Myrtenberg
-
Stolica Aergonii jest jednym z najstarszych miast na kontynencie. Pełno jest tu domów, które powoli się rozpadają, tak samo mury. Ze względu na trudną wojnę z Cesarstwem Lorkhanu król nie może sobie pozwolić na odbudowę miasta. Przestępczość jest tu wysoka, szajek i gangów tu nie brakuje. Codziennie ktoś tu ginie po dostaniu noża w plecy tylko żeby zyskać chleb lub mieszek złota. Ostatnio do miasta zawitało wielu uchodźców z podbitych terenów przez wampiry na północy. Jako, że w mieście nie ma dla nich miejsc, żyją w namiotach i obozach przy murach. Co do zalet miasta, karczmy zawsze słynęły z porządnego jedzenia, zabaw i turniejów kościanego pokera. Jest tu nawet swoista gildia myśliwych, którzy polują na największe bestie i zwierzęta w lasach nieopodal stolicy.
-
Po dniu spędzonym na zmywaniu naczyń w pobliskiej karczmie, przyniósł zarobione pieniądze do kuźni kowala, którą nazywał swym domem. Udał się do swojej “kwatery”, schował zarobionych 15 monet pod swoje łóżko, gdzie nagromadziła mu się już spora suma i wrócił do kowala sprawdzić, co tam u niego.
-
Twój mentor właśnie ostrzył krótki, jednoręczny miecz na osełce. Słońce powoli zachodziło, ale na ulicach nadal był spory ruch, a kupcy wciąż handlowali swoimi towarami. Kowal był odwrócony do ciebie plecami.
-
- Pomóc w czymś?
Stanął tak, by widzieć jego twarz. -
Brodaty mężczyzna był cały spocony, długo już pracował.
- Mógłbyś naostrzyć tamte miecze. - Wskazał ręką na kilkanaście ostrzy owiniętych w szmatę na podłodze obok. -
Gerion spokojnym krokiem przemierzał miasto, jednak miał się na czujności, aby nie zostać zaatakowanym przez bandytów.
-
Miasto tętniło życiem, spacerując ulicami widziałeś wielu ludzi z różnych sfer, biedaków, bogaczy, żebraków w uliczkach proszących o jedzenie… Twoją uwagę przykuła zbieranina mieszkańców przy głównym placu. Wyglądało na to, że niedługo miała się odbyć jakaś egzekucja na szubienicy. Grubawy kat już stał i czekał na swoją ofiarę, a przy samym miejscu zgromadziło się paru strażników.
-
Postanowił zatem przyłączyć się do tego jakże ciekawego “przedstawienia”. Wszedł w tłum ludzi i oglądał rozwój sytuacji.
-
W końcu na szubienicy zjawiło się dwóch strażników, którzy prowadzili ubranego w jakieś brudne łachmany mężczyznę, pełnego blizn na twarzy. Nie miał jednego oka, czarna opaska na oku jednak zapełniała ten brak. Czarne krótkie włosy były brudne od błota, a sam przestępca był wysoki i dobrze zbudowany. Był to albo weteran wojenny, albo jakiś zawodowy zabójca. Nałożono mu sznur na szyję i posadzono nad zapadnią.
- Lucasie Vanderline, w imieniu miłościwego nam panującego króla Edwarda III, skazuję cię na śmierć za zbrodnie wojenne. - Wygłosił herold, który wszedł obok nich. - Czy chcesz coś powiedzieć?
- Pieprzę króla! - Krzyknął, śmiejąc się przy tym. Widownia była oburzona. -
Oglądał dalej egzekucję, zastanawiał się za co został DOKŁADNIE skazany weteran wojenny.
-
Mogłeś się tego tylko domyślać, tak samo jak kim był dokładnie skazaniec. Herold uśmiechając się odsunął się na bok, żeby kat mógł czynić swoją powinność. I tak zrobił, podszedł bliżej więźnia z wielgachnym, dwuręcznym mieczem i przyłożył mu go do karku.
- Moi przodkowie patrzą na mnie z dumą, aergończycy. Możecie powiedzieć o sobie to samo? - Vanderline odezwał się raz jeszcze. A wtedy, gdy kat miał już mu odrąbać głowę, w głowie egzekutora wylądowała strzała. Upadł na ziemię, martwy. Widownia zaczęła uciekać w różne strony miasta, dwójka strażników stanęła bliżej skazańca. Herold również zwiał. -
Schował się za pierwszą lepszą osłoną i rozglądał się za łucznikiem, był niesamowicie zaskoczony tym jak rozwinęła się “zwyczajna” egzekucja.
-
Ukryłeś się w uliczce obok, za jakimiś beczkami. Nie była to najlepsza kryjówka, ale zawsze coś. Gwardziści zostali zestrzeleni chwilę potem, z innej strony. Zabójców musiało być więcej. Usłyszałeś bicie dzwonów, a następnie szczęki zbroi. Wsparcie straży nadchodziło, ale zauważyłeś jak z dachu jednego budynku zszedł odziany w ciemne, skórzane ubranie z kapturem mężczyzna. Udało mu się to zrobić dzięki pobliskim lampom i framug okien. Podbiegł do skazańca i rozciął mu więzy, a następnie zaczęli biec w przeciwną do ciebie alejkę.
-
Postanowił że zostawi ich w spokoju i jak najprędzej pobiegł do najbliższej karczmy, z nadzieją że chociaż tam zazna chwili spokoju.
-
Gdy uciekałeś z miejsca zdarzenia zostałeś zatrzymany przez patrol strażników, którzy wycelowali w ciebie kuszami. Zostałeś otoczony z każdej strony.
- Stać! Jesteś zatrzymany za pomoc w ucieczce więźnia! - Wrzasnął jeden z nich. -
Posłusznie zatrzymał się przed strażnikami, nie miał zamiaru dzisiaj zginąć.
- Nie wiem czemu myślicie, że jestem z nimi. Gdybym im pomagał to uciekłbym dachami aniżeli biegłbym ulicą… - Odpowiedział spokojnym tonem. -
- Nie pierdol, śmieciu. Na kolana i nie próbuj niczego głupiego! - Wykrzyknął, wciąż do ciebie mierząc. Obok niego było jeszcze kilku strażników, z halabardami.
-
Wykonał rozkaz strażnika.
-
- E tam, zdychaj w agonii starcze.
Wyszedł z kuźni i udał się do zamtuza. Wziął ze sobą pieniądze. -
Gerion
Podeszło do ciebie dwóch strażników, zabrali ci broń i inne niebezpieczne przedmioty. Następnie wzięli cię za ręce i podnieśli.
- He, he… Zgnijesz w lochu za to co zrobiłeś. - Odezwał się jeden z nich, uśmiechając się od ucha do ucha. Prowadzili cię do lokalnych koszar, kilkanaście minut później tam trafiłeś, tak jak powiedział wcześniej strażnik, wtrącono cię do ciemnej celi, wcześniej zabrano ci również ubranie. Miałeś teraz na sobie tylko szorstką, brudną tunikę, spodnie i onuce. Zauważyłeś, że obok ciebie siedzący pod ścianą mężczyzna o krzaczastej brodzie i twarzy pełnej w szramach.Kolbrun
Twój pracodawca nie dosłyszał tego co powiedziałeś, był zbyt skupiony na swojej pracy. Trafiłeś wkrótce do burdelu, o nazwie ‘‘Wilgotna Jaskinia’’. To miejsce nie miało najlepszej reputacji, jednakowoż ceny były dosyć tanie a wybór panienek był spory. Jeśli chciałeś się zabawić, wystarczyło pogadać z burdelmamą. W oko wpadła ci młoda, jasnowłosa dziewczyna, na oko czternaście lat. -
Słyszał wcześniej o człowieku, korzystającym z takich właśnie młodocianych usług. Nie skończył on zbyt dobrze, więc postanowił poszukać starszej zdobyczy. O taką właśnie zapytał burdelmamę.
-
- Matkojebacz, co? - Zapytała, unosząc brew. - Sto sztuk złota, za tamtą. - Wskazała na jasnowłosą kobietę, po trzydziestce. Była dosyć szczupła, w przeciwieństwie do jej towarzyszek obok, z którymi rozmawiała.
-
Uniósł brew.
- Nie macie jakiejś… Młodszej? Nie dziecka, lecz nie starego babiska? -
- Epicko.
Dał burdelmamie pieniądz, po czym zrobił kupę i zjadł. -
Jak tylko zdjąłeś spodnie przed kobietą zostałeś wyrzucony na bruk poza lokal przez jednego z wielkich ochroniarzy. Trafiłeś głową prosto w ziemię, przez co czoło mocno cię rozbolało.
- Wypierdalaj złamasie! - Wrzasnął. -
Upadłem w gówno.
-
Dokładnie tak się stało, teraz w dodatku jeszcze śmierdziałeś. Obok ciebie zjawił się duży pies, zaczął cię obwąchiwać. Jak otworzył pysk żeby cię polizać po twarzy zauważyłeś że duża część jego zębów była ucięta jakimś ostrym narzędziem.
-
Zabił psa i zabrał mu elytrę.
-
Gdy tylko zaatakowałeś psa gołymi pięściami, ten nie zamierzał stać jak głupi i nic nie robić. Najpierw na ciebie warknął a potem kilkakrotnie ugryzł. Potem do ciebie poszedł wysoki, chudy mężczyzna o długich czarnych włosach. Podniósł cię i rzucił o ścianę budynku, ponownie się przewróciłeś. Zapewne miałeś do czynienia z właścicielem pieska. Uderzył cię w twarz, a potem kilka razy w brzuch.
- Trzymaj się z dala od mojego psa, skurwielu. -
Dobył swego złotego miecza i przeciął ogarowi krtań w spektakularnym pojedynku. Zaraz po tym zbiegł, nie chciał paść trupem z ręki Keidao.
-
Nie posiadałeś złotego miecza, ale nawet jeśli chciałeś sięgnąć po swój stalowy miecz, to mężczyzna powstrzymał cię, kopiąc cię z kolana w głowę a potem znowu uderzył cię w brzuch.
- Leżeć, małpo. -
Ukradł Pyannie złote sztaby, z bambusa uczynił patyki i stworzył złoty miecz.
-
Gdy myślałeś o tym w swojej głowie, długowłosy podniósł cię i rzucił ponownie na bruk, wylądowałeś w kałuży gówna. Widziałeś jak zbliżają się straże.
-
Wyciągnął Wiadro Wiecznej Smoły z ekwipunku, rozlał je na ziemię tak, by nie mogli do niego podejść.
- Ha, ha!
Iścił swe plany co do złotego oręża. -
Robiąc to wszystko w swojej głowie zorientowałeś się za późno, że w rzeczywistości trafiłeś do ciemnej celi w lochach. Obok ciebie siedział jasnowłosy młodzieniec.
- Pierwszy raz? - Zapytał. -
Zabił go.
-
Niestety, nie udało Ci się tego zrobić. Twoje ręce były skute kajdanami do ściany.
-
Udusił go nogami.
-
Nigdy w życiu byś nie sięgnął.
- Pamiętam dziwkę, która wywijała do mnie tak nogami… Młoda była, może czternaście lat. Zerżnąłem ja, aż miło! -
- Jak cię zwą?
-
- Jam jest sir Reginald. - Odpowiedział ci w miarę szybko.
-
Zmarł.
-
Tak odszedł Kolbrun, czeladnik Kowala.
// Wkrótce dodam post na cmentarzu. // -
// Zajebisty koniec zajebistego człowieka. //