Nowy Jork
-
-
-
Kuba1001
Antek:
Zasadzki nie było, ale wychylając się za róg niemalże oberwałeś serię z broni maszynowej prosto na twarz, szczęśliwie strzelec chybił, a Ty mogłeś się skryć z powrotem za rogiem.
‐ Ku*wa, zwiał mi z celownika. ‐ skomentował jakiś mężczyzna. ‐ Następnym razem go dorwę.
‐ Ta, zesrał się, a nie zwiał. Teraz idziemy po niego zanim ściągnie kumpli albo rzuci nam granat. ‐ odparł inny i rzeczywiście usłyszałeś zbliżające się kroki.
Ray:
Padł trupem, tym razem nieodwołalnie. Widząc śmierć kompana, trzy kolejne przyśpieszyły kroku, z czego jeden idzie prosto na Ciebie, a dwa pozostałe Zombie próbują Cię oflankować, idąc blisko siebie z Twojej lewej. -
-
-
Kuba1001
Antek:
Na takich wyglądali i raczej nie byli to inteligentni Bandyci, którzy są obecnie ewenementem, którzy wdziali stroje zabitych kompanów dla niepoznaki.
Ray:
Z łatwością rozbiłeś jego czaszkę, rozchlapując na około nie tylko jej reszki, ale i to, co zostało z toczonego zgnilizną mózgu oraz sporo krwi. Dwa pozostałe Zombie, jakby zmotywowane tym, co zrobiłeś jego kompanowi, przyspieszyły kroku, wyciągając ku Tobie ręce zakończone brudnymi pazurami. Nabrałeś rozpędu, ale atakując jednego, drugiego będziesz mieć wtedy za plecami, niezależnie od tego, którego oponenta najpierw wybierzesz. -
-
-
Kuba1001
Ray:
Wielkie miasto przed apokalipsą równa się wielkiej kupie gruzu po apokalipsie, więc tak, odpowiednich gabarytami pocisków, aby zabić Zombie, masz tu mnóstwo.
Antek:
Kolejna seria z broni maszynowej śmignęła Ci obok głowy. Może lepiej i bezpieczniej byłoby dodać resztę swojej wypowiedzi jeszcze w ukryciu? Niemniej, kolejne pudło uratowało Ci życie, a wychodząc z ukrycia dostrzegłeś kilku żołnierzy Z‐Com, swoich rzeczywistych kompanów, skrytych za prowizorycznymi barykadami z mebli i nie tylko. -
-
-
Kuba1001
Ray:
Jednego zabiłeś, dwa kolejne zbliżyły się na tyle, że rzucanie w nich czymkolwiek nie ma już sensu, lepiej walczyć lub brać nogi za pas.
Antek:
‐ No i zrobiłeś, jełopie? ‐ zapytał swojego kompana żołnierz, który ocknął się ze zdumienia jako pierwszy, uderzając go ręką w tył głowy. ‐ Prawie naszego zabiłeś!
‐ Spieprzaj. ‐ odmruknął tamten. ‐ Skąd wiesz, że to nie jakiś przebieraniec?
Pierwszy mężczyzna nie odpowiedział, ale po kilku sekundach namysłu ponownie wycelował w Ciebie swoją broń. -
antekk5
‐ Moja krótkofalówka została uszkodzona podczas walki z bandytami i przez to nie mogłem połączyć się z dowództwem. ‐ odpowiedział, a na poparcie swojej tezy wyciągnął wspomnianą krótkofalówkę.
‐ Słuchaj, debilu, jeżeli tak bardzo lubisz broń maszynową, że chcesz strzelać do swoich, to chętnie ci tą maszynówkę wsadzę w rzyć i będziesz nam służył jako worki z piaskiem. ‐ odparł do żołnierza, który próbował go zastrzelić. -
-
Kuba1001
Antek:
Dopiero Twoje ostatnie słowa przekonały żołnierzy, którzy roześmiali się serdecznie, zabezpieczając i odkładając broń.
‐ No, teraz to na pewno mówisz jak jeden z naszych. Co Ci się, do ciężkiej cholery, tam przytrafiło?
Ray:
Spokojnie uciekłeś dwóm powolnym Zombie, ale tutaj zaczynają się już schody, bo znalezienie jakiegokolwiek obozu czy innej zbiorowości ocalałych nie jest takie trudne, zwłaszcza że większość ludzi zwykle woli najpierw strzelać, a później pytać o intencje, zwłaszcza tutaj. -
antekk5
‐ Może kiedyś opowiem wam całą historię, ale w skrócie: podczas poszukiwania oddziału Bravo zostaliśmy zaatakowani przez bandytów, a że sk**wysyny zaskoczyły nas, to mieliśmy mało czasu na reakcję i strzelano do nas jak do kaczek. Wobec marnych szans na zwycięstwo postanowiłem uciec, wybijając przy okazji jak najwięcej bandytów ilu mogłem. Zginęło 17 ludzi, ale nie wiem, co się stało z pozostałą 12. Być może gdzieś się włóczą, być może dostali się do niewoli. ‐ odpowiedział, po chwili dodając.
‐ Macie może jakąś gorzałkę? Chętnie bym się napił. -
-
Kuba1001
Antek:
Zachęceni tak opowieścią, jak i chęcią zemsty, zaczęli szykować się do drogi, sprawdzając i kompletując wyposażenie oraz uzbrojenie, jeden w międzyczasie rzucił Ci manierkę, najpewniej pełną alkoholu, jak prosiłeś.
Nerwową krzątaninę przerwało wejście do środka dwóch postaci. Pierwszy był wysoki i chudy, okryty od stóp do głów w czarny strój z naszytymi elementami pancerza i dziwną maskę, jakby przeciwgazową, choć dalece zmodyfikowaną. Dziwnego wyglądu dopełniała równie specyficzna broń, bo poza parą pistoletów w kaburach na pasku miał też pancerne rękawice z kastetami na dłoniach, w których trzymał coś, co przypominało policyjne tonfy, ale zrobione z metalu i zakończone długimi ostrzami od strony dłoni (jeśli wiesz jak wygląda tonfa, to wyobraź sobie taką samą, ale z metalu i dodatkowym końcem z przodu, tyle że w postaci ostrza).
Drugi był mężczyzna typowej dla żołnierza budowy, odziany podobnie jak inni, bez jakiegokolwiek okrycia twarzy, więc widziałeś, że nie ma raczej trzydziestki, na policzku i czole ma okazałe szramy, a podbródek i policzki okala kilkudniowy zarost. Poza tym ma piwne oczy i krzywy, najpewniej złamany nos. Z pewnym ociąganiem wydobył z kabury na pasie rewolwer i wycelował go w sufit, naciskając spust. Huk wystrzału przywrócił spokój w szeregach jego żołnierzy.
‐ A Wy ku*wa co?! ‐ warknął, mierząc każdego wzrokiem. ‐ Na piknik idziecie! Na pozycje i zapuszczać tam korzenie, ale raz!
Ray:
Spacerowanie pozwoliło obserwować Ci to jakże piękne miasto, które znałeś z telewizji i zdjęć, zmienia się powoli w kupę gruzu pełną Zombie, na które co rusz natykałeś się na swojej drodze, ale zwykle byłeś w stanie ich uniknąć. Ciekawiej zrobiło się w okolicach śródmieścia, gdzie usłyszałeś charakterystyczny jazgot broni maszynowej. -
-