Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
//ok// ‐Pora już chyba wracać…
‐ Zaspokoiłeś ciekawość? To świetnie. ‐ powiedział idąc w kierunku bramy.
Poszedł za nim…
King: I idąc za nim wróciłeś do obozu. Dark Lord: Minęło sześć godzin!
‐Dzięki za pomoc. Powiedział.
Kiwnął Ci głową po czym zniknął między namiotami i żołnierzami.
Poszukał namiotów medycznych…
King: Było ich kilkanaście, ale tylko w jednym byli ranni. Atak nie okazał się zbyt kosztowny i nie pochłonął za wiele siły żywej Paladynów.
Poszedł do tamtego namiotu.
Zatrzymał Cię strażnik przed namiotem. ‐ A Ty tu czego? ‐ burknął mierząc Cię wzrokiem. ‐ Na rannego nie wyglądasz. A na medyka tym bardziej.
Spróbował wstać.
‐Chcę pogadać z magiem, którego ocaliłem…
Dark Lord: Udało się. Czułeś się jak nowy. //Odpisz w Gibelest, dobra? ._.// King: ‐ No dobra… Właź. ‐ powiedział strażnik odsuwając się, żebyś mógł wejść do namiotu.
Spróbował coś zatańczyć. //Tańczenie ‐ Najlepszy sposób na bolące nogi .‐.//
Dark Lord: Zgrabnie tańczyłeś makarenę zwracając na siebie uwagę innych rannych.
‐Próbuje mych nóg (Jakie zdanie .‐.)
Dark Lord: Wrócili do swoich spraw znów mając Cię gdzieś. //Ten… Zaczekajmy na Kinga.//
//Wybaczcie, że mnie nie było// ‐Widzę, że już wracasz do zdrowia…
‐Tak sądzę… Ale chyba koniec z walkami. Widać było wyraźny smutek na jego twarzy. A tak, nie było widać, bo ma hełm.
//Chyba zdjęli hełm w szpitalu…//