Wybrzeże Nieznanego Kontynentu (S2)
-
-
Angel_Kubixarius
*Zdarto żagle, ster prysnął, ryk wód, szum zawiei,
Głosy trwożnej gromady, pomp złowieszcze jęki,
Ostatnie liny majtkom wyrwały się z ręki,
Słońce krwawo zachodzi, z nim reszta nadziei.Wicher z tryumfem zawył. a na mokre góry
Wznoszące się piętrami z morskiego odmętu
Wstąpił genijusz śmierci i szedł do okrętu,
Jak żołnierz szturmujący w połamane mury.Ci leżą na pół martwi, ów załamał dłonie,
Ten w objęcia przyjaciół żegnając się pada,
Ci modlą się przed śmiercią, aby śmierć odegnać.Jeden podróżny śledział w milczeniu na stronie
I pomyślił: szczęśliwy, kto siły postrada,
Albo modlić się umie, lub ma z kim się żegnać.*To jedyne wspomnienia, które ostały się wam z tamtej przeklętej nocy, kiedy to każde z was.podczas podróży lub wygnania ku Archipelagu Sztormów siedziało na pokładzie San Margarity, to oraz dźwięk pękającego pod wami okrętu, który rozbijał się o skały oddalone od brzegu. Wydawało się, że to już koniec, że tak zakończy się wasz żywot, faktem jest jednak, że albo to nietaktowne poczucie losu Warthona, bądź też plugawy plan Nyx, a może też wola przodków lub łaskawość któregoś z panteonów bóstw Ferenthiru zdecydowały inaczej o waszym losie. Oto budzicie się we trójkę na plaży. Krasnoludzki kapłan runiczny, który z pomocą swojego młota starał się naprawiać drewniane fragmenty łodzi, kiedy inżynier z jego rasy, ale nie jego klanu naprawiał pompy, które miały odpompować wodę z pokładu; Drakkenka, która to postanowiła uciec by przeżyć, która zachowała zdrowy rozsądek i spokój, jednak nie wiedziała co może zrobić, toteż modliła się w kącie podczas tego kataklizmu an wodzie oraz leśna kłusowniczka, ta która w milczeniu rozmyślała nad całym tym bajzlem, a także życiem które wiodła… teraz jednak nie czas na wspomnienia, tym bardziej, że nawet gdybyście chcieli przypomnieć sobie powód podróży, czy też jakikolwiek fragment swojej przeszłości, nie byliście w stanie, byliście białą kartką niezapisaną ani jednym słowem, pamięć przepadła… powoli budzicie się wyrzuceni na plaży, Krasnolud ledwo się trzyma, ma trzy punkty życia ( nie żywotności, życia) gdyż próbując wyratować resztę najwięcej zaryzykował i teraz jest mocno poharatany, gorzej ma się jednak Drakkenka z jednym punktem, która nie czuje w sobie sił witalnych i tylko patrzy martwym wzrokiem w niebo nad plażą, jedyna w miarę dobrze zachowana spośród was, oh ironio elfka ma tych punktów 5, ogółem jest źle i wiecie to wszyscy, jeżeli tu zostaniecie wszyscy zginiecie, to pewne, ale jeżeli ktoś nie udzieli wam pierwszej pomocy… cóż możecie równie dobrze zdechnąć czy to tu, czy też za kilometr drogi.
-
-
-
-
-
-
-
-
Angel_Kubixarius
Cóż, kransoluda, który tamtej nocy naprawiał pompy nie było teraz z wami.
Sera sprawdzając cięciwe nawet nie spodziewała się efektu, cięciwa była sucha, lecz po przesunięciu po niej palcami odpadły z niej drobne fragmenty soli morskiej, ewidentnie musiała zdążyć wyschnąć… ciekawe ile tu jesteście. -
bulorwas
- Dobra, w pierwszej kolejności musimy się jakoś oporządzić, mój rodak zniknął, najpewniej zginął. Pomóżcie mi w przeszukiwaniu resztek statku, szukajcie wszystkiego, co może cię przydać, w tym pieniędzy, szmat i tak dalej. Alkohol też w cenie. - Polecił drużynie i sam zaczął szperać we wraku.
-
-
-
-
Angel_Kubixarius
Krasnolud zajrzał pod jedną z desek, które wyglądały jak kawałek blatu, jak się okazało nie był daleki od słuszności, znalazł bowiem kompas pod nim
W tym czasie drakkenka wyostrzonymi zmysłami dostrzegła jak w piasku mieni się coś metalowego, jak doczłapała do tego i odkopała była to odznaka oderwana od czapki kapitana, wykonana z czystego srebra.
Elfka niestety nie znalazła niczego ciekawego. -
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Degant321
- No cóż, przynajmniej Cię ten maszt nie przebił. …lub ogólnie nic ze statku nie postanowiło znaleźć w twoim ciele nowego domu - Wtem odwróciła się do Krasnoluda - Czemu nie, chociaż najprawdopodbniej jakieś źródło wody pitnej znajdziemy gdzieś głębiej. …chociaż może mam się poszczęścić i znajdziemy ujście rzeki ale w to wątpię.
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Angel_Kubixarius
Czyli 13
A więc sukces.
Zobaczyłaś wojownika w zbroi z… chyba rybitnie wiekkiej perły, a przynajmniej tak to wydlądało, stał i oglądał obraz słoneczników w wazonie wiszący po przeciwnej do okna stronie chaty, po za tym zwykla drewnisna chatka z meblami, kominkiem, mieczem zawieszonym na ścianie na stojaku, regał z książkami, no domek jak domek. -
-
-
-
-
-
-
-
bulorwas
Zignorował smokoluda. Może to i silne, ale podobno głupie i prymitywne jak nic, ten to pewnie od smoków piasku (Angel zrozumie nawiązanie do Thelunaru). Wstał i kuśtykając podszedł do drzwi, uderzył w nie mocno kilka razy, krasnoludzkie pukanie. - Panie! Otwórz Pan! - Krzyknął tak by gospodarz go usłyszał. W razie braku odpowiedzi powtórzył w krasnoludzkim.
-
Chevalier22
Mężczyzna, który dotychczas swój wzrok wlepiał w zawieszony na ścianie obraz, momentalnie odwrócił głowę w stronę drzwi. Żwawo obrócił się na pięcie, aby po chwili dać dwa długie susy przez całą długość maleńkiej izdebki. Pod jego stopami zaskrzypiały stare deski z ciemnego, lokalnego, najwyraźniej trwałego drewna. W końcu cała chatka znajdowała się w strefie, która narażona była na narowiste, dzikie, dewastujące burze. Aż dziw bierze, że ta wciąż się tu trzymała. Po kilku krótszych chwilach, które drużyna musiała poświęcić na czekanie, drewniane drzwi otworzyły się. W nich to stał wysoki, odziany w zbroję wojownik, który jeszcze jakiś czas temu zachwycał się malowidłem. Jego twarz była gładka, najwyraźniej nie tak dawno temu ogolił swój zarost, którego barwę można by wywnioskować po kolorze krótkiej, zadbanej czupryny - ciemny brąz, wpadający w czerń. Jego twarz była niezwykle smukła i piękna. Nie był on jednak piękny jak niewiasta, było to bowiem męskie piękno. Można by rzec - nadzwyczaj przystojny okaz mężczyzny. Para zielonkawoniebieskich, mądrych, nieco zmrużonych oczu przebadała krótko stojących na progu rozbitków. Po chwili jego wąskie, ciemne brwi uniosły się, oczy wyraźniej się rozszerzyły, a wąskie usta, nie otwierając się, przybrały zdziwiony wyraz. Mężczyzna zapewne nie spodziewał się tutaj gości. W końcu - kto, poza zmęczonymi połowem rybakami, znalazłby się na dzikim wybrzeżu nieopodal wielkiego lasu? Z resztą, teraz było to już nie ważne. Wyraz twarzy mężczyzny stał się bardziej zwyczajny. Wgapiając się nieco dłużej był w stanie w pełni dostrzec stan, w którym znajdowali się rozbitkowie.
- Zapraszam, wejdźcie do środka, prędko. Zajmę się wami tak szybko, jak tylko mogę. Zasiądźcie przy stole, lecz jeśli mimo tego, że widzę was stojących na nogach - jeśli któreś z was czuje się na naprawdę źle, niech zajmie łóżko stojące w kącie izby. Śmiało, wchodźcie i opowiedzcie mi swoją historię. - Mężczyzna kątem oka wlepił wzrok w szczątki wraku w oddali. Jednocześnie odsunął się na bok, trzymając otwarte drzwi, aby zapewnić przejście swoim gościom. -
bulorwas
Teraz krasnolud stanął przed ciężkim wyborem. Dla elfa byłby najpewniej oczywisty, dla człowieka też, ale krasnolud musiał się głęboko zastanowić. Dać sobie pomóc, czy jednak mimo przeciwności losu stać bez urażonej dumy… Je**ć to, ma swój honor. - Jeśli mi pomożesz, spróbuję trochę usprawnić ten twój pancerz, człeczyno, albo dam ci kompas, wybór należy do ciebie. - Zaproponował uparcie krasnolud. Kobiety powinny skorzystać z darmowej pomocy, on ma krasnoludzką dumę.
-
-