Sprawy Wewnętrzne
-
Król Bolesław Popiel III
- Czego szukamy? - Szczerze nie myślał, że odważy się w ogóle wyjechać do miasta. Przecież teraz chyba nie karze im zawracać. - Cóż Królewska Biblioteka zapewne nie posiada ksiąg na temat Muru, bo pewnie Witold III wszystkie je spalił. Więc będę zapewne szukał książek o tej tematyce. I może coś o kowalstwie. - dodał. - Jak kupię coś, co jest w mojej bibliotece to nic się nie stanie. - zaśmiał się. Cholera, po co byłeś tak impulsywny? - Niestety nie kojarzę, by bogaci szlachcice interesowali się kowalstwem, więc miałem nadzieję, że ktoś z ludu mógł taką książkę napisać. Mamy jakąś Gildię Płatnerzy lub kowali u nas? Oni z pewnością posiadają księgi na ten temat. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
Były z północy, ale nie wiedziałeś czy to elfki czy ludzie. Maski przedstawiały powykręcane twarze demonów, raczej nie sukkubów. Na karku miały wytatuowane trzy słowa zapisane w nieznanym ci salesiańskim alfabecie. Odniosłeś wrażenie że już raz je widziałeś. Szybka inspekcja ciała pozwoliła ci określić dwie rzeczy: byłeś nagi i związany. Twoje kończyny były przykute łańcuchem do łóżka. Kamienny korytarz którym jechałeś wyglądał trochę za mrocznie jak na dom publiczny.Król Bolesław Popiel III
Akurat księgi o murze znalazłbyś bez bez problemu, bo mimo nienawiści do muru, twój przodek raczej studiował go dokładnie.
- Oczywiście, mamy w mieście takie gildię, bez problemu znajdzie tam Król księgi jakie tylko będzie chciał. Woli król odwiedzić gildie kowali, czy metalurgów? Ostrzegam, że te organizacje są ze sobą mocno skłócone. Wizyta w jednej z nich będzie prawie jak okazanie jej poparcia. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
Był spokojny. Rozluźnił się, ocenił jakoś więzów i potencjalną siłę domniemanych kultystek. Oglądał też otoczenie. Pozwoli przedstawieniu trwać. Maski demonów wskazują na to, że to nie kultyści żadnego boga, więc o to martwić się nie muszę. To kobiety, zostały tu sprowadzone, więc pewnie stoi za tym mój rodak. Jeśli to kult demonów, mogę się napierdalać, choć nie mają powodu by mnie atakować, jestem wszak znany z braku pobożności. Nago będzie ciężko, ale zawsze mogę użyć jednej z nich jaki maczugi, albo złamać sobie rogi i użyć ich jako broni. Jeśli to po prostu pojeby, też nie będą dużym wyzwaniem. Kurwa, dawno takiego dreszczyku emocji nie czułem. -
Król Bolesław Popiel III
- No to wpadłem jak śliwka w kompot. - zagryzł swoją wargę. Szkoda, że nie przebrał się przedtem za jakiegoś paniczyka. - Wiem, że mogę zabrzmieć jak ignorant, ale o co są skonfliktowani ? Zdawało mi się, że kowale oraz metalurdzy będą współpracować, by wyrabiać lepsze stopy metali a z nich lepsze produkty. I mam nadzieję, iż nie chodzi o konflikt kwestii produkcyjnej filozofii pod tytułem „jakość kontra liczebność”. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
To były porządne, stalowe kajdany, na dość krótkim łańcuchu, co raczej utrudni ci ich rozerwanie. W końcu dojechaliście do drewnianych drzwi wzmocnionych żelazem które otworzyła jedna z kobiet. W sali fajkę dopalała kolejna kobieta, chyba wampirzyca, ale nie mogłeś sie przyjrzeć bo od razu założyła zsunęła maskę na twarz. Podeszła do ciebie, złapała za pysk, obróciła go kilka razu a nawet zajrzała ci w dziąsła.
- Kawał mięcha. Ten będzie raczej na rostbef niż na bigos. Ale to już Pustooki oceni. E, brzydalu, przyjechałeś z kolegami? I co ci się w rękę stało?Król Bolesław Popiel III
- A o co tam nie są skonfliktowani! Raz, że rodziny które nimi rządzą, Kociołkowie i Bosmańscy rywalizują ze sobą chyba jeszcze od czasów Derenary. Nienawidzą się jak cholera, co wpływa na całą strukturę gildii. Dwa, że ci nawzajem się sabotują, podburzając do siebie nawzajem gildię kupców i górników, a nawet przemytników! Oczywiście rywalizacja toczy się o rudę i kruszce. Trzy, to wojna ideologiczna, bo kowale to tradycjonaliści, a metalurdzy chcą innowacji i postępu. Mógłbym tak to ciągnąć cały dzień a i tak bym o czymś nie wspomniał! -
Król Bolesław Popiel III
- To teraz czas się zapytać o to, kto i jak może mi później okazać wdzięczność za ich odwiedziny. W końcu wizyta Króla jest o wiele więcej warta niż książka. - a przynajmniej tak myślał. - Choć przyznam wyraz taki jak postęp i innowacja zaciągają mnie bliżej Metalurgów. Wszak Postęp jest dziś kluczem dla zmian w tym kraju. -
Król Bolesław Popiel III
- Obie gildie mają dość spore wpływy w państwie, mimo tego że w większości zużywają je na niszczenie siebie nawzajem. Dobrze by było mieć któreś z nich za sojusznika, ale z drugiej strony robienie sobie wroga również może nie być zbyt rozważne. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
Łańcuch na lodowej ręce przemarzł tak, że łatwiej byłoby go rozbić? Zaśmiał się na komentarz o byciu brzydalem. - Ostatnia osoba, która mnie tak nazwała skończyła rozszarpana na strzępy przez kruki na Wierchu Upadłych, ale… poprawiłaś mi humor, więc ci odpuszczę. - Wyszczerzył zęby w złowieszczym grymasie i splunął na bok. - Słyszałem wiele rzeczy o Lygi af forfalli, lekko się zawiodłem. Jedyne kurwy jakie spotkałem mają twarze tak szkaradne, że muszą nosić maski, a tą fajkę pewnie jarałaś by ukryć zapach gnijących zębów. Podobno Glony Alghra pomagają, ale ja tam zawsze wolałem wybijać, zwierzoludziom zawsze odrastają. Prowadźcie do tego Śleponosego, bo zaczynam się nudzić. - -
Król Bolesław Popiel III
- To też prawda. Jest jednak takie crimetrańskie powiedzenie, które sobie wziąłem do serca. - odrzekł władca. - „Jeśli nie masz wrogów, to jesteś nikim". A jeśli, któryś z nich na tyle jest odważny, by mieć jeszcze Króla na głowie, to jest większym głupcem ode mnie. - Westchnął. - Pojedziemy jednak do obu, najpierw do Metalurgów, a potem do Kowalów. Nie mam ochoty wywyższać żadnego z nich. Jak odwiedzę obu, to żaden nie będzie miał monopolu na moje poparcie, a jeśli wezmą to za obrazę obie strony, to wywyższę tego, kto mi nie nadepnął na odcisk w podzięce. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
- Patrzcie, kolejny śmieszny się trafił. - prychnęła
- Taki dziś przemiał że ciężko się dziwić. Ostatnio sami smutni się trafiali. - stwierdziła jedna z dziewczyn która cię przywiozła
- Zobaczymy jak będzie się śmiał jak na stół trafi! - zaśmiała się druga
- Wtedy wszyscy się śmieją - wampirzyca westchnęła i poprawiła maskę - Dobra, zabrać go do przedpokoju, do dwójki. Doktor zaraz go przyjmie.
Dziewczyny znów zaczęły ciągnąć twoje łóżko. Po krótkiej podróży dotarliście do pokoju, który już bardziej przypominał burdel, tylko że zrujnowany. Czerwone szkło na lampie potłuczone, obrazy podarte, tapety pozrywane. W sali w podobnej sytuacji było dwóch mężczyzn; młody krasnolud i nieco podstarzały z wyglądu elf. Kobiety zaparkowały twoje łóżko obok tego pierwszego, po czym wyszły.
- Och, widzę że i pan znalazł się w dość kłopotliwej sytuacji. - stwierdził krasnolud. Miał krótkie, czarne włosy i podobną w stylizacji brodę. Też był nagi, dzieki czemu mogłeś zobaczyć interesującą kolekcję tatuaży. - Thagram kor Thaar, miło poznać. Uścisnąłbym rękę, ale… - gestem pokazał że i on jest przekuty - Ten tutaj to…
Nim dokończył do sali weszły kolejne dwie kobiety, tym razem chyba inne i złapały za wózek z elfem i odjechali w akompaniamencie jego przerażonych krzyków i desperackiego szarpania łańcuchów.
- Cóż, to chyba nie ma już znaczenia.Król Bolesław Popiel III
- Niech i tak będzie, mój panie. - powiedział raczej nie przekonany i skręcił w jedną z ulic. Po niecałej minucie dotarliście do siedziby gildii metalurgów. To był imponujący, masywny budynek otoczony równie potężnym murem, który jednak nie mógł ukryć wysokich kominów wypuszczających kłęby czarnego dymu. Strażnicy szybko się zorientowali z kim mają do czynienia i natychmiast otworzyli bramy, wpuszczając cię do środka. Dziedziniec był prawie tak duży jak ten w twoim zamku! -
Król Bolesław Popiel III
Wysiadł ze swojego konia. - Widzę, że mam tutaj do czynienia ze sporą inwestycją. - Zwrócił się teraz do jednego ze strażników Gildii. - Poinformujcie Mistrza o przybyciu gościa. Bądź mu tak łaskawy powiedzieć mu, że czas się nagli, a ja nie mogę niestety przebywać na dziedzińcu cały dzień. Zrobisz to dla Mnie? -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
- Ragnheidr, Wielki Wódz Kurdilatu. Bawi mnie ta sytuacja cholernie. Cóż, myślę, że dość tej zabawy. Umiesz się bić, jak to karzeł, nie? W razie czego, jakbym cię nie rozpoznał po uwolnieniu, to po prostu spierdalaj i pomóż mi w walce, jeśli w jakąś wejdę. No to zaczynamy przedstawienie, skurwysyny. - Stabilizacja oddechu i całkowite rozluźnienie mięśni. Spowalniasz serce tak, by prawie przestało bić. Wyłączasz umysł i popadasz w stan całkowitego odprężenia. I gdy twój organizm prawie uśnie, Zagryzasz zęby i wykonujesz szybkie wdechy i wydechy, napinając wszystkie mięśnie, tak, że prawie łamią kości. Wytrzeszczasz oczy i prawie łamiesz sobie zęby. Nasłuchujesz własnego ciała, zatapiasz się w wojennym rytmie serca. Nagryzasz wargę i smarujesz językiem górną zewnętrzną wargę. Zasysasz powietrze, upajając się zapachem krwi. Wyobrażasz sobie pierwsze morderstwo, pierwszego zabitego gońca. Pierwszego zjedzonego niedźwiedzia. Pierwsze dziecko jakie zabiłeś, by w przyszłości nie mściło się za rodziców. Pierwszy gwałt, pierwszą spaloną osadę. Pierwszą rzeź, pierwszą walkę na śmierć i życie. I na końcu… Przypominasz sobie swoją porażkę, tą największą. To, iż jesteś duszą, a to wokół ciebie to ułuda. To worek mięsa, narzędzie. Ty też nie istniejesz. Jesteś niczym i czujesz wściekłość. Chcesz być czymś. Chcesz mieć moc by nie mieć wątpliwości. Nie mieć wątpliwości, że istniejesz. Ale przejmuje cię bezsilność. Wpadasz w amok. Tak zaczyna się berserkerski szał. - AAAAAHHHHHGRAAAAA! - Wydarł się Wielki Wódz starając się rozerwać po kolei więzy, korzystając z panicznej siły szału zesłanego z głębi pustki. -
Król Bolesław Popiel III
Ukłonił się i pobiegł do sali, ale wyprzedził go sam prezes gildii. Potężnie zbudowany mężczyzna, pod każdym względem. Bez źdźbła włosów na głowie, choć może czapka z bobra coś tam skrywała. Ubrany był w bogate szaty pomalowane na czerwono. Powitał cię z otwartymi ramionami, choć oczywiście nie zapomniał się ukłonić w odpowiednim momencie.
- Król Bolesław! Jak to miło że pan wpadł! - mówił z szerokim uśmiechem - Prezes Dobrosław Bosmański, to zaszczyt móc króla ugościć w moich skromnych progach.Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
Szarpałeś się, miotałeś, rzucałeś i ryczałeś w niebogłosy jak prawdziwy szaleniec. Jedyne czego udało się dokonać, to dorobić wielu pęknięć nowych pęknięć na lodowym ramieniu i przewrócić łóżko na którym leżałeś. W końcu berskerski szał cię opuścił, a ty dalej byłeś w tej samej sytuacji, co przed chwilą.
- Ha! Mówiłam ci że ten też będzie tego próbował. - powiedziała jedna z dwóch dziewczyn które weszły do środka. To były te same które cię tu przywiozły.
- No. Co jak co, ale doktorek to jednak umie wyciągać wnioski. Jak się zimą jeden berserk zerwał i lokal zdemolował to natychmiast grubsze łańcuchy zamówił.
- Wiadomo, a teraz pomóż mi go postawić. - z trudem im się to udało, ale wróciłeś do punktu wyjścia.
- No cóż, przynajmniej próbowałeś. - powiedział z uśmiechem krasnolud. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
- Ujebanie sobie rąk i nóg nie wchodzi w grę, bo nie ucieknę… Mam przynajmniej pewność, że nie są silniejsze ode mnie, więc jeśli uda mi się wyrwać, wystarczy utrzymać pozycję. Znają się na truciznach, więc trzeba będzie to załatwić szybko, pewnie robią jakieś gówno z tych małży i maczają tym broń… Czuję się jak wtedy, kiedy Lagri szykowali mi egkezucję. Tylko tam mogłem wyrwać pal, a tu to odpada. - Westchnął. - Thagram, dobrze to wymawia… a z resztą chuj. Tha, jak żeś się tu znalazł i kim jesteś z z profesji czy jak wy to tam zwiecie na północy. - Rozpoczął pogawędkę by zabić czas w między czasie oglądając łóżko kompana niewoli. Widział jakieś słabe elementy, które można by uszkodzić i tym samym się wyrwać? -
Bolesław Popiel III
- Dzień Dobry Panie Prezesie. - Odwzajemnił uśmiech, choć nie tak radośnie, jak to potrafił zrobić prezes. - Widzę, że praca wre, a Sam prezes jest zbyt skromnym człowiekiem, skoro określa pan swoją siedzibę “skromną”. - Prezes robił na nim wrażenie. Już się bał, że będzie gadał z jakimś staruchem lub tłustym z przybytku mistrzuniem. A tu proszę, pozytywne zaskoczenie. Może sam Bolesław powinien pomyśleć o tym, by popracować nad swym własnym ciałem.- Jestem tu na krótką wizytę. Chciałem zobaczyć, jak wygląda praca w sławetnej gildii Prezesa Bosmańskiego. I załatwić parę innych spraw w mieście. To jest Pana przybytek, więc byłbym zobowiązany, gdyby Pan lub osoba przez pana do tego upoważniona, bo rozumiem, że jest Pan człowiekiem zajętym, mogła mnie oprowadzić po manufakturach. Szczególnie ciekawią mnie kominy. Takich to nawet w Dotenardzie nie widziałem! - zagwizdnął patrząc na kominy.
-
Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
Nie było czasu na nagradzenia czy dziękowanie, więc póki co jedynie poklepał każdego po ramieniu, a rannego odesłał na tyły. Potem zebrał resztę wybrańców, aby z ich pomocą przekazać rozkazy: Dwóch Watażków miało udać się na flanki, jeden na prawą, drugi na lewą, a wraz z nimi Halabardnicy Szturmoszczurów, połowa Klanbraci i wszyscy Podrbacia, podzieleni równo między obu. Ich zadaniem było odparcie ataku na skrzydła armii Skavilii. Kolejnego posłańca posłał na pozycje artylerii, której polecił zbombardować pozycje, gdzie zebrali się Magowie. Mgła była sporym utrudnieniem, ale liczył na to, że przynajmniej część kul trafi. Kolejnego posłańca posłał do jeszcze jednego Watażki, aby ten zabrał ze sobą trzy tuziny Szturmoszczurów, połowę Poborowych i wszystkich Jednostrzałowców, a także wszystkich Miotaczy Ognia i Kulomiotów. Mieli zająć się kapłanami, gdy artyleria skończy ostrzeliwać. Watażce polecił więc, aby puścił do ataku Poborowych i Jednostrzałowców, aby samą liczbą zalali wroga, może nawet kogoś zabili, a przede wszystkim odwrócili uwagę. Wtedy miały zaatakować Skaveny wyposażone w działka i miotacze ognia, aby przerwać rytuał lub powybijać kapłanów, a nawet ich przywódcę. Szturmoszczury miały służyć za jego obstawę, ale jeśli to możliwe, to mieli też chwycić jednego z Magów żywcem, ogłuszyć go i sprowadzić tutaj. Wydawszy rozkazy posłańcom, czekał na wieści. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
Ośka wyglądała na słabą, jeśli udałoby ci się ją wyrwać, mógłbyś użyć jej jako broni.
- Według ojca, jestem obibokiem, zakałą rodziny i pizdą a nie kowalem runicznym. - zaśmiał się i pokręcił głową - Ja osobiście wolę się określać mianem artysty, poety i czołowego barda Greshatu, nie żeby była duża konkurencja. Rozbijałem się po świecie, poznawałem wspaniałe osoby, przede wszystkim kobiety. - uśmiechnął się zbereźnie - Byłem w Salesii, kiedy usłyszałem o jakimś legendarnym burdelu, takim co to spełnia zachcianki o jakich istnieniu nawet nie wiedziałeś. “Nhà chứa”, tak go nazywali miejscowi. Skusiłem się, przybyłem na miejsce, a tam na miejscu tylko domek pośrodku dżungli i jakaś babcia w środku gotuje trójkątniaki i każe spróbować. Pomyślałem że to pewnie jakiś rytuał czy coś, to się skusiłem. No i reszty możesz się domyśleć. - westchnął - A co do małży, to nie musisz się martwić. Małż Czerwonożylny to działa tylko surowy i świeżo po ugotowaniu, nie da rady zrobić z niego trujących strzałek. U nas sprowadza się je z Kurdiliatu, bo to dobry lek na koszmary senne. Zjesz parę i śpisz słodko bez kawałka snu.Król Bolesław Popiel III
- Dla naszego mile panującego zawsze znajdę czas! Proszę - wskazał na drzwi do hali produkcyjnej - Proszę za mną!
W środku praca wrzała. Wielu robotników pracowało przy liniach produkcyjnych, przelewając rozgrzany metal do najróżniejszych form.
- Nasza gildia nie zajmuje się tylko mieszaniem stopów, o nie! Wytwarzamy tutaj tryby, aparaty i inne zaawansowane narzędzia dla najlepszych specjalistów w kraju! - mówił z dumą - Ponieważ w przeciwieństwie do tych cepów z gildii kowali, by już dawno zorientowaliśmy się że istnieją bardziej zaawansowane przedmioty niż młotki i chwytaki.Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
Rozkazy poleciały, a wojska zaczęły się przemieszczać. Zwiadowca miał racje, wszak elitarne oddziały Skatrlight zaatakowały twoje flanki. Na szczęście twoi żołnierze zdążyli się ustawić, jednakże potężna szarża wroga nieco odepchnęła ich do tyłu. Któraś z kul twojej artylerii musiała trafić w magów, ponieważ mgła się rozstąpiła odsłaniając pole walki. Dzięki temu mogłeś ocenić że obecnie wasze siły są wyrównane, co może sugerować ze wróg miał na początku przewagę liczebna, ale twoje jednostki dystansowe skutecznie ją ograniczają. Widziałeś na środku swojego głównego oponenta, ze swoimi magami otoczonymi przez tarczowników. Wszyscy zaczęli zbliżać się w twoją stronę! -
Król Bolesław Popiel III
Bolesław wiedział, że lepiej by sam nie wspominał o kowalach. Nie chciałby wnerwić za bardzo prezesa.
- Raduję mnie wiadomość, że tak wiele osób znalazło u Pana pracę, widzę robotników nie miara. - dodał.
- A tym bardziej raduje mnie wiadomość, że w waszej Gildii znajdę dobrej jakości wyroby. Niech Pan powie, Panie Prezesie jak tam jednak z produkcją prostszych rzeczy? Ot choćby miecze, zbroje. Wie Pan rzeczy, które interesują władców z praktycznych powodów. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
- Mogę powiedzieć to samo, z tym, że ja jestem władcą całego jebanego państwa. No i zamiast chaty w dżungli była chata po środku niczego i starucha z małżami. Małże podobno dobre na ruchanie to pomyślałem, że wezmę, bo pewnie jakiś rytuał przejścia. No i obudziłem się tu na metalowym gównie w otoczeniu pojebanych wampirzyc. - Streścił swoją historię. - Trochę rozumiem twojego ojca. W sensie też mam syna. Szczyl ni na woja się nie nadawał, ni na szamana, a mimo talentu do magii, na kriomantę też średnio. Władcą też nie chciał być. Tylko ta północ, północ i północ. A to Salesiańskie stroje, a tu jakieś Greshackie ozdoby, a tu jakieś gówno nekoshary czy jak się to piaszczyste zadupie nazywa. No to myślałem, że to zwykły bunt młodzieńczy i zmuszałem go do nauki na wodza, woja i maga. Pouczałem jak nie chciał chodzić, dla jego dobra, nie patrzy się dobrze na “modnickich” na południu, gówno by osiągnął. Planowałem go nawet wysłać na ziemie które zgarnęliśmy na północy, by tam sobie w spokoju żył. A tu nagle spierdolił z jedną z moich niewolnic, chyba druidką albo inną driadą, zebrał buntowników i wyrżnął mi batalion gwardzistów, po czym dzięki pomocy tej suki z Uniwersytetu spierdolił portalem, prawie mnie zabijając. Byłem dumny powiem, ale kurwa czemu dopiero talent pokazał kiedy stawał przeciw mnie. Czasem tęsknię do czasów kiedy razem chodziliśmy na ryby albo uczyłem go rozpalać ognisko. Jak był mały był tak pocieszny… - Wzięło go na wspominki. - Te, ośki do tych łóżek wyglądają na łatwe do wyrwania. Jakiś pomysł? - Szepnął już teraz. -
Król Bolesław Popiel III
- Królu złoty, kawał blachy i naostrzony paty to każdy głupi potrafi zrobić. A wszyscy głupi, pracują w gildii kowali, ha! My tu tworzymy prawdziwy rzeczy, przydatne rzeczy! Przydatne dla naszego państwa, współczesnego, industrialnego tytana jakim jest Wolania, o! - na pewno nie można mu było odmówić patriotyzmu. W końcu dotarliście do jego gabinetu. Był urządzony swojsko, dębowe meble, skóra niedźwiedzia na ziemi, dywan na ścianie, klasyka. Podszedł do globusa, który okazał się ukrytym barkiem, skąd wyciągnął dwa kieliszki i mały gąsiorek którego przezroczystej zawartości nie trudno było się domyśleć.
- To co, mój wielki panie Bolesławie, strzemiennego?Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
- Niezła historia stary. - uśmiechnął się - Dzieciak pewnie był przytłoczony. Narzuciłeś na niego spore wymagania, pewnie miał nie lada kompleksy. Pewnie zakochał się w tej lasce i chciał jej pokazać jak bardzo się od ciebie różni. Nie możesz winić dziecka dlatego że nie jest tobą. Gdybyśmy wszyscy zamiast dzieci robili swoje klony, to świat ciągle wyglądałby tak samo nudno.
- zamilkł na chwilę - Czy mi się zdaje, czy ta twoja lodowa łapa właśnie się zrosła, mimo że przed chwilą była cała potrzaskana? -
Król Bolesław Popiel III
- Chciałbym, ale po pewnym incydencie w Dotenardzie stałem się abstynentem. - uśmiechnął się smutno. - Dziękuję jednak za gest, prawdziwie wolański. Poproszę jednak zamiast tego wodę. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
- Ta. Im zimniej jest tym szybciej się regeneruje i jest silniejsza. I wiem o czym pomyślałeś. Ale wracając, może i bym nie nakładał na niego takiego brzemienia, zawsze drugi dzieciak mógłby zostać wodzem. Z tym że… Jestem przeklęty. Tylko jeden dzień w roku jestem płodny, reszta nie zostawia nasienia. - Pierdolił w między czasie starając się spiłować o kajdan lodową rękę tak by przecisnęła się przez więzy, a jednocześnie była jeszcze w miarę sprawna. Ból nie gra roli, byleby ilość palców się zgadzała, choćby dwa były w połowie. W między czasie rozmawiał sobie z krasnalem by zagłuszyć odgłos. - W sumie brakuje mi grajka na dworze, a choćby teorią kowalstwa run też nie pogardzę. Jeśli stąd wyjdziemy, możesz zostać na moim dworze. Obiecuję ci dostarczy materiału na takie sagi, o jakich kiedyś dawni mogli tylko pomarzyć. Choćby była to w przyszłości legenda do straszenia dzieci. - Zaśmiał się szkaradnie. - Ja nie miałem ojca. Znaczy miałem, zdechł jak byłem mały. Mało pamiętam. Plemię wyrżnięto, mieszkaliśmy w jaskini. Od dziecka zajmowałem się chorą matką, aż zdechła. Z głodu musiałem ją zjeść. Potem polowania na innych zwierzoludzi, wyżynanie wiosek, założenie własnej bandy, mistrzostwo areny i długo by tak opowiadać. Można powiedzieć, że doszedłem tu gdzie jestem od zera i wychodzi na to, że w obliczu jebanego losu i tak jestem nie wiele więcej wart. - Kontynuował historię, próbując wydostać chociaż jedną kończynę z więzienia. -
Król Bolesław Popiel III
- Wodę?! - zareagował co najmniej jakbyś mu napluł w twarz i obraził matkę - Znaczy… ekhem, tak, wodę. Chyba mam tutaj gdzieś… - rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu wody, zajrzał nawet do wazonu, ale nic nie znalazł. Przeprosił cię gestem i cofnął się na chwilę do drzwi,
Powiedział kilka słów do strażnika, który też wydawał się zdziwiony twoją prośbą. W końcu prezes odwrócił się w twoim kierunku, z nieco nerwowym uśmiechem. Chyba nie wiedział jak kontynuować rozmowę.Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
- Niezła historia, doprawdy. Przydałoby się ją opowiedzieć na szerszą skalę, bo za powiedzenie czegoś takiego możesz dostać więcej niż kufel piwa. To mi przypomina jak raz na Tasajskiej arenie… - przerwał nagle i spojrzał się na drzwi - Ktoś idzie. - ostrzegł cię.
Faktycznie zaraz po tym do sali weszły dwie, znajome ci dziewczyny. Rozejrzały się po sali.
- Jeszcze sobie poczekasz niziołku. Doktor Pustooki ma ochotę na wołowinę. - podeszły do twojego łóżka i zaczęły je wypychać z sali.
- Powodzenia wodzu! Nie zapomnij o swoim bardzie! -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
Byłby w stanie teraz wyrwać lodową rękę z kajdanu i jakoś jej użyć, po “zmniejszeniu objętości metodą obróbki-skrobania”? Obserwował uzbrojenie kobiet i otoczenie. No i ocenił swoje siły. Czy byłby w stanie jednym ciosem z zaskoczenia zabić te chuchra? - Kim jest ten cały Głuchodupy? - Zagadał swoich oprawców. Starał też zapamiętać trasę którą go wiozą. -
// o kurwa, zawsze wiedziałem, że zrobię sobie wrogów przez to, że poproszę o wodę Marzenia się spełniają. : V
Król Bolesław Popiel III
-Przyznam szczerze, że oczekiwałem pańskiego zdumienia, ale nie spodziewałem się takiego szoku .Czy naprawdę tak rzadko pytają Pana Prezesa tutaj o wodę? - powiedział spokojnie i wyrozumiale. - W takim razie niech Pan lepiej usiądzie, bo jeszcze Pan Gospodarz mi tu zemdleje, jak dowie się, w jakim celu tu przybyłem. Równie niecodziennym co szklanka wody zamiast dobrego alkoholu. - Bolesław miał nadzieję, że Prezes się uspokoi, a nie jeszcze bardziej zmartwi. Nie chciałby znowu słyszeć jakiś głupich plotek. Starczą mu o byciu Wilkołakiem, nie trzeba mu nowych o torturowaniu Prezesa Gildii, zmuszaniem go do pływania w szklance z wodą. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
Twoje wielkie łapy chyba po praz pierwszy raz w życiu stanowiły problem. Przetarcie takiego wielkiego ramienia zajmowało o wiele dłużej niż byś chciał. Dziewczyny nie miały zdanego widocznego uzbrojenia. Po opuszczeniu sali najpierw skręciłeś w lewo, mijając cztery zestawy drzwi, po czym skręciłeś w prawo i na dwóch skrzyżowaniach pojechałeś prosto, aż dojechałeś do dużej rotundy gdzie kobiety wciągnęły twoje łózko na coś w rodzaju sceny.
- A kogo my tu mamy? - widziałeś jak jakiś ryboludź w białym płaszczu stojący do ciebie tyłem ostrzy ogromny tasak.Król Bolesław Popiel III
- No to niech król śmiało mówi, co go do mnie sprowadziło. - usiadł za swoim biurkiem i wskazał na krzesło przed nim, na którym mógłbyś usiąść. -
Nawet przy szarpnięciu tak mocnym by wyłamać kciuk nie dałby rady się uwolnić? - Ragnheidr “Gashaneta” Wielki Wódz Kurdilatu, łuskonogi. Teraz twoja kolej na przedstawienie się, w końcu jesteś gospodarzem. - Prychnął widocznie rozbawiony całą sytuacja, lecz tak na prawdę we wnętrzu grał na czas. Rozejrzał się też po nowym otoczeniu.
-
Król Bolesław Popiel III
Usiadłszy na krześle Król rozpoczął swoją dywagację.
- Przybyłem w bardzo małej sprawie. Chciałem powiększyć zbiory królewskiej biblioteki o księgi dotyczące kowalstwa oraz metalurgii. Sądziłem, iż pańska Gildia posiada księgi na ten temat. Chciałem je wykupić. Albo przynajmniej wypożyczyć, by skopiować księgi, chociażby, co nadal wiązałoby się z zapłatą. Sądzę, jednak że Pan z radością pozbyłby się starych ksiąg kowalskich zamiast je przetrzymywać. Byłbym wdzięczny za pański patronat dla powiększenia Biblioteki. -
Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
Nie tracąc czasu, posłał Klanbraci i resztę piechoty do ataku na front, tam gdzie walczyły Szturmoszczury. Te z kolei polecił zluzować i wycofać na tyły, przeczuwał, że tu mu się przydadzą teraz bardziej, a Klanbracia powinni pozbyć się tego, co zostało ze Skavenów wybijanych przez jego elitarną piechotę. Jednocześnie, korzystając z chwilowego przejaśnienia, obsłudze dział polecił ostrzelać tarczowników tak, aby kule i odłamki raniły ich nad lub pod tarczami, aby wypuścili je z rąk. Snajperzy mieli też spróbować się ich pozbyć, Nadherszt liczył na to, że pociski z ich ciężkich karabinów przebiją tarcze i położą trupem niosących je żołdaków, odsłaniając Nadarcykapłana. No i części Snajperów polecił wystrzelać Magów i zapewnić wsparcie oddziałowi Kulomiotów, Miotaczy Ognia i reszty. Wykrzyczał te rozkazy, tak dla zasady i żeby sobie ulżyć, ale dla pewności pchnął też posłańców, aby zostały wykonane dokładnie i jak najszybciej. -
Wielki Wódz Ragnheidr "Gashaneta"
- Doktor Pustooki, ale to pewnie już wiesz, skoro wspinasz się na wyżyny swoich umiejętności komediowych. - odwrócił się w twoją stronę. Faktycznie, jego oczy wydawały się nader puste, nawet jak na standardy ryboludzi. Jego łuski były zielone, a spod pociętych warg wystawały ostre kły, z czego część była złota.
- Ile ważysz? Z czego składa się twoja codzienna dieta? Ile czasu spędzasz codziennie na ćwiczeniach? - mówił z tym charakterystycznym bulgoczącym głosem, atoli z akcentem sugerującym pochodzenie z Salesii.
Musisz jeszcze trochę wyskrobać, by móc się uwolnić. Było tu dość chłodno.Król Bolesław Popiel III
- Och, ależ panie, oczywiście że użyczymy pańskim skrybom naszych ksiąg do przekopiowania - powiedział z uśmiechem - Oczywiście podstaw. Nie mogę sobie pozwolić na oddanie komukolwiek naszych tajemnic handlowych, nawet panu.Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
Ogromne tarcze tarczowników chyba zostały właśnie stworzone jako kontro dla twoich strzelców, bo nawet mocny ostrzał twoich strzelców tylko ich spowalniał. W końcu podeszli na tyle blisko, że wbili swoje tarcze w ziemie i wyszli zza i dołączyli do bitwy. Uskirt również dołączył, wyskakując zza muru żelaza, lądując na twoich żołnierzach i rycząc przeraźliwie. -
Wielki Wódz Ragnheidr
- Półtorej muła, po waszemu to raczej koło 200 kilo. Wasze chłopaki pewbie do 50 ledwie dorastają. Mięso, magiczne zielsko, ryby, co lepsze owoce i warzywa, wywary, piwa, wina, narkotyki i mocne alkohole. Z naciskiem na mięso, narkotyki i mocne alkohole. Mówisz o szkoleniu? Z rana bieg wokół Shulus na oelbej prędkości nago. Potem pojedynki próbne z chopakami zazwyczaj 10 na 1. Potem sparing z moimi przybocznymi, potem jakieś polowanie, potem jakies burdy w karczmie no i ogólne ćwiczenia pokroju ścinania drzew i podnoszenia ich, pchanie drakkaru i inne błahostki. Malo bo mało, jako wódz muszę też mózgiem zapierdalać i to mi zajmuje sporo czasu. A na wojnie to jak na wojnie, codziennie napierdalanki, grabieże i egzekucje. Ogólnie typowe życie przywódcy kraju, nie mogę narzekać. A ty, rybo? Jak żeś trafił do tej speluny? No i co do chuja robią ryboludzie na poludniu, myślałem, że wolicie wodę. No i kto ci oczy wyjebał, bo wyglada to co najmniej chujowo. - Głośno odpowiadał na pytania co jakiś czas szarpiąc ramionami, niby w próbie uwolenienia, jednak tak na prawdę skupiał się na przetarciu lodowego ramienia. - Jak wy otwieracie to gówno? Nie widzę żadnego zamka. - Potrząsał kajdanami. -
Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
Artylerii kazał wstrzymać ogień, aby nie ranili swoich, a Snajperom skupić ogień właśnie teraz, gdy cele były dobrze widoczne. Czując, że to ten moment bitwy, w którym zwycięstwo waha się na szali, chwytając za swój obuch i miecz (ten sam oręż, jak na grafice w Karcie Władcy), sam ruszył do walki ze swoją gwardią, choć nie uderzył na tego wynaturzonego Mutanta, ale innych jego wojowników, chcąc usiec ich jak najwięcej, może przerazić, a na pewno zainspirować resztę swoich wojowników do dalszej walki. -
Wielki Wódz Ragnheidr
- Na południu… - pokręcił głową i uśmiechnął się - Miło jak raz poznać kogoś kto chce współpracować, a przynajmniej na tyle na ile pozwala sytuacja. Inni zazwyczaj krzyczą, wyrywają się, plują, płaczą. Strasznie to męczące, a ja żadnym sadystą nie jestem. - mówiąc, wbił ci strzykawkę z dość dużą igłą w twoje ramie i upuścił ci nieco krwi, w raczej bolesny sposób.
- Co ci się stało w rękę?Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
Rzuciłeś się w wir walki, siekając i miażdżąc oponentów. Twoi żołnierze również walczyli jak opętani, wiedząc że ich Nadherszt jest tu razem z nimi. Ty sam poczułeś mocny przypływ adrenaliny, czegoś czego brakowało ci już od dawna, a ekstaza płynąca z mordowania fal przeciwników tylko zwiększała twoją skuteczność. Jednak nic nie może trwać wiecznie. Obejrzałeś się na moment, by ocenić sytuacje na całym polu bitwy i zauważyłeś jednego ze swoich gwardzistów. Ten posłał ci szybki uśmiech, zanim jego głowa została oddzielona od ciała potężnym uderzeniem ogromnej kosy. Stało się to czego ty unikałeś, a do czego on dążył. Nadarcykapłan wyzwał cię na pojedynek, tu na ubitym polu. -
Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
Wierząc zarówno w swoje doświadczenie, bojowe umiejętności i wreszcie szczęśliwą gwiazdę, łaskę Zadżumionej, wzniósł do niej ciche i krótkie podły, po czym ruszył w stronę swojego oponenta, akceptując wyzwanie. Przyglądał mu się uważnie, czekając na jego pierwszy ruch. -
Wielki Wódz Ragnheidr
- Portale, tieglingi, potępione dusze, lodowe diabły i dzika magia. Mój syn i ja nie mieliśmy zbyt dobrych relacji to spierdolił zbierając chlopaków, tworząc portal, mordując mój legion i prawie wysadzając mnie w powietrze. Jak się obudziłem to już to miałem. Tak w skrócie. - W trakcie swojej opowieści dalej się szarpał ścierając ramię o łańcuch. - Skoro jako jedyny nie boję się z tobą gadać to może mi odpowiesz? Aktualnie to wygląda jak jednostronne przesluchanie a nie rozmowa. Uchyl trochę ust, następni pacjenci raczej nie będą narzekać. Co tu do chuja robią wampiry i ryboludzie z Salesii i czemu kroją ludzi pod przykrywką burdelu? - Dalej głośno mówił i udawał że próbuje się wyrwać, tym samym piłując dalej ramię. Jeszcze odrobina… -
Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
Ryknął przeraźliwie, zapluwając całą twoją zbroję paskudnym zielonym śluzem cieknącym z jego zdegenerowanej paszczy. Następnie zrobił krok do przodu i zamachnął się swoją kosą znad głowy, w celu skrócenia ciebie o głowę.Wielki Wódz Ragnheidr
- Mógłbym ci powiedzieć, ale wtedy musiałbym cię zabić. - zażartował - Powiedzmy tylko, że niektórzy mają wyjątkowo delikatne żołądki, a my dostarczamy im odpowiednie suplementy odżywcze. Ale myślę że ciebie może spotkać lepszy los, jeśli dalej będziesz taki grzeczny. Znam pewną miłą matronę w Wengacie, która bardzo lubi takich dużych mężczyzn jak ty. Mam nadzieje że nie masz nic przeciwko noszeniu ciasnych gorsetów i spódniczek. -
Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
Błyskawicznie padł na ziemię, aby uniknąć ataku, a gdy tylko ostrze go minęło, rzucił się naprzód, zrywając na równe nogi. Przeciwnik był od niego większy, więc postanowił zaatakować jego nogi, mieczem tnąc po prawym udzie, a młotem usiłując zmiażdżyć lewe kolano. -
Wielki Wódz Ragnheidr
- Robiłem różne pojebane rzeczy w moim życiu, to nie będzie dużo gorsze. - Grał dalej mówiąc głośno i śmiejąc się. Cały czas oczywiście na pozór szarpał się, tak na prawdę ścierając lodowa dłoń. Ile jesz kurwa musi to zrobić? - Macie jakiegoś protektora, że tak śmiało sobie poczynacie? -
Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
Jego rozmiar był ogromny, to fakt, ale był też zręczny. Kiedy próbowałeś wymierzyć w jego nogi ten uskoczył z fikołkiem na bok, przewracając kilku żołnierzy obu stron, następnie podniósł swoją kosę do poprzecznego cięcia i przybrał pozycje, jakby szykował się do szarży.Wielki Wódz Ragnheidr
Dłoń wydawała się już mocno starta, gdybyś teraz mocniej szarpnął może udałoby ci się ją uwolnić.
- Mamy wielu potężnych klientów którym zależy byśmy utrzymali się na ryn… - do sali przez boczne, pojedyncze drzwi weszła jedna z dziewczyn.
- Kupcy przyjechali - powiedziała
- Tak wcześnie? No nic… - odłożył tasak do torby z narzędziami - Zaraz do ciebie wrócę. A ty go pilnuj Ren. Poprawił płaszcz i wyszedł zostawiając dziewczynę której nie kojarzyłeś z tobą w sali. Oparła się o drzwi i obserwowała cię stamtąd. -
Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
Tym razem postanowił nie dać mu okazji do ataku, ale ruszyć naprzód samemu, tak więc natarł na przeciwnika. Cały czas mając oko na monstrualną kosę, tym razem skupił się na zaatakowaniu innych partii ciała oponenta, a przynajmniej tych, do których sięgał, chcąc zadać mu tyle ran, aby ból, wściekłość i utrata krwi uczyniły go nieuważnym i łatwiejszym do zabicia. -
Wielki Wódz Ragnheidr
Dalej się szarpał przy okazji piłując, nawet gdyby teraz się wyrwał, dużo mu to nie da, od razu zostanie przykuty na nowo. Jego jedyna szansa to zostanie samemu z pomieszczeniu z kimś i atak z zaskoczenia gdy ten podejście, jeden cios, jeden trup. Potem otworzenie zamka, znalezienie broni, w ostateczności tej ośki i zaczajenie się przy drzwiach. Potem atak z partyzanta na kolejnego wroga, który przejdzie przez drzwi i powolne budowanie tymczasowego ekwipunku. Następnie cichy powrót po krasnala i rzeź. - Jak praca? Dobrze płacą, młoda? Ragnheidr jestem. - Zagadywał dupę głośno, w trakcie piłowania. -
Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
Zderzyliście się we wspólnym natarciu twój miecz i nadziak kontra jego kosa. Udało ci się sprowadzić go do defensywy, dzięki czemu odkryłeś że może i jest szybki i zręczny, ale fizycznie jest od ciebie słabszy. Widziałeś jak kościste ramiona zadrżały mu, kiedy blokował twoje ataki swoim orężem. W końcu wymusił na tobie przerwanie natarcia poprzez nieudaną próbę wytrącenia cię z równowagi ciosem w kolano. Oderwaliście się od siebie. Nadarcykapłan mierzył cię teraz wzrokiem, próbując na szybko wymyślić jakąś odpowiednią strategię.Wielki Wódz Ragnheidr
Ta zdawała się nie być w nastroju na pogaduszki. Oparła się o drzwi z skrzyżowanymi na piersi ramionami i obserwowała cię obojętnie. -
- Podrapałabyś mnie po plecach? Szarpanie się o łóżko nie działa, bo jest zbyt gładkie, a ja zaraz pierdolca dostanę, jeśli będę to dalej czuł. I źle pokażę się klientom, a wy mniej zarobicie. - Użył całych swoich zdolności aktorskich i zbliżania do siebie ludzi, w międzyczasie lustrując ją i pomieszczenie wzrokiem. Miała klucz do łańcuchów? Albo wisiały tu jakieć klucze w pomieszczeniu?
-
Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
Nie czekając, aż jakaś chora myśl przyjdzie mu do tego zmutowanego łba, ponownie zaatakował, nie chcąc tracić inicjatywy. Widząc już, w czym ma nad nim przewagę, właśnie na takich atakach się skupił, bo choć proste, to jednak silne i brutalne. Na początek spróbował z pomocą swojej siły i oręża albo wytracić jego kosę z rąk, albo zranić go tak, aby nie mógł jej już używać. -
Wielki Wódz Ragnheidr
Była ubrana w czarny, skórzany strój oraz charakterystyczną maskę. Wyróżniała się wysoko związanym, długim kucem z ciemno-brązowych włosów. W jej stroju dostrzegłeś kilka wgłębień które zapewne były kieszeniami. W którejś z nich mógł kryć się klucz, ale to tylko domysły.
Chyba nie przekonało jej twoje gadanie o swędzących plecach. Albo zwyczajnie podobała jej się koncepcja torturowania cię bez kiwnięcia nawet palcem.Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
Uderzałeś mocno, a on musiał się salwować unikami, ponieważ często twoje ciosy były na tyle silne by wytracić go z równowagi i choć udało ci się sięgnąć jest przeklętego ciała raz czy dwa, to żaden z tych ciosów nie był na tyle silny by odwrócić losy tego pojedynku. Zauważyłeś jednak coś dziwnego. Podczas kolejnej próby zaatakowania go, udało ci się ściąć jeden z sześciu jak policzyłeś dzwoneczków. Wtedy z oczu Uskirta na chwilę uleciał płonący, zielony blask a zamiast tego ujrzałeś oczy, prawdziwe oczy pełne strachu i niemocy. Blask jednak je pochłonął równie szybko co je uwolnił. Co to mogło być? -
- MIJA GÓRY ŁĄKI LASY, CHCĄC WAS WYRŻNĄĆ WY KUTASYYYYY!.. - Zaczął drzeć mordę na cały regulator śpiewając sprośną pieśń karczemną będącą przeróbką hymnu pochwalnego na cześć Kardeliana. Fałszował przy tym starsznie i szarpał się. Pewnie będzie chciała zamknąc mu mordę.
-
Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
Nie miał pojęcia, ale również ochoty, aby to roztrząsać, przynajmniej teraz. Niemniej, skorzystał z okazji, jaką dał mu przypadek, i teraz młotem dalej uderzał tak, aby zranić przeciwnika, a więc zmusić go do blokowania i uskakiwania, mieczem zaś usiłował odciąć kolejne dzwoneczki, licząc na to, że po ich utracie Nadarcykapłan powróci do swojej normalnej postaci. -
Wielki Wódz Ragnheidr
Chwilę wytrzymała. Chwilę.
- Zamknij mordę zakołtuniony śmieciu! - krzyknęłaNadherszt Zoskrit Wybebeszony
Bronił się okrutnie, wiedząc co chcesz uczynić po utracie drugiego dzwonka i podobnym, nieco dłuższym efekcie. Jego strategia stała się o wiele bardziej ofensywna, często sprowadzając ciebie do obrony, dorabiając nawet kilka rys tu i ówdzie na twojej zbroi i skracając ci futro na odsłoniętych partiach. Jednak ty się nie poddawałeś i mimo zmęczenia udało ci się doprowadzić do sytuacji gdzie zostały dwa dzwonki - jeden na końcu kosy, drugi przy jej ostrzu. Staliście naprzeciwko siebie, obaj zdyszani choć ten drugi ukrywał to lepiej dzięki swojej posturze. Szykował się do kolejnego ataku, szerokiego od lewego boku. -
Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
Zaczekał, aż ten wyprowadzi atak i postanowił wykorzystać fakt, że jest silniejszy, aby sparować cios, jednak celując młotem w dzwonek na ostrzu, a mieczem w drugi, na trzonku. -
Nadherszt Zoskrit Wybebeszony
Ledwie sparowałeś ten cios, bo siła uderzenia kosy była wypełniona desperacką siłą. Od tego uderzenia całkiem zdrętwiała ci prawa ręka a ty wypuściłeś swój młot, ale udało ci się zniszczyć dzwoneczek przy ostrzu. Uskirt ryknął, ale w połowie jego głos przyjął nieco bardziej “ludzką” barwę. Potwór padł na kolano, wbijając swoją kosę w ziemię. Spojrzał się na ciebie, a jego normalne już oczy emanowały porażką z którą ten już się pogodził.
- To koniec? - jego głos brzmiał dziwnie, jakby mówił z drugiego końca ogromnej rury - Niech to się skończy, proszę. Pozwoliłem się oszukać, dałem się Jej zmanipulować. Powiedziała że jest naszą panią, a ja chciałem w to uwierzyć. Głupiec, głupiec ze mnie! Nie Błogosławiony a po trzykroć Przeklęty! Powiedz mi Zoskrit, czy oddasz mi ten honor i przyjmiesz jedną prośbę od umierającego wroga?