Chata Fridricka
-
Niewielki dom w lesie niedaleko strumyka, postawiony głównie magią ziemi i dopełniony narąbanym drewnem. Drzwi frontowe i wszelkie okiennice są drewniane, zaś główne ściany i dach postawił z litego kamienia. Wewnątrz znajduje się sypialnia z prowizorycznym łóżkiem i niewielką szafą, pokój dzienny z drewnianym stołem i czterema krzesłami, paleniskiem oraz kuchnia, z blatem, przyborami z kamienia i paleniskiem. Wszystko oddzielone dębowymi ściankami.
Na zewnątrz otoczony jest lisimi dołami z kolcami na dnie, przykrytymi liśćmi, niemal ze wszystkich stron. Do tego przy budynku widnieje pieniek z siekierą i drewnem na opał. Przy strumyku zarzucona jest sieć, w którą mają łapać się ryby.
Znajduje się blisko południowych krajów, w głuszy daleko od miast i cywilizacji. -
-
-
-
-
Położył rybę na stole i poszedł sprawdzić, jak tam z pułapkami wokół domu. Coś się złapało?
-
A i owszem, nieszczęsny królik wpadł do jednego z lisich dołów. Był przebity dwoma kolcami. Twój nadludzki węch pomógł ci w wywęszeniu jakichś dwóch ludzi, którzy zbliżali się do twojego domu. Za parę minut do ciebie trafią.
-
Zignorował królika. Później po niego wpadnie. Obecnie odszedł gdzieś do jakiejś z nor blisko swego domu. Tam zrobił schody prowadzące do dziury, pilnując aby nie zepsuły one zostawionych na nich liści. Kiedy znalazł się w norze, schody znów przekształcił w ziemię jaką była. Oczywiście przed wejściem schował kolce aby się nie pokaleczyć. W dziurze wyczekiwał dwóch obcych. Jak podejdą do domu, to ich usłyszy.
-
Usłyszałeś brzęczenie pancerza i kroki, prawdopodobnie byli to mężczyźni. W końcu dotarli do twojej chaty i stanęli przy drzwiach. Jeden z nich zapukał mocno.
- Otwierać, do cholery! - Krzyknął jeden z nich, raczej młoda osoba. -
Pancerz. Oby był solidniejszy od tego, który obecnie nosi. Zapadł jednego z nich pod ziemię, tworząc pod nim półtorametrową dziurę. Poczekał chwilę, aż dotknie dna i uszczelnił otwór tak, aby nie miał tam luzu.
- Po co tu przyszliście?! - Rozległo się jego wołanie.
Zaraz po tym zrobił tunel, oczywiście wzmocniony aby się nie zapadł, prowadzący do dołu z przeciwnej strony, też blisko domu i tam też usunął kolce i czekał na ich reakcję. -
- Kurwa mać! - Zaklął ten, który spadł pod ziemię.
- Chcemy coś omówić, ale nie będę gadał do pieprzonej trawy. - Odpowiedział ci ten stojący na ziemi. -
//Przepraszam za to, że tyle czasu nic nie pisałem. Z mi przestało działać i teraz mam zastępstwo, do którego muszę się przyzwyczaić.
Czas na drugą część planu. Próbował odpowiednio zmodyfikować dziurę i otwór, aby jego głos był nieco zniekształcony i niósł się upiornym echem. Czy to przez odpowiednie kombinowanie z tą dziurą gdzie sam był, czy przez łączenie odpowiednimi tunelami wielu dziur, zależnie co było skuteczniejsze.
– Jestem duchem tego Lasu, na teren którego wkroczyliście! Mówcie, co Was tu Sprowadza! Już poznaliście moją moc! Nie zawaham się jej użyć ponownie jeżeli nie będziecie posłuszni! – krzyczał do otworów licząc, że łykną ten haczyk. Ludzie to ostatnie, co chciał na tych terenach i zamierza się tego trzymać tak długo, jak to możliwe. -
- Ha, ha! - Mężczyźni wybuchli śmiechem, nawet ten uwięziony na dole w ziemi. - Nie pierdol! Wiemy coś za jeden! Każdy duch mieszka w tej chacie? He, he. Dobra, to może ci ją sfajczymy, co?! - Wrzasnął.
-
A więc się nie udało… Drugiego uwięził tak samo jak pierwszego, do tego obu zablokował ręce również je zanurzając.
- Skąd możecie wiedzieć kim jestem? -
- Ja pierdolę! - Wrzasnął, zapadając się pod ziemię. - Chuj wie! Sprawdzamy każdego kto mieszka w okolicy! Teraz tu rządzi Bill Jednooki, he, he. Zbieramy haracz, durniu. Jak nas zaraz stamtąd nie wydostaniesz, to przyjdziemy tu całą bandą i cię rozpierdolimy. - Zagroził ci.
-
A sądził, że wybrał jedno z największych odludzi… Zapadł ich aż po samą głowę.
- Jak niby zamierzacie stąd wyjść bez mojego pozwolenia? -
- Przyjdą tu następni, znacznie więcej ludzi. Każdy wie gdzie poszliśmy! - Odezwał się, niezbyt zadowolony z miejsca swojego pobytu.
-
- Nawet wasze głowy nabite na pale ich nie odstraszą? Właściwie, lubicie swoją robotę?
-
- A co ci do tego cholerny czarodzieju? - Krzyknął z dołu. - Wypuść nas, a zachowasz życie!
-
- A co z tym haraczem? Dalej będę musiał go płacić?
-
- Eee… No, oczywiście, że tak! Słuchaj, to nie zależy ode mnie. Coś ci się nie podoba, to idź do szefa. Mogę cię zaprowadzić, pogadacie sobie i wyjaśnicie sprawę…
-
- Jak doszedł do władzy?
-
- Nie twój interes, złamasie! Wypuść nas do cholery! - Zignorował twoje pytanie.
-
- Im szybciej odpowiecie na moje pytania, tym szybciej was wypuszczę. Stawianie oporu i tak nie ma sensu, bo obecnie jesteście całkowicie zależni ode mnie…
-
- Mamy własny fort, na moczarach nieopodal. To ziemia niczyja, więc teraz jest nasza!
-
- Ilu macie magów i jakich dziedzin?
-
- Żadnych, kurwa, żadnych. Właśnie z jednym rozmawiam i cieszę się, że nie mamy nikogo takiego w obozie.
-
Na taką odpowiedź liczył. Wypuścił ich i chciał, aby ziemia pochłonęła ich broń, jeżeli oczywiście leżała.
- Idźcie. I ostrzegam. Jeden gwałtowny ruch, a skończycie jak wasz oręż. - drugą część by wypowiedział, jeżeli ziemia wchłonęłaby broń. -
Ich bronie wsiąknęła ziemia. Zdenerwowani, bez słowa opuścili twoje domostwo.
-
Kiedy odeszli, wyszedł z dołu ponownie robiąc schody, aby na powierzchni zrobić z nich ścianę dołu. Potem ziemia miała mu pokazać broń. Cóż to było?
-
Jeden stalowy miecz i buława, nic specjalnego.
-
Dobre i tyle. Chciał, aby ziemia przyniosła mu tego królika. Potem zabrał go wraz z bronią do domu. Wypada coś zjeść.
-
Trafiłeś wraz ze swoją zdobyczą do twojej chaty, która wyglądała dokładnie tak samo jak ją zostawiłeś.