom zawsze odrastają. Prowadźcie do tego Śleponosego, bo zaczynam się nudzić. - -
Król Bolesław Popiel III
- To też prawda. Jest jednak takie crimetrańskie powiedzenie, które sobie wziąłem do serca. - odrzekł władca. - „Jeśli nie masz wrogów, to jesteś nikim". A jeśli, któryś z nich na tyle jest odważny, by mieć jeszcze Króla na głowie, to jest większym głupcem ode mnie. - Westchnął. - Pojedziemy jednak do obu, najpierw do Metalurgów, a potem do Kowalów. Nie mam ochoty wywyższać żadnego z nich. Jak odwiedzę obu, to żaden nie będzie miał monopolu na moje poparcie, a jeśli wezmą to za obrazę obie strony, to wywyższę tego, kto mi nie nadepnął na odcisk w podzięce. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
- Patrzcie, kolejny śmieszny się trafił. - prychnęła
- Taki dziś przemiał że ciężko się dziwić. Ostatnio sami smutni się trafiali. - stwierdziła jedna z dziewczyn która cię przywiozła
- Zobaczymy jak będzie się śmiał jak na stół trafi! - zaśmiała się druga
- Wtedy wszyscy się śmieją - wampirzyca westchnęła i poprawiła maskę - Dobra, zabrać go do przedpokoju, do dwójki. Doktor zaraz go przyjmie.
Dziewczyny znów zaczęły ciągnąć twoje łóżko. Po krótkiej podróży dotarliście do pokoju, który już bardziej przypominał burdel, tylko że zrujnowany. Czerwone szkło na lampie potłuczone, obrazy podarte, tapety pozrywane. W sali w podobnej sytuacji było dwóch mężczyzn; młody krasnolud i nieco podstarzały z wyglądu elf. Kobiety zaparkowały twoje łóżko obok tego pierwszego, po czym wyszły.
- Och, widzę że i pan znalazł się w dość kłopotliwej sytuacji. - stwierdził krasnolud. Miał krótkie, czarne włosy i podobną w stylizacji brodę. Też był nagi, dzieki czemu mogłeś zobaczyć interesującą kolekcję tatuaży. - Thagram kor Thaar, miło poznać. Uścisnąłbym rękę, ale… - gestem pokazał że i on jest przekuty - Ten tutaj to…
Nim dokończył do sali weszły kolejne dwie kobiety, tym razem chyba inne i złapały za wózek z elfem i odjechali w akompaniamencie jego przerażonych krzyków i desperackiego szarpania łańcuchów.
- Cóż, to chyba nie ma już znaczenia.Król Bolesław Popiel III
- Niech i tak będzie, mój panie. - powiedział raczej nie przekonany i skręcił w jedną z ulic. Po niecałej minucie dotarliście do siedziby gildii metalurgów. To był imponujący, masywny budynek otoczony równie potężnym murem, który jednak nie mógł ukryć wysokich kominów wypuszczających kłęby czarnego dymu. Strażnicy szybko się zorientowali z kim mają do czynienia i natychmiast otworzyli bramy, wpuszczając cię do środka. Dziedziniec był prawie tak duży jak ten w twoim zamku! -
Król Bolesław Popiel III
Wysiadł ze swojego konia. - Widzę, że mam tutaj do czynienia ze sporą inwestycją. - Zwrócił się teraz do jednego ze strażników Gildii. - Poinformujcie Mistrza o przybyciu gościa. Bądź mu tak łaskawy powiedzieć mu, że czas się nagli, a ja nie mogę niestety przebywać na dziedzińcu cały dzień. Zrobisz to dla Mnie? -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
- Ragnheidr, Wielki Wódz Kurdilatu. Bawi mnie ta sytuacja cholernie. Cóż, myślę, że dość tej zabawy. Umiesz się bić, jak to karzeł, nie? W razie czego, jakbym cię nie rozpoznał po uwolnieniu, to po prostu spierdalaj i pomóż mi w walce, jeśli w jakąś wejdę. No to zaczynamy przedstawienie, skurwysyny. - Stabilizacja oddechu i całkowite rozluźnienie mięśni. Spowalniasz serce tak, by prawie przestało bić. Wyłączasz umysł i popadasz w stan całkowitego odprężenia. I gdy twój organizm prawie uśnie, Zagryzasz zęby i wykonujesz szybkie wdechy i wydechy, napinając wszystkie mięśnie, tak, że prawie łamią kości. Wytrzeszczasz oczy i prawie łamiesz sobie zęby. Nasłuchujesz własnego ciała, zatapiasz się w wojennym rytmie serca. Nagryzasz wargę i smarujesz językiem górną zewnętrzną wargę. Zasysasz powietrze, upajając się zapachem krwi. Wyobrażasz sobie pierwsze morderstwo, pierwszego zabitego gońca. Pierwszego zjedzonego niedźwiedzia. Pierwsze dziecko jakie zabiłeś, by w przyszłości nie mściło się za rodziców. Pierwszy gwałt, pierwszą spaloną osadę. Pierwszą rzeź, pierwszą walkę na śmierć i życie. I na końcu… Przypominasz sobie swoją porażkę, tą największą. To, iż jesteś duszą, a to wokół ciebie to ułuda. To worek mięsa, narzędzie. Ty też nie istniejesz. Jesteś niczym i czujesz wściekłość. Chcesz być czymś. Chcesz mieć moc by nie mieć wątpliwości. Nie mieć wątpliwości, że istniejesz. Ale przejmuje cię bezsilność. Wpadasz w amok. Tak zaczyna się berserkerski szał. - AAAAAHHHHHGRAAAAA! - Wydarł się Wielki Wódz starając się rozerwać po kolei więzy, korzystając z panicznej siły szału zesłanego z głębi pustki. -
Król Bolesław Popiel III
Ukłonił się i pobiegł do sali, ale wyprzedził go sam prezes gildii. Potężnie zbudowany mężczyzna, pod każdym względem. Bez źdźbła włosów na głowie, choć może czapka z bobra coś tam skrywała. Ubrany był w bogate szaty pomalowane na czerwono. Powitał cię z otwartymi ramionami, choć oczywiście nie zapomniał się ukłonić w odpowiednim momencie.
- Król Bolesław! Jak to miło że pan wpadł! - mówił z szerokim uśmiechem - Prezes Dobrosław Bosmański, to zaszczyt móc króla ugościć w moich skromnych progach.Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
Szarpałeś się, miotałeś, rzucałeś i ryczałeś w niebogłosy jak prawdziwy szaleniec. Jedyne czego udało się dokonać, to dorobić wielu pęknięć nowych pęknięć na lodowym ramieniu i przewrócić łóżko na którym leżałeś. W końcu berskerski szał cię opuścił, a ty dalej byłeś w tej samej sytuacji, co przed chwilą.
- Ha! Mówiłam ci że ten też będzie tego próbował. - powiedziała jedna z dwóch dziewczyn które weszły do środka. To były te same które cię tu przywiozły.
- No. Co jak co, ale doktorek to jednak umie wyciągać wnioski. Jak się zimą jeden berserk zerwał i lokal zdemolował to natychmiast grubsze łańcuchy zamówił.
- Wiadomo, a teraz pomóż mi go postawić. - z trudem im się to udało, ale wróciłeś do punktu wyjścia.
- No cóż, przynajmniej próbowałeś. - powiedział z uśmiechem krasnolud. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
- Ujebanie sobie rąk i nóg nie wchodzi w grę, bo nie ucieknę… Mam przynajmniej pewność, że nie są silniejsze ode mnie, więc jeśli uda mi się wyrwać, wystarczy utrzymać pozycję. Znają się na truciznach, więc trzeba będzie to załatwić szybko, pewnie robią jakieś gówno z tych małży i maczają tym broń… Czuję się jak wtedy, kiedy Lagri szykowali mi egkezucję. Tylko tam mogłem wyrwać pal, a tu to odpada. - Westchnął. - Thagram, dobrze to wymawia… a z resztą chuj. Tha, jak żeś się tu znalazł i kim jesteś z z profesji czy jak wy to tam zwiecie na północy. - Rozpoczął pogawędkę by zabić czas w między czasie oglądając łóżko kompana niewoli. Widział jakieś słabe elementy, które można by uszkodzić i tym samym się wyrwać? -
Bolesław Popiel III
- Dzień Dobry Panie Prezesie. - Odwzajemnił uśmiech, choć nie tak radośnie, jak to potrafił zrobić prezes. - Widzę, że praca wre, a Sam prezes jest zbyt skromnym człowiekiem, skoro określa pan swoją siedzibę “skromną”. - Prezes robił na nim wrażenie. Już się bał, że będzie gadał z jakimś staruchem lub tłustym z przybytku mistrzuniem. A tu proszę, pozytywne zaskoczenie. Może sam Bolesław powinien pomyśleć o tym, by popracować nad swym własnym ciałem.- Jestem tu na krótką wizytę. Chciałem zobaczyć, jak wygląda praca w sławetnej gildii Prezesa Bosmańskiego. I załatwić parę innych spraw w mieście. To jest Pana przybytek, więc byłbym zobowiązany, gdyby Pan lub osoba przez pana do tego upoważniona, bo rozumiem, że jest Pan człowiekiem zajętym, mogła mnie oprowadzić po manufakturach. Szczególnie ciekawią mnie kominy. Takich to nawet w Dotenardzie nie widziałem! - zagwizdnął patrząc na kominy.
-
Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
Nie było czasu na nagradzenia czy dziękowanie, więc póki co jedynie poklepał każdego po ramieniu, a rannego odesłał na tyły. Potem zebrał resztę wybrańców, aby z ich pomocą przekazać rozkazy: Dwóch Watażków miało udać się na flanki, jeden na prawą, drugi na lewą, a wraz z nimi Halabardnicy Szturmoszczurów, połowa Klanbraci i wszyscy Podrbacia, podzieleni równo między obu. Ich zadaniem było odparcie ataku na skrzydła armii Skavilii. Kolejnego posłańca posłał na pozycje artylerii, której polecił zbombardować pozycje, gdzie zebrali się Magowie. Mgła była sporym utrudnieniem, ale liczył na to, że przynajmniej część kul trafi. Kolejnego posłańca posłał do jeszcze jednego Watażki, aby ten zabrał ze sobą trzy tuziny Szturmoszczurów, połowę Poborowych i wszystkich Jednostrzałowców, a także wszystkich Miotaczy Ognia i Kulomiotów. Mieli zająć się kapłanami, gdy artyleria skończy ostrzeliwać. Watażce polecił więc, aby puścił do ataku Poborowych i Jednostrzałowców, aby samą liczbą zalali wroga, może nawet kogoś zabili, a przede wszystkim odwrócili uwagę. Wtedy miały zaatakować Skaveny wyposażone w działka i miotacze ognia, aby przerwać rytuał lub powybijać kapłanów, a nawet ich przywódcę. Szturmoszczury miały służyć za jego obstawę, ale jeśli to możliwe, to mieli też chwycić jednego z Magów żywcem, ogłuszyć go i sprowadzić tutaj. Wydawszy rozkazy posłańcom, czekał na wieści. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
Ośka wyglądała na słabą, jeśli udałoby ci się ją wyrwać, mógłbyś użyć jej jako broni.
- Według ojca, jestem obibokiem, zakałą rodziny i pizdą a nie kowalem runicznym. - zaśmiał się i pokręcił głową - Ja osobiście wolę się określać mianem artysty, poety i czołowego barda Greshatu, nie żeby była duża konkurencja. Rozbijałem się po świecie, poznawałem wspaniałe osoby, przede wszystkim kobiety. - uśmiechnął się zbereźnie - Byłem w Salesii, kiedy usłyszałem o jakimś legendarnym burdelu, takim co to spełnia zachcianki o jakich istnieniu nawet nie wiedziałeś. “Nhà chứa”, tak go nazywali miejscowi. Skusiłem się, przybyłem na miejsce, a tam na miejscu tylko domek pośrodku dżungli i jakaś babcia w środku gotuje trójkątniaki i każe spróbować. Pomyślałem że to pewnie jakiś rytuał czy coś, to się skusiłem. No i reszty możesz się domyśleć. - westchnął - A co do małży, to nie musisz się martwić. Małż Czerwonożylny to działa tylko surowy i świeżo po ugotowaniu, nie da rady zrobić z niego trujących strzałek. U nas sprowadza się je z Kurdiliatu, bo to dobry lek na koszmary senne. Zjesz parę i śpisz słodko bez kawałka snu.Król Bolesław Popiel III
- Dla naszego mile panującego zawsze znajdę czas! Proszę - wskazał na drzwi do hali produkcyjnej - Proszę za mną!
W środku praca wrzała. Wielu robotników pracowało przy liniach produkcyjnych, przelewając rozgrzany metal do najróżniejszych form.
- Nasza gildia nie zajmuje się tylko mieszaniem stopów, o nie! Wytwarzamy tutaj tryby, aparaty i inne zaawansowane narzędzia dla najlepszych specjalistów w kraju! - mówił z dumą - Ponieważ w przeciwieństwie do tych cepów z gildii kowali, by już dawno zorientowaliśmy się że istnieją bardziej zaawansowane przedmioty niż młotki i chwytaki.Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
Rozkazy poleciały, a wojska zaczęły się przemieszczać. Zwiadowca miał racje, wszak elitarne oddziały Skatrlight zaatakowały twoje flanki. Na szczęście twoi żołnierze zdążyli się ustawić, jednakże potężna szarża wroga nieco odepchnęła ich do tyłu. Któraś z kul twojej artylerii musiała trafić w magów, ponieważ mgła się rozstąpiła odsłaniając pole walki. Dzięki temu mogłeś ocenić że obecnie wasze siły są wyrównane, co może sugerować ze wróg miał na początku przewagę liczebna, ale twoje jednostki dystansowe skutecznie ją ograniczają. Widziałeś na środku swojego głównego oponenta, ze swoimi magami otoczonymi przez tarczowników. Wszyscy zaczęli zbliżać się w twoją stronę! -
Król Bolesław Popiel III
Bolesław wiedział, że lepiej by sam nie wspominał o kowalach. Nie chciałby wnerwić za bardzo prezesa.
- Raduję mnie wiadomość, że tak wiele osób znalazło u Pana pracę, widzę robotników nie miara. - dodał.
- A tym bardziej raduje mnie wiadomość, że w waszej Gildii znajdę dobrej jakości wyroby. Niech Pan powie, Panie Prezesie jak tam jednak z produkcją prostszych rzeczy? Ot choćby miecze, zbroje. Wie Pan rzeczy, które interesują władców z praktycznych powodów. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
- Mogę powiedzieć to samo, z tym, że ja jestem władcą całego jebanego państwa. No i zamiast chaty w dżungli była chata po środku niczego i starucha z małżami. Małże podobno dobre na ruchanie to pomyślałem, że wezmę, bo pewnie jakiś rytuał przejścia. No i obudziłem się tu na metalowym gównie w otoczeniu pojebanych wampirzyc. - Streścił swoją historię. - Trochę rozumiem twojego ojca. W sensie też mam syna. Szczyl ni na woja się nie nadawał, ni na szamana, a mimo talentu do magii, na kriomantę też średnio. Władcą też nie chciał być. Tylko ta północ, północ i północ. A to Salesiańskie stroje, a tu jakieś Greshackie ozdoby, a tu jakieś gówno nekoshary czy jak się to piaszczyste zadupie nazywa. No to myślałem, że to zwykły bunt młodzieńczy i zmuszałem go do nauki na wodza, woja i maga. Pouczałem jak nie chciał chodzić, dla jego dobra, nie patrzy się dobrze na “modnickich” na południu, gówno by osiągnął. Planowałem go nawet wysłać na ziemie które zgarnęliśmy na północy, by tam sobie w spokoju żył. A tu nagle spierdolił z jedną z moich niewolnic, chyba druidką albo inną driadą, zebrał buntowników i wyrżnął mi batalion gwardzistów, po czym dzięki pomocy tej suki z Uniwersytetu spierdolił portalem, prawie mnie zabijając. Byłem dumny powiem, ale kurwa czemu dopiero talent pokazał kiedy stawał przeciw mnie. Czasem tęsknię do czasów kiedy razem chodziliśmy na ryby albo uczyłem go rozpalać ognisko. Jak był mały był tak pocieszny… - Wzięło go na wspominki. - Te, ośki do tych łóżek wyglądają na łatwe do wyrwania. Jakiś pomysł? - Szepnął już teraz. -
Król Bolesław Popiel III
- Królu złoty, kawał blachy i naostrzony paty to każdy głupi potrafi zrobić. A wszyscy głupi, pracują w gildii kowali, ha! My tu tworzymy prawdziwy rzeczy, przydatne rzeczy! Przydatne dla naszego państwa, współczesnego, industrialnego tytana jakim jest Wolania, o! - na pewno nie można mu było odmówić patriotyzmu. W końcu dotarliście do jego gabinetu. Był urządzony swojsko, dębowe meble, skóra niedźwiedzia na ziemi, dywan na ścianie, klasyka. Podszedł do globusa, który okazał się ukrytym barkiem, skąd wyciągnął dwa kieliszki i mały gąsiorek którego przezroczystej zawartości nie trudno było się domyśleć.
- To co, mój wielki panie Bolesławie, strzemiennego?Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
- Niezła historia stary. - uśmiechnął się - Dzieciak pewnie był przytłoczony. Narzuciłeś na niego spore wymagania, pewnie miał nie lada kompleksy. Pewnie zakochał się w tej lasce i chciał jej pokazać jak bardzo się od ciebie różni. Nie możesz winić dziecka dlatego że nie jest tobą. Gdybyśmy wszyscy zamiast dzieci robili swoje klony, to świat ciągle wyglądałby tak samo nudno.
- zamilkł na chwilę - Czy mi się zdaje, czy ta twoja lodowa łapa właśnie się zrosła, mimo że przed chwilą była cała potrzaskana? -
Król Bolesław Popiel III
- Chciałbym, ale po pewnym incydencie w Dotenardzie stałem się abstynentem. - uśmiechnął się smutno. - Dziękuję jednak za gest, prawdziwie wolański. Poproszę jednak zamiast tego wodę. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
- Ta. Im zimniej jest tym szybciej się regeneruje i jest silniejsza. I wiem o czym pomyślałeś. Ale wracając, może i bym nie nakładał na niego takiego brzemienia, zawsze drugi dzieciak mógłby zostać wodzem. Z tym że… Jestem przeklęty. Tylko jeden dzień w roku jestem płodny, reszta nie zostawia nasienia. - Pierdolił w między czasie starając się spiłować o kajdan lodową rękę tak by przecisnęła się przez więzy, a jednocześnie była jeszcze w miarę sprawna. Ból nie gra roli, byleby ilość palców się zgadzała, choćby dwa były w połowie. W między czasie rozmawiał sobie z krasnalem by zagłuszyć odgłos. - W sumie brakuje mi grajka na dworze, a choćby teorią kowalstwa run też nie pogardzę. Jeśli stąd wyjdziemy, możesz zostać na moim dworze. Obiecuję ci dostarczy materiału na takie sagi, o jakich kiedyś dawni mogli tylko pomarzyć. Choćby była to w przyszłości legenda do straszenia dzieci. - Zaśmiał się szkaradnie. - Ja nie miałem ojca. Znaczy miałem, zdechł jak byłem mały. Mało pamiętam. Plemię wyrżnięto, mieszkaliśmy w jaskini. Od dziecka zajmowałem się chorą matką, aż zdechła. Z głodu musiałem ją zjeść. Potem polowania na innych zwierzoludzi, wyżynanie wiosek, założenie własnej bandy, mistrzostwo areny i długo by tak opowiadać. Można powiedzieć, że doszedłem tu gdzie jestem od zera i wychodzi na to, że w obliczu jebanego losu i tak jestem nie wiele więcej wart. - Kontynuował historię, próbując wydostać chociaż jedną kończynę z więzienia. -
Król Bolesław Popiel III
- Wodę?! - zareagował co najmniej jakbyś mu napluł w twarz i obraził matkę - Znaczy… ekhem, tak, wodę. Chyba mam tutaj gdzieś… - rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu wody, zajrzał nawet do wazonu, ale nic nie znalazł. Przeprosił cię gestem i cofnął się na chwilę do drzwi,
Powiedział kilka słów do strażnika, który też wydawał się zdziwiony twoją prośbą. W końcu prezes odwrócił się w twoim kierunku, z nieco nerwowym uśmiechem. Chyba nie wiedział jak kontynuować rozmowę.Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
- Niezła historia, doprawdy. Przydałoby się ją opowiedzieć na szerszą skalę, bo za powiedzenie czegoś takiego możesz dostać więcej niż kufel piwa. To mi przypomina jak raz na Tasajskiej arenie… - przerwał nagle i spojrzał się na drzwi - Ktoś idzie. - ostrzegł cię.
Faktycznie zaraz po tym do sali weszły dwie, znajome ci dziewczyny. Rozejrzały się po sali.
- Jeszcze sobie poczekasz niziołku. Doktor Pustooki ma ochotę na wołowinę. - podeszły do twojego łóżka i zaczęły je wypychać z sali.
- Powodzenia wodzu! Nie zapomnij o swoim bardzie! -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
Byłby w stanie teraz wyrwać lodową rękę z kajdanu i jakoś jej użyć, po “zmniejszeniu objętości metodą obróbki-skrobania”? Obserwował uzbrojenie kobiet i otoczenie. No i ocenił swoje siły. Czy byłby w stanie jednym ciosem z zaskoczenia zabić te chuchra? - Kim jest ten cały Głuchodupy? - Zagadał swoich oprawców. Starał też zapamiętać trasę którą go wiozą. -
// o kurwa, zawsze wiedziałem, że zrobię sobie wrogów przez to, że poproszę o wodę Marzenia się spełniają. : V
Król Bolesław Popiel III
-Przyznam szczerze, że oczekiwałem pańskiego zdumienia, ale nie spodziewałem się takiego szoku .Czy naprawdę tak rzadko pytają Pana Prezesa tutaj o wodę? - powiedział spokojnie i wyrozumiale. - W takim razie niech Pan lepiej usiądzie, bo jeszcze Pan Gospodarz mi tu zemdleje, jak dowie się, w jakim celu tu przybyłem. Równie niecodziennym co szklanka wody zamiast dobrego alkoholu. - Bolesław miał nadzieję, że Prezes się uspokoi, a nie jeszcze bardziej zmartwi. Nie chciałby znowu słyszeć jakiś głupich plotek. Starczą mu o byciu Wilkołakiem, nie trzeba mu nowych o torturowaniu Prezesa Gildii, zmuszaniem go do pływania w szklance z wodą. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
Twoje wielkie łapy chyba po praz pierwszy raz w życiu stanowiły problem. Przetarcie takiego wielkiego ramienia zajmowało o wiele dłużej niż byś chciał. Dziewczyny nie miały zdanego widocznego uzbrojenia. Po opuszczeniu sali najpierw skręciłeś w lewo, mijając cztery zestawy drzwi, po czym skręciłeś w prawo i na dwóch skrzyżowaniach pojechałeś prosto, aż dojechałeś do dużej rotundy gdzie kobiety wciągnęły twoje łózko na coś w rodzaju sceny.
- A kogo my tu mamy? - widziałeś jak jakiś ryboludź w białym płaszczu stojący do ciebie tyłem ostrzy ogromny tasak.Król Bolesław Popiel III
- No to niech król śmiało mówi, co go do mnie sprowadziło. - usiadł za swoim biurkiem i wskazał na krzesło przed nim, na którym mógłbyś usiąść. -
Nawet przy szarpnięciu tak mocnym by wyłamać kciuk nie dałby rady się uwolnić? - Ragnheidr “Gashaneta” Wielki Wódz Kurdilatu, łuskonogi. Teraz twoja kolej na przedstawienie się, w końcu jesteś gospodarzem. - Prychnął widocznie rozbawiony całą sytuacja, lecz tak na prawdę we wnętrzu grał na czas. Rozejrzał się też po nowym otoczeniu.
-
Król Bolesław Popiel III
Usiadłszy na krześle Król rozpoczął swoją dywagację.
- Przybyłem w bardzo małej sprawie. Chciałem powiększyć zbiory królewskiej biblioteki o księgi dotyczące kowalstwa oraz metalurgii. Sądziłem, iż pańska Gildia posiada księgi na ten temat. Chciałem je wykupić. Albo przynajmniej wypożyczyć, by skopiować księgi, chociażby, co nadal wiązałoby się z zapłatą. Sądzę, jednak że Pan z radością pozbyłby się starych ksiąg kowalskich zamiast je przetrzymywać. Byłbym wdzięczny za pański patronat dla powiększenia Biblioteki. -
Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
Nie tracąc czasu, posłał Klanbraci i resztę piechoty do ataku na front, tam gdzie walczyły Szturmoszczury. Te z kolei polecił zluzować i wycofać na tyły, przeczuwał, że tu mu się przydadzą teraz bardziej, a Klanbracia powinni pozbyć się tego, co zostało ze Skavenów wybijanych przez jego elitarną piechotę. Jednocześnie, korzystając z chwilowego przejaśnienia, obsłudze dział polecił ostrzelać tarczowników tak, aby kule i odłamki raniły ich nad lub pod tarczami, aby wypuścili je z rąk. Snajperzy mieli też spróbować się ich pozbyć, Nadherszt liczył na to, że pociski z ich ciężkich karabinów przebiją tarcze i położą trupem niosących je żołdaków, odsłaniając Nadarcykapłana. No i części Snajperów polecił wystrzelać Magów i zapewnić wsparcie oddziałowi Kulomiotów, Miotaczy Ognia i reszty. Wykrzyczał te rozkazy, tak dla zasady i żeby sobie ulżyć, ale dla pewności pchnął też posłańców, aby zostały wykonane dokładnie i jak najszybciej.