Mendoza [Argentyna]
-
- Da się zrobić. - odparł tamten. - I co dalej? Jak już będzie w recepcji?
-
Anton Scarfo/Doktor Plagi
-- Zagaduj go tak długo, aż my wejdziemy. Pasuje? -
Pokiwał głową. Uznając, że reszta planu powinna go nie obchodzić lub zakładając, że pójdziecie na żywioł, wyszedł z samochodu i udał się w kierunku hotelu. Pozostali bandyci patrzyli na ciebie z wyczekiwaniem, abyś objaśnił im, co się stanie właśnie wtedy, gdy wejdziecie do środka, jak przed chwilą powiedziałeś.
-
Anton Scarfo/Doktor Plagi
-- Naszym celem jest pojmanie właściciela hotelu – przekazał im. – Wątpię, by byli na tyle głupi, by do nas strzelać, ale miejcie się w gotowości do tego, żeby ich obezwładnić. Wchodzę przodem, wy osłaniacie obie strony i plecy. -
Wszyscy, jak na zawołanie, pokiwali głowami, dla pewności sprawdzając teraz jeszcze raz (choć zrobili to wiele razy wcześniej) pistolety, rewolwery, pistolety maszynowe, noże i kastety, a więc broń, którą mogli w miarę łatwo wnieść do środka i zrobić z niej dobry użytek.
-
Anton Scarfo/Doktor Plagi
Sam sprawdził, czy jego rewolwer jest naładowany, po czym czekał, ustawiając się bliżej wyjścia z samochodu. Niedługo się zacznie zabawa. -
Minęło pięć minut, dziesięć, wreszcie piętnaście i dwadzieścia. Czy to odpowiedni moment, aby wkroczyć? A może chcesz zaczekać jeszcze trochę?
-
Anton Scarfo/Doktor Plagi
-- Mike, zerknij co się dzieje – poinformował innego opryszka. Przez przednią szybę, nie musisz wychodzić. -
//Do tej pory myślałem, że zaparkowali samochód w jakiejś większej odległości. Czyli stoi dość blisko, z dobrym widokiem na okna w recepcji, tak? Czy chodziło ci o coś innego?//
-
/// Ruszyłem najbardziej stereotypowo, jak mogłem. Po drugiej stronie ulicy z widokiem na Hotel. ///
-
//Jasne.//
- Widzę go. - powiedział po chwili, mając zapewne na myśli waszego kompana. - Gada z recepcjonistką… Sporo gości, ale żaden nie wyg… O, idzie. To chyba on, a przynajmniej tak wygląda, jak wyperfumowana szycha w garniturze. -
Anton Scarfo/Doktor Plagi
-- Dwie minuty. Wchodzimy – powiadomił, po czym przygotował się do wyjścia. – Jak coś się zmieni w sytuacji, to mów. -
- Bez zmian. - zameldował Mike, gdy minął wyznaczony przez ciebie czas. - Zaczynamy?
-
Anton Scarfo/Doktor Plagi
-- Ruszamy – Doktor Plagi wyszedł jako pierwszy z pojazdu, rozejrzał się po okolicy by nie wejść pod rozpędzony samochód, po czym ruszył w stronę hotelu, już z rewolwerem w lewej ręce, oraz z granatem w prawej. Wszedł prosto do recepcji, unosząc granat wysoko w powietrze.
-- Pierwsza osoba, która do mnie strzeli, będzie odpowiedzialna za to, że całe to pomieszczenie wypełni się toksycznymi oparami, które uśmiercą każdego tutaj zebranego w najgorszy możliwy sposób! Także, bez żadnych sztuczek!
Mówiąc to skierował rewolwer w stronę właściciela.
-- To jest napad, jeżeli myślisz zbyt wolno, by połączyć kropki. -
Twoi ludzie weszli zaraz po tobie, biorąc na muszki albo przerażony tłum, albo dwóch ochroniarzy, którzy akurat znajdowali się w recepcji.
- Spokojnie. - powiedział właściciel, unosząc ręce do góry. - Tylko spokojnie. Na pewno się jakoś dogadamy, prawda? -
Anton Scarfo/Doktor Plagi
-- Oczywiście że tak, inaczej już bym ciebie zastrzelił – odpowiedział, po czym odbezpieczył rewolwer. – Pieniądze. Wszystko, co macie za cenę waszego życia. -
- Oczywiście, brzmi uczciwie. - powiedział. - Mogę wykonać odpowiedni telefon? Nie noszę wszystkich pieniędzy ze sobą, przyniosą je tu moi ludzie.
-
Anton Scarfo/Doktor Plagi
Lekko przechylił głowę, zastanawiając się, czy Właściciel ma go za idiotę.
-- Może jeszcze zostanę na herbatkę? Jeżeli nie chcesz patrzeć w lustrze, jak rozkłada się twoja twarz spowita plagą, lepiej wręcz mi wszystkie pieniądze dostępne w tym hotelu. -
Skrzywił się lekko, najwidoczniej dobrze przejrzałeś jego zamiary. Pokiwał głową i odetchnął głęboko.
- Dobrze. Mam je w moim biurze, w sejfie. Mogę tam iść albo podać kod tobie czy któremuś z twoich ludzi. Co wybierasz? -
Anton Scarfo/Doktor Plagi
Zwrócił się w stronę swoich przestępców.
-- Przypilnujcie tutaj. Idę po gotówkę – mówiąc to zwrócił się ponownie w kierunku właściciela i wskazał rewolwerem, że ten ma go prowadzić do jego biura.