[S2]Pogorzelisko Folwarku Mercurius
-
Kiedy ostatni raz folwark ten był w pełnej mobilizacji, został on najechany przez potężnego sługę rodu Carsteinów - Alamara Seva von Jaegera słynnego na całą Sylvanię Szkarłatnego Inkwizytora, który to wbrew poleceniu swoich mistrzów spalił rezydencję Mercuriusów, a samego jej dziedzica doprowadził do stanu quasi-agonalnego po czym zmienił przy pomocy krwi demonicy w potwora. Krwawi rycerze Alamara jednak pozostali wierni Carsteinom i porwali narzeczoną Konstantego Mercuriusa do zamku Drakenhoff. Wszyscy dotychczasowi mieszkańcy ziem tych zostali wyrżnięci lub przegnani. Pogorzelisko stało się jednak z czasem bazą przybranego syna Konstantego - Vergila Valentine’a, lecz ten samotnie nie był w stanie zbyt dużo zdziałać.
-
Angel_Kubixarius
Kuroi podrożował już drugi dzień przez Sylvanię, podczas swej podróży miał okazję zaobserwować spory rozruch nieumarłych podążających w kierunku, w którym jechał, kiedy więc trafił na miejsce opisywane w księgach rodu Valdern jako ostatni odnotowany akt działalności Alamara na przestrzeni kilku lat, towarzyszyła mu spora grupa bezmyślnych ożywieńców lgnących do potęgi wampira.
Na pierwszy rzut oka zwykłe ziemie spustoszone przez wojska uzurpatorów, jakieś ruiny starego dworku i wypalone pola uprawne, marne resztki spruchniałych desek po prowizorycznych barykadach, postrzępione kawałki materiału i mrowie ghuli pokracznie truchtających od jednego kawałka dawno zgniłego ciała do innej, już ogołoconej kości by ostrymi zębami próbować dobrać się do słodkiego szpiku kostnego. Powoli jednak kończyły się im ciała do konsumowania, toteż wiele z nich walczyło o ostatnie kostki między sobą. Kiedy nieco bardziej rozeznałeś sytuację zauważyłeś, że w pobliskich borach jest mnóstwo wampirów niższych i hybryd takich jak słynne na całe księstwo vorghulfy, mimo wszystko trzymały się one w dziwny sposób zdala od pobojowiska, jakby wyczuwały coś… niepokojącego.
Mimo wszystko w ruinach nie było ni śladu życia, a przynajmniej tak to wyglądało z zewnątrz.
Co robisz ? -
Dzzwiedziu
Kuroi rozglądnął się dookoła zwracając szczególną uwagę na okolicę ruin.
Co za przeklęte miejsce.
Pomyślał i zachowaniem dużej ostrożności skierował swe kroki do folwarku. Gdy był już przy pierwszych murach wziął do ręki swój nóż i zaczął wypatrywać na ziemi i na tym co jeszcze na niej stało ważniejszych tropów.
- Niby tacy wysocy arystokraci, a najlepsze informacje jakie mają to zapisy z księgi… zero zwiadowców, szpiegów…
Narzekał sam do siebie odciągając myśli od najgorszych scenariuszy jakie go tu mogą spotkać. -
Angel_Kubixarius
Gdy byłeś już w miejscu, które winne było być wejściem do ruin dworku zacząłeś przeszpiegi, lecz ciężko było ci się skupić, czułeś bowiem, że coś wewnątrz dworku ma wysoce anomalne oddziaływanie na otaczające dworek pokłady eteru kumulując spore pokłady wiatrów magii w samych ruinach. Wszystko to zdawać ci się mogło dość nietypowe i całkiem złowrogie, wszak na tyle na ile mogłeś mieć kontakt z magią, była to jedyna rzecz, której ni jak nie podołałyby nawet twoje fizyczne predyspozycje, wszak moc ta była zbyt potężna i kpiła sobie z fizycznych reguł rządzących światem.
Choć wysoce starałeś się oderwać od tego niepokojącego poczucia bycia obserwowanym, wciąż miałeś wrażenie, że za chwilkę stanie się tu coś co może grozić twojej wampirzej egzystencji.
Rzuć sobie na przeszukiwanie. ( +5 za spostrzegawczość, +10 za tropienie, +5 za sztukę przetrwania, -20 za zaburzające zmysły oddziaływanie magii wokół, czyli wychodzisz na 0 po prostu rzucasz k100 i ma ci wypaść wartość mniejsza niż twoja percepcja. ) -
-
Angel_Kubixarius
Ślady wielu butów, butów ludzkich o delikatnym podbiciu, dobrych do skradania się. Tropy prowadzą po za sam budynek, oprócz jednak nich są jeszcze jedne ślady wyraźniejsze bo i widać, że uczynione pantoflami, za równo po za ruinę prowadzące, jak i świeższe skierowane do jej wnętrza.
-
Dzzwiedziu
- Milordzie czas wychodzić…
Powiedział kpiąco i wszedł do budynku. Choć zdecydowanie spokojniejszy brakiem przewagi liczebnej ze strony przeciwnika wciąż zachowywał pełne skupienie i ostrożność
Co takiego tutaj jest, że ma aż taką aurę?
Kuroi bezowocnie próbował znaleźć odpowiedź przekraczając próg -
-
-
Angel_Kubixarius
czyli 42/76
Z łatwością znalazłeś drogę do pomieszczenia bez dachu, w którym zobaczyłeś jak na posadzce klęczała dość dziwna istota o długich włosach, kobiecym kształcie ciała i gładkiej twarzy, ubrana od pasa w górę w szlachecki kontusz, od pasa w duł przyodziana jakąś tuniką zrobioną na szybko z jedwabiu, za pewne przez samą tą istotę. Ów byt przyobleczony był wieloma wiatrami magii, za pasem miał szablę, w ręku trzymał jakiś dziwny krucyfiks, a swoją fizycznością ewidentnie wyglądał na dość dorodnie obdarzoną z natury kobietę na tyle na ile mogłeś dostrzec. Spod tuniki wystawał długi, biczowaty ogon zakończony smukle, acz w ostrą literę V, z opowieści jakie pamiętasz jeszcze z wiejskiego życia na podgrodziu wedle legend takie ogony miały mieć demony. Niepokojącą sprawą był też dość dziwny zapach bijący z pokoju, zapach słodki, a za razem ponętny i intrygujący… aż chciałoby się podejść. -
-
-
-
Dzzwiedziu
Roześmiał się
- Wybieranie pole bitwy nawet takiej, która dawno już się skończyła, oraz samotność nie idą w parze…
Spoważniał
- Nie ciebie mam na liście, a pewnego człowieka o imieniu Alamar, potrzebuję więc się trochę rozglądnąć.
Wzrokiem przejechał po pomieszczeni, wskazując gdzie chce szukać śladów swojego celu -
korobov
-Alamar… Przeklęty niech będzie dzień, kiedy zjawił się na tych ziemiach. Przeeklęty niech będzie ród, który go stworzył. Przeklęty niech będzie on po trzykroć za to, co uczynił wielu. - odpowiedziała dalej patrząc w dal.
-Ludzi nie ma, bo trupojady, wampirów nie ma, bo nie ma niczego z krwią. A trupojady nie są problemem, trzymają się z daleka. -
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Dzzwiedziu
Gdy był już prawie w samym centrum miasta zaczął skręcać w ciemniejsze uliczki.
Czas zrobić użytek z tych kilku znaków
Za każdym razem gdy przechodził obok kogoś o bardziej podejrzanym wyglądzie posyłał mu kilka znaków złodziei. Znaki same w sobie poza przywitaniem niosły proste przesłanie: potrzebuję pomocy, oferuję pomoc.
W końcu praca kłusownika przyda się na coś poza zarobkiem -
-
-
-
-
-
-
Dzzwiedziu
Kuroi wyjął zza pasa papierowy zwój, rozwinął go i przyłożył go do najbliższej ściany. Zwój był listą imion i nazwisk, w większości przekreślonych, ale kilka pozycji wciąż było napisanych bez przekreślenia. By zwój nie odpadł od ściany Kuroi wbił w niego swój nóż w miejscu pierwszego od góry imienia i nazwiska, które nie były przekreślone:
** Alamar Jaeger **
Po tej akcji posłał jeszcze kilka znaków- “podaj mi informację o nim oraz “cenę” za nie”*
-
-
-
-
-
-