Dzielnica czerwonych latarni
-
Chyba jedyne miejsce w całym mieście, gdzie istnieje status quo. Każda grupa, która ma to w swoim portfolio, posiada tutaj minimum jeden klub nocny. Chociaż większość z nich to typowy striptiz, część w rękach prywatnych, to pojedynczej lokalne oferują prostytutki, a każdy z nich już jest kontrolowana przez któreś z ugrupowań.
-
Vader0PL
Louis Travis
Bycie barmanem nigdy nie było czymś łatwym, chociaż mało osób o tym wie. Ale dlaczego? Kto zagroziłby powszechnie lubianemu facetowi, który częstuje ich zagryzkami i napojami alkoholowymi? Otóż krótka lista obecnych zagrożeń informuje barmanów w tutejszej okolicy, że muszą mieć się na baczności przy wizytach: policji, członków innej mafii niż tej, do której należy bar, smutnych panów w garniturach i naćpanych golasów. Ci ostatni są najgrosi, gdyż raz Travis był niestety świadkiem, kiedy taki golas wsadził sobie żarówkę do pyska, a następnie się potknął i upadł na twarz. Na szczęście wtedy tylko się uczył, przez co nie musiał tego sprzątać (w końcu tam nie pracował) ale niesmak po tym wydarzeniu pozostał. Krew zawsze trudno schodzi. -
Kuba1001
Fakt, dlatego sam starał się doprowadzać do jej jak najmniejszego rozlewu. Niemniej, rzucił okiem na zegarek na nadgarstku i skończył przecierać ostatni z kufli. Wiedział, że za kilka lub kilkanaście minut zacznie schodzić się klientela, do tej pory był tu tylko on i milczący wykidajło siedzący przy swoim stoliku w kącie lokalu. Niemniej, aby jakoś zabić czas, zaczął przecierać blat, a później sprawdził dyskretnie, czy cała jego broń znajduje się na miejscu, pod ladą. Cóż, takie skrzywienie zawodowe.
-
Vader0PL
Louis Travis
Broń leżała na swoim miejscu i błyszczała równie uroczo, co blat. I co bardziej pewne ‐ broń po wieczorze pozostanie czysta, nie to co blat. Ten zapewnie po pracy będzie się kleił, a może nawet będzie miał jakieś mechaniczne uszkodzenia ‐ od wydrapanych serc po zwykłą zawiść do właściciela lokalu. Tacy najczęściej byli wynoszeni przez wykidajło, ale szkody raz pozostawione pozostawały. I trzeba było zapłacić za ich naprawę. Zresztą, to był już jego drugi blat w jego karierze. Wracając, wykidajło również sprawdził zegarek i ruszył ku wejściu. Jednakże jeszcze zanim otworzył odwrócił się i rzucił Travisowi klasyczne już pytanie.
‐Gotowy do pracy? -
-
Vader0PL
Louis Travis
Również kiwnął głową, a następnie ruszył dalej. Później było słychać, jak odklucza drzwi i zaczyna z miejsca wołać do klientów, którzy jakimś sposobem zawsze oczekiwali przed wejściem. Tym razem jednak było inaczej.
‐Otwarte! Proszę się nie pchać, po kole…Louis! Tutaj nikogo nie ma! -
-
-
-
-
-
Vader0PL
Louis Travis
Ten skorzystał jedynie z tego, żeby usiąść, nie przyjmując, ani nie prosząc o nic do picia. No cóż, chciał jak zwykle popracować, a bez ludzi, których mógłby stąd wyrzucić, po prostu się nudził. Za to rum smakował jak zawsze, ale na jednym kieliszku trochę wstyd poprzestawać. No, ale barman też pijanym być nie mógł.
///Bulwa miał tutaj wbić, ale nie ma go, więc pokieruję fabułę jak zwykle./// -
-
Vader0PL
Louis Travis
Klient odnalazł się dopiero po opróżnieniu do dna drugiego kieliszka. Jedyny dzisiaj, lecz, co ciekawe ‐ nie zaskoczyło go, że jest tutaj jedynym klientem. Spokojnie przeszedł obok ochroniarza, a następnie usiadł naprzeciwko Travisa, po czym smutno się do niego uśmiechnął.
‐Murphy’s Irish Stout, jeżeli można. -
-
Louis Travis
Nieznajomy zapłacił banknotem 20 dolarowym, po czym łyknął trunku.
-Reszta dla ciebie. -
Nie miał zamiaru się kłócić, więc przygarnął te dodatkowe pieniążki, zawsze mogą się do czegoś przydać.
- Zwykle mamy tu większe tłumy. - zagadnął go, próbując nawiązać rozmowę. Przy okazji mu się przyjrzał, chcąc wiedzieć, czy to aby na pewno odpowiednia osoba dla lokalu tego typu. -
Louis Travis
-Wiem o tym, nie raz widziałem, ile ludzi wchodzi do środka. Wasi właściciele wam to załatwiają? - Odparł z uśmiechem, a pytanie o właścicieli mogło odnosić się albo do Krwi, albo do znajomego Travisa. Zresztą, pierwsza część jego wypowiedzi również była niepokojąca. Ten jednak spokojnie sączył swój napój. -
- Dobra marka wybroni się sama.
-
Louis Travis
-Wiem o tym i to potwierdzam. - Mówiąc to podniósł trunek na chwilę do góry, po czym wypił resztę. - Jednak obawiam się, że nie przyszłem tutaj jedynie po to, by się napić. -
- Jeśli chciałeś dorzucić pigułkę gwałtu do drinka jakiejś nastolatki to spróbuj później, jakoś nie mamy tu tłumów.
-
Louis Travis
-Tłumy się pojawią, kiedy ja stąd wyjdę, panie Travis. - Mówiąc to wyciągnął jakiś identyfikator i go podał barmanowi. Już na pierwszy rzut oka można było zauważyć trzy wielkie litery będące skrótem Federalnego Biura Śledzczego. -
- No i widzisz? - odparł, krzyżując ramiona na piersi. - Dlatego młodzi nie mają szacunku do munduru. A teraz powiedz, czego chcesz, panie władzo, bo mi nie płacą takiej ładnej pensji jak w FBI, muszę zarabiać na chleb za ladą, a ciężko to zrobić, jak ma się tylko jednego klienta.
-
Louis Travis
Znajomy z tyłu aż się nastroszył, kiedy usłyszał tę magiczną nazwę, która powodowała lęk w sercach Amerykanów. Jednak nie zrobił nic więcej.
-Krew to interesująca sprawa, a moi przyjaciele chcieliby wiedzieć znacznie więcej na ich temat. Dlatego też, w nocy, założymy tutaj podsłuch i ukryte kamery, a wy obaj będziecie milczeć na ten temat jak grób, jasne? I nie próbujcie nas oszukać, bo będzie nieciekawie. -
- Nie wiem po kiego chcecie podsłuchiwać i patrzeć na bawiące się nastolatki, bo głównie gówniarzeria zagląda do tego klubu. I gwarantuję, że pogadam z szefem, to uczciwy biznes, a on nie życzy sobie takich akcji.
-
Louis Travis
-Możemy zamknąć ten lokal, a następnie go zburzyć, jeżeli spróbujecie grać inaczej, niż my wam powiemy. - Odparł spokojnie. - Zwłaszcza, że nawet wśród wysoko postawionych członków Krwi znajdują się osoby, które mogą zdradzić trochę więcej, kiedy da się odpowiednie argumenty, panie Travis. -
- Takie gadanie opłacili Ci na szkoleniu czy już się z tym urodziłeś?
-
Louis Travis
-Czemu mam wybierać, skoro obie mają w sobie element prawdy? - Odpowiedział, uśmiechając się. Przy okazji też schował już swoją legitymację. -
- Miło. A teraz masz zamiar coś kupić czy w końcu wpuścisz mi tu normalną klientelę? Chciałbym dziś coś zarobić, zanim szef będzie musiał zamknąć lokal, bo ktoś z FBI na ślepo wybrał akurat ten bar na nagonkę.
-
Louis Travis
Agent FBI się uśmiechnął, po czym odszedł od baru.
-Popracujesz jeszcze, panie Travis. Nie ma się czego wstydzić w mieście, które należy prawie i wyłącznie do tych nielegalnych organizacji. - Z takim to stwierdzeniem opuścił lokal, a po godzinie zaczęli pojawiać się już normalni klienci. Tylko wykidajło był widocznie bardziej zestresowany. -
Nie żeby Louis nie był, bo był, tylko on to potrafił ukryć. Zwłaszcza, że sam nic nie zdziała. Dlatego zajął się swoją robotą.
-
Louis Travis
Ta odbyła się bez problemów aż do zamknięcia lokalu o tej samej godzinie, co zawsze. Piętnaście minut po tym, jak z lokalu wyszedł ostatni, poganiany przez wykidajło klient, zjawił się sam właściciel, który z lekkim uśmieszkiem na twarzy zbliżył się do Travisa.
-I jak tam biznes, przyjacielu? - odparł, widocznie mając bardzo dobry dzień za sobą. -
- Byłoby lepiej, gdyby FBI się tu nie kręciło.
-
Louis Travis
Ten, o dziwo, uśmiechał się nadal, chociaż trochę mniej.
-Wiem o tym, szef mnie powiadomił. Mają kreta i o tym wiedzą, a też zorientowali się, że FBI węszy. To, plus strzelanina w Getcie, która dzisiaj była… eh - odparł. - Na szczęście szef już dał mi plan działania, co zrobić, żeby nasz lokal nadal istniał. -
- Wtajemniczysz mnie czy mam po prostu robić swoje?
-
Louis Travis
-Oczyszczamy lokal - odpowiedział. - Pomoże w tym ekipa sprzątająca Krwi. Lokal będzie tak czysty, że mógłby się tutaj bawić syn prezydenta. A wszystko, co robiliśmy i było niezgodne z prawem… no cóż, musimy to przerwać na czas węszenia FBI. Wiesz może, ile mamy czasu? -
- Podsłuch i kamery mają założyć w nocy, z tego co mówił ten agent.
-
Louis Travis
Spojrzał na zegarek.
-Dobrze, to daje nam trochę czasu. Ty weź broń i wracajcie do domu, ja ogarnę z chłopakami - odparł. - Dobrze sobie dzisiaj poradziliście, obawiałem się, że to wszystko się pokomplikuje, jak wpadnie coś tak wielkiego, jak FBI. -
- Tyle czasu spędzonego za ladą robi swoje, szefie, ma się już to gadane. - odparł i zaczął zbierać się do wyjścia, zgodnie z poleceniem.
-
Louis Travis
Drogę znał, a pojazd stał tam gdzie zawsze, także pora wrócić do domu. -
I tak też zrobił.
-
Louis Travis
//Nie masz opisanego domu, więc uznajmy, że mieszka w tej dzielnicy, w bloku.///
Droga, zwłaszcza o tej porze, mogłaby być ciężka dla niedoświadczonego kierowcy, ale takowym Louis nie był. Sprytnie omijał korki i tym sposobem dotarł też na parking należący do bloku, w którym mieszkał. Strażnik parkingu jedynie spojrzał na pojazd Travisa, po czym przepuścił go pamiętając, że ten tutaj mieszkał. -
Zaparkował samochód na pierwszym z brzegu wolnym miejscu i udał się do swojego mieszkania.
-
Louis Travis
Drogę znał, to i do mieszkania szybko dotarł. Wszystko wydawało się w porządku, toteż mógł zjeść kolację, wykąpać się i położyć spać w całkowitym spokoju, przy okazji zapominając o agencie FBI, który go dzisiaj odwiedził. -
I tak też zrobił, licząc na to, że jego szef rzeczywiście o wszystko zadba.
-
Louis Travis
Raczej powinien, bo wizja odwiedzin FBI i policji nie była zbytnio interesująca dla Travisa. Lecz, wracając, przed położeniem się spać Louis usłyszał dźwięk tłuczonego szkła. Nie tyle co w jego mieszkaniu, co u jego sąsiada obok, co można było rozpoznać po jego soczystych przekleństwach. -
Naprawdę miał aż tak nudne życie, żeby tłuczone szkło przykuło jego uwagę tak bardzo? Kurwa, smutne.
-
Louis Travis
To, co go obudziło to raczej pamięć o artykule, który przeczytał tydzień temu, mianowicie ten o podwyższkach cen szkła okiennego. Wracając usłyszał kolejny dźwięk, tym razem jakby kamień uderzał o ścianę. Jeżeli ktoś chciał wkurzyć wszystkich mieszkańców tego bloku, to mu to jak na razie wychodziło niezbyt dobrze, bo zaliczył tylko jeden trafny rzut. -
Z ciekawości wyjrzał przez okno, aby zobaczyć, kto wpadł na taki genialny plan.
-
Louis Travis
Jeżeli spodziewał się, że był to jakiś członek Krwi, który chciał go dyskretnie powiadomić, że ma zejść na dół, to się pomylił. Był to jakiś chuligan w bluzie z kapturem, który rzucał nadal kamieniami w blok. Stał sam na ulicy, a parkingowy strażnik widocznie o nim nie wiedział.