Barwuns
-
Niewielkie miasteczko położone na ziemiach kontrolowanych przez Wampiry, acz zamieszkane głównie przez ludzi. Do miana miasta mu daleko, choć wsią też nie jest, posiada bowiem skromny ratusz, kamienice wokół głównego placu targowego, kilka karczm, burdel, sklepy z różnymi towarami, kuźnię i linię murów obronnych z blankami, poprzetykanych co kilkanaście metrów wieżami obserwacyjnymi. Jego ludność to głównie kupcy, zamieszkujący centrum w pobliżu targu i ratusza, w swoich kamienicach, oraz więksi i mniejsi rzemieślnicy, których domy znajdują się dalej. Poza murami miasta, w podgrodziu znajdują się chaty wieśniaków, w większości przypominające lepianki i szałasy, bowiem zbrakło dla nich miejsca wewnątrz miasta, a musieli uciec, bowiem gdy przez te okolice przemaszerowały armie Wampirów i ich Nieumarłych, zmasakrowały one część mieszkańców i spalili ich wsie, oni zaś uciekli tutaj, wpadając z deszczu pod rynnę, gdy te same armie postanowiły zdobyć i miasto. Jednakże to, dysponujące niewielkim garnizonem, postanowiło się poddać, dzięki czemu ocaliło swoją zabudowę i mieszkańców.
Gdy Wampiry objęły niepodzielną kontrolę nad tymi ziemiami, w mieście zaszły pewne zmiany. Choćby znacząco przetrzebiono miejską straż, pozostawiając tam tylko ludzi, którzy byli gotowi na kolaborację i ewentualną przemianę, zaś na ich czele stanął jeden z Wampirów Niższych służących panu tych ziem, Manfredowi Valescu. Również w radzie miejskiej doszło do przetasowań, z ośmiu, przy władzy i życiu pozostało trzech pierwotnych radnych, dwóch zastąpiły Wampiry, a resztę ludzie wierni nowemu władcy.
Jak można się domyślać, i radni, i strażnicy, zostali straceni, aby nie siać fermentu, jednakże na to było już za późno, przez co część z nich zdołała zbiec do okolicznych lasów, podobnie jak wielu chłopów, pozbawionych swoich domów, choć mających wciąż pola i pastwiska, którzy stali się teraz jednym z głównych zmartwień Manfreda. Mimo to w mieście panuje względny spokój, acz atmosfera jest napięta, bowiem powoli zaczyna kończyć się miejska biedota, która jest wyłapywana konsekwentnie, aby później trafić do lochów pobliskiego zamku, Kresu Nadziei, i tam czekać, aż zostanie karmą dla Wampirów Niższych służących Manfredowi i rodowi Valescu. -
Kuba1001
Nie mając złudzeń co do tego, że miasto czeka na jego przybycie, a jego armia została dostrzeżona z daleka, Manfred zatrzymał swoje nieumarłe wojska około pół kilometra od miasta, poza zasięgiem łuków czy kusz, ale w zasięgu wzorku. Liczył na to, że efekt psychologiczny zrobi swoje, nim opracuje jakiś plan dostania się do środka, co raczej nie powinno być trudne, gdy nie ma się ani jednego tarana, drabiny czy katapulty, a pod swą komendą jedynie tępych Nieumarłych, nie licząc oczywiście Hadrogha, swojej Gwardii i dwóch Wampirów Niższych.
-
-
Kuba1001
//Pewnie dlatego, że nie mam tego dodanego jako wyjątek do korekty i podkreśla mi obie wersje, a czasem omskną mi się palce, gdy piszę. Jego imię to Hadrogh, wszystkie inne uznaj za moje błędy i literówki.//
‐ Nie uważasz, że poniesiemy zbyt duże straty? Jestem potężnym Nekromantą, ale nawet ja nie mogę tworzyć z powietrza, potrzebuję trupów, ale tych nie ma nigdzie w pobliżu, a przynajmniej nie w wielkich ilościach. A gdy osłabimy się na pacyfikacji tego miasta, będziemy łatwiejszym łupem dla czających się w lesie partyzantów i bandytów. Dlatego myślę, że gdy armia ruszy naprzód, proponuję dwie fale, pierwsza dla zebrania strzał i razów, druga wraz z Tobą i moją Gwardią jako siłą przełamującą, podczas gdy w tym czasie ja zmienię swą postać i zaatakuję miasto od wewnątrz. -
-
Kuba1001
‐ Anna twierdzi, że jest w stanie swoimi miksturami zmienić go w naszego wiernego sługę, więc najpewniej postaram się zachować go przy życiu. Ty też miej to na uwadze. A wojska wyślij, gdy zauważysz, że linia na murach zaczyna się łamać.
Gdy wszystkie instrukcje zostały wydane, a wojska znalazły się na pozycjach, odszedł w jakieś ustronne miejsce, aby pozbyć się zbroi i reszty elementów odzienia, po czym zmienił swoją formę w wielkie, podobne do nietoperza monstrum. Zaryczał przeraźliwie i wbił się w powietrze, jak najwyżej, aby potem ruszyć w kierunku miasta. -
Abomination
Z góry widziałeś kilkudziesięciu malutkich ludzi ładujących kusze w twoją stronę. Byli przerażeni twoją postacią, to też parę buntowników uciekło z murów i zaczęli biec w stronę budynków. Na czele kuszników i innych strażników obok stał mag lodu ciskający lodowe sople w twoją stronę. Uniknąłeś większość z nich , lecz zdołał cię trafić w brzuch… Wypadałoby wylądować i zaatakować tych na murze, teraz… Zanim wystrzelą w ciebie salwę.
-
-
Abomination
Wszystko to przychodziło ci z łatwością. Masakrowałeś rebeliantów, krew sikała praktycznie wszędzie. Dźgali cię mieczami i strzelali bełtami, ale ból był do wytrzymania, a buntowników było coraz mniej, bo albo już nie żyli, lub uciekli. Twoje nieumarłe wojska już ruszyły w kierunku bramy… Czarodziej oddalił się od ciebie, jednak wciąż pozostawał na murach.
-
Kuba1001
Postarał się pozbyć jak największej ilości wrogów, nim jego legion znajdzie się w zasięgu ich kusz i łuków, a później poleciał ku samej bramie. Dobrze wiedział, że ciężko im będzie sforsować ją bez tarana, jego rolę musiałaby chyba pełnić gwardia Manfreda, toteż postanowił wyważyć ją od środka.
-
Abomination
Używając swej nadludzkiej siły po chwili szarpaniny z bramą wyważyłeś ją i zostawiłeś otwarte wejście dla twojej armii, która się już zbliżała. Na murach wybiłeś znaczną część straży, na dole też ich było sporo, ale w większości to byli ludzie wyglądający na takich, co pierwszy dzień trzymali miecz w ręku. Mag zszedł z murów i zaczął biec w twoją stronę rzucając lodowymi pociskami.
-
-
Abomination
Nim go jednak złapałeś, twój czarujący przeciwnik zamroził twoje skrzydła przez co miałeś niemiłe lądowanie na murach, wręcz z nich wypadłeś poza miasto prosto na twoje wojska, które gromadziły się pod bramą. Zapewne swoim dużym cielskiem zabiłeś kilkunastu z nich, ale nieumarłe legiony to zignorowały i zaczęły forsować bramę. Czarodziej postanowił wykorzystać moment twojej nieuwagi i rozpoczął atak na twoją armię, prostymi lodowymi pociskami, lecz skutecznymi.
-
-
Abomination
Uderzając lodem o mur skutecznie go zniszczyłeś. Choć było ci dosyć zimno przez wcześniejsze zamrożenie, wzbiłeś się w powietrze mając na widoku maga, wyraźnie zmęczonego ciągłym używaniem czarów oraz zastępy rebeliantów czekających w centrum miasta na waszą armie. Kusznicy z murów byli praktycznie rozbici.
-
-
Abomination
Udało ci się go chwycić prosto w jedną z twoich łap. Wystarczyło go teraz ogłuszyć, byle szybko, bo zaraz się wyzwoli dzięki swojej magii. Powoli próbował zamrozić swoje więzienie, które go trzymało… Twoje wojska rozbiły bramę i wparowały do środka. Rozpoczęła się prawdziwa bitwa o miasto, lecz raczej szybciej się skończy. Żywych trupów było znacznie więcej niż buntowników przez co przeważaliście.
-
-
Abomination
Sprawnie poszło ci z czarodziejem, a sopel lodu, który wcześniej trafił cię w brzuch stopił się i pozostawił jedynie dziurę, która zapewne wkrótce się zregeneruje. Szybko zjawiłeś się na tyłach armii gdzie byli jedynie nieumarli. Hadrogh walczył wraz z twoją gwardią i wampirami na czele.
-
Kuba1001
Nie miał już wiele do roboty, bez Maga i po wybiciu tak wielu wrogów zwycięstwo było już raczej pewne, więc zostawił gdzieś Maga, a sam przemienił się znów w swoją humanoidalną postać, aby potem wdziać na siebie swoje szaty i zbroję. Teraz jedynie pozostało mu oczekiwać wieści o przełamaniu wrogiego oporu.
-
Abomination
Po ponownym ubraniu się wróciłeś do miasta i stanąłeś na murach, gdzie miałeś doskonały widok na kończącą się bitwę. Nieumarli dalej zarzynali rebeliantów, których było coraz mniej… Aż w końcu garstka się poddała. Około czterdziestki rannych wojowników rzuciło bronie na ziemię i klęknęli przed Hadroghiem i twoją armią. Wojska przerwały atak na rozkaz twojego generała.
-
Kuba1001
Manfred nie znał ludzi zbyt dobrze, ale zakładał, że niekiedy ich mentalność była podobna do tej wampirzej: Jeśli raz zostaniesz przez takiego zdradzony, to możesz mieć pewność, że przy najbliższej okazji uczyni to ponownie. Dlatego nie miał zamiaru pozostawić ich przy życiu, choć też nie nakazał stracić ich od razu.
‐ Niech połowa z Was uda się do dalszych części miasta i zwoła tu wszystkich mieszkańców. Teraz nic Wam nie grozi, wyrżnięcie populacji całego miasta nie byłoby dla mnie korzystne, dlatego zwołajcie tu wszystkich ludzi, aby usłyszeli, co mam im do powiedzenia. Reszta niech nie stawia oporu i pozwoli odprowadzić się na bok.
Po krótkiej przemowie wydał rozkaz Nieumarłym, aby przypilnowali jeńców gdzieś na uboczu, a potem ruszył na spotkanie z Hadroghiem.
‐ Gdy pojawią się mieszkańcy, otrzymają odpowiednią lekcję za swoją butę. ‐ mruknął do niego szeptem, odsłaniając w uśmiechu białe kły. -
Abomination
‐ Tak jak być powinno. ‐ Odpowiedział ci cicho. Dwudziestka poddanych buntowników udała się w głąb miasta, aby zawiadomić resztę. Innych przypilnowali twoi żołnierze. Wkrótce pojawili się wszyscy mieszkańcy, było ich razem około dwustu. Stali przed twoimi wojskami przerażeni, niektórzy wyglądali jakby chcieli uciec, choć wiedzieli, że im się to nie uda.
-
Kuba1001
Zaczął od odpowiedniego komenderowania Nieumarłymi, aby otoczyli mieszkańców miasta i ustawili przed nimi w szeregu zbuntowanych wojowników
‐ Wieść o tym powstaniu była źródłem mojego gniewu, ale też rozczarowania. Nie jestem zwykłym potworem. Mój świat umarł, więc przybyłem do Waszego. Zrobilibyście to samo na moim miejscu. Znam wielu moich pobratymców, którzy ludzi mordują do nogi lub robią z nich jedynie podręczne worki z krwią. Ja jednak dałem Wam żyć. Pozwoliłem Wam wieść swoją marną egzystencję tak, jak do tej pory, abyśmy wszyscy na tym skorzystali. Ale Wy mnie zdradziliście. Napluliście na dłoń, którą do Was wyciągnąłem. I tym samym możecie być pewni, że nie będę już taki ugodowy.
Tutaj przerwał, aby użyć Magii Bólu i wszystkich, poza jeńcami, porazić tak, aby na długo zapamiętali tę lekcję.
‐ Rozejrzyjcie się. Widzicie, ile tu trupów? To Wasi przyjaciele, bracia, synowie, mężowie i inni. Zginęli dlatego, że zechcieliście podnieść na mnie dłoń. Oni zapłacili już za to odpowiednią cenę. Teraz kolej na nich.
Tutaj wskazał na schwytanych buntowników, których polecił stracić. Rzecz jasna, bez żadnej dekapitacji, ucinania kończyn czy tym podobnych, musiał uzupełnić swoje szeregi nieumarłych wojowników, a oni będą jak znalazł. -
Abomination
Dwóch przybocznych Hadrogha, wampiry niższe, wykonały ten rozkaz i szybko rozprawili się z jeńcami. Każdego przebili mieczem na wylot, przez co szybko się wykrwawiali i ginęli. Część z mieszkańców krzyczała i płakała… Aż wstał jeden z rebeliantów, który walczył w bitwie. Wcześniej przed tobą klęczał… Ale teraz stanął, spojrzał na ciebie z pogardą.
‐ Kim jesteś bez tej całej armii i magii? Nikim. ‐ Warknął, był dosyć młody. ‐ Gdybyś tego nie miał, byłbyś taki jak my. Pokaż, że nie jesteś tchórzem! Walcz ze mną jak równy, psie! ‐ Krzyknął, podnosząc swój miecz z bruku. -
Kuba1001
Przypatrywał mu się zdziwiony. Czyżby nie widział, co uczynił przeciwko kusznikom na murach i jego kompanom przy bramie? Chyba że możliwość transformacji również była przez niego uznawana za Magię… Cóż, taki pojedynek to zawsze rozrywka i kolejna lekcja dla lokalnych mieszkańców, więc jedynie założył hełm, dobył swoich bliźniaczych kling i ruszył w kierunku mężczyzny, pozwalając mu nawet wykonać pierwszy ruch.
-
-
Kuba1001
W przeciwieństwie do niego, nie zmęczy się tak szybko, więc ograniczał się do parowania jego ciosów, aby po kilku chwilach tej farsy przejść do kontrataku. Jednym z mieczy zamachnął się na jego głowę, ale tak nieudolnie, aby nawet ten człowieczek mógł to sparować lub zrobić unik. Prawdziwy atak nadszedł z dołu, skąd wykonał pchnięcie swoim ostrzem prosto w jego brzuch.
-
Abomination
Buntownik sparował twój cios z góry, jednakże nie spodziewał się tego z dołu. Twoje ostrze przeszło przez jego ciało jak przez masło… Lecz on się nie poddał i natychmiast po tym zamachnął się z impetem na twoją rękę, która trzymała miecz, wbity w jego brzuch. Niestety, nie dałeś rady tego uniknąć. Twoja lewa ręka znajdowała się na ziemi, a twój kikut siknął krwią w przeciwnika, który zaraz po tym zginął, z utraty krwi. Upadł na ziemię z uśmiechem na usta, najpewniej zadowolony z tego, że cię zranił. Bolało jak diabli, lecz plus jest taki, że twoja ręka po pewnym czasie się zregeneruje i odrośnie.
-
-
-
Kuba1001
//Szkoda, liczyłem na małego Manfreda.//
Skrzywił się nieznacznie pod przyłbicą hełmu. Wychodzi na to, że naprawdę wyszedł z wprawy. A teraz ci ludzie będą mieć kolejny powód, aby znowu powstać, będą widzieć w nim słabeusza.
Schował oba miecze na miejsce, używając do tego tylko jednej dłoni, a potem zaczął wskrzeszać poległych wrogów, liczył nie tylko na piechurów, ale i kuszników, o ile nie zmasakrował ich za bardzo na tych murach. -
-
Abomination
// Jak chcesz małego Manfreda, to zapłodnij Annę :V //
Wskrzesiłeś dwudziestu rebeliantów, tych poddanych egzekucji. Z murów udało ci się zebrać pięćdziesięciu piechurów i czterdziestu kuszników. Reszta była wadliwa, z powodu braku kończyn. Co jak co, ale nieźle wyszedłeś na tym powstaniu, pomijając utratę ręki. -
-
Kuba1001
Może i faktycznie nieźle, zwłaszcza że to jeszcze nie koniec.
‐ Koniec zemsty i śmierci na dziś. ‐ ogłosił zebranym mieszkańcom. ‐ Możecie się rozejść, do mnie mają przybyć jedynie włodarze miasta i ochotnicy. Wielu z Was jest przerażonych, wielu innych wściekłych, ale pośród reszty widzę też tych ambitnych i oszołomionych moją potęgą. Chodźcie, a staniecie się choć o ułamek bliżsi tej potęgi, niż jesteście teraz. -
Abomination
Większość mieszkańców rozeszła się do domów. Przy tobie i twojej armii zostało jedynie trzech ludzi. Niepewnie, przestraszony otyły mężczyzna w średnim wieku podszedł do ciebie i uklęknął.
‐ Panie… Przed tym całym zajściem, byłem tu burmistrzem. ‐ Odparł, widziałeś jak leje się z niego pot. -
Kuba1001
‐ Oczekuję, że do jutra pogrzebiecie te resztki, które tu zostały, a potem naprawicie miejską bramę… Poza tym konfiskuję całą broń miejskiej straży, jej funkcję będą pełnić Nieumarli dowodzeni przez jednego z moich Wampirów. Niedługo wyślę tu dekret, który odczytacie publicznie i rozwiesicie w mieście, aby każdy wiedział, że za jakiekolwiek przewinienie, od zabójstwa, przez kradzież, na gw**cie kończąc, będą surowo karane. To na wypadek, gdyby ktoś miał obiekcje co do braku straży jako takiej… Dziś Cię oszczędzę, burmistrzu. Ale możesz być pewien, że jeśli taka sytuacja się powtórzy, Twoja głowa spadnie najpierw, ale dopiero wtedy, gdy z Tobą skończę. ‐ tutaj na chwilę przerwał, aby potraktować go odrobiną Magii Bólu. ‐ A to będę jedynie igraszki w porównaniu z tym, co zapewnię Ci przed śmiercią. Zrozumiałeś?
-
Abomination
‐ T‐tak, oczywiście, panie. ‐ Wstał i odszedł w kierunku ratusza. Następny mężczyzna jaki się zjawił, to młody mężczyzna, noszący pancerz wykonany ze skóry, do pasa miał przyczepiony długi miecz. Klęknął przed tobą i spojrzał ci prosto w oczy.
‐ Nazywam się Godefroy Langer, mój panie. Pragnę powiedzieć, że od początku nie brałem udziału w tym buncie. Wręcz przeciwnie, chciałem temu zapobiec. Chciałbym, żeby mój miecz znalazł się po twojej stronie, aniżeli ich. Wcześniej, pracowałem jako najemnik, spędziłem na tym całe moje życie. Znam się na walce jak mało kto i myślę, że będę przydatny dla pańskiej armii. Oferuję tobie, panie, moje usługi i mój miecz. -
Kuba1001
‐ Zaś ja, w zamian za wierną służbę u mego boku, oferuję Ci łaskę krwiopijcy. Jednym ukąszeniem nie uczynię Cię co prawda równym sobie, ale za to na pewno postawię o wiele wyżej, psychicznie i fizycznie, od wszystkich ludzi. W zamian oczekuję jedynie wiernej służby, a jedynym, jak Wy to ludzie mówicie, haczykiem, jest konieczność spożywania krwi. Czy zgadasz się na te warunki?
-
-
-
Abomination
Godefroy odszedł na bok, jeszcze raz się kłaniając. Ostatnim człowiekiem, który został, był mężczyzną w podeszłym wieku w całkiem arystokratycznym ubraniu.
‐ Panie. ‐ Ukłonił się należycie. ‐ Jestem tutejszym radnym, lecz muszę zawiadomić iż mamy braki ze względu na ten cały… bunt. Rebelianci jakby to powiedzieć… unicestwili dwójkę pańskich pobratymców. ‐ Wycedził te ostatnie dwa słowa z lekkim strachem. -
-
-
-
-
Kuba1001
Machnął ręką, aby zniknął mu wreszcie z oczu. Wtedy zajął się wydawaniem rozkazów dla swojej armii. Pora opuścić miasto, ale najpierw zostawił dwudziestu dopiero co wskrzeszonych piechurów, dziesięciu kuszników i dwadzieścia swoich pierwotnych Nieumarłych, z którymi maszerował na miasto, a dowództwo nad nimi przekazał jednemu z Wampirów Niższych, które towarzyszyły mu w tej wyprawie. Z resztą wojska oraz kandydatem do przemiany, Hadroghiem i swoją gwardią powrócił do zamku, po drodze pamiętając też o zabraniu Maga i Nieumarłych, którzy mieli go pilnować.
-
-
Zeerzabahl zatrzymał się przed wejściem do miasteczka. Zastanawiał się, czy przypadkiem się nie zgubił, bo nie przypominał sobie, żeby to miejsce należało do Cesarstwa Lorkhan.
- Vredemanie, wiesz może, gdzie jesteśmy? - zapytał swojego ucznia.