Londyn
-
-
-
-
StinkyWhiskey
Błogosławieństwo. Eden alkoholika. Dostałby erekcji, gdyby nie fakt, że aż tak go do nie podniecało. Jednak banan na ustach był i prawdopodobnie nie zejdzie on przez długi czas. Jednak rozsądek wziął górę. Najpierw postanowił sprawdzić czy jest bezpiecznie, grabieniem zajmie się później. Wszedł za kontuar, na około. Wolał nie przeskakiwać. Miał zamiar zajrzeć najpierw przez okienko do kuchni.
-
Kuba1001
Antek:
Więcej drzwi i to w sumie jedyna zmiana, z czego kilka jest wyważonych lub ich zwyczajnie nie ma.
Vader:
Użyteczni Bandyci oznaczyli Wam nawet drogę, bowiem zauważyłeś, że schodami w dół jest przejście do jakichś lochów, jak to je opisano, a więc najpewniej więzienia, z którego macie wydobyć swoich.
Kucu:
Za kontuarem nic się nie czaiło, zaś w kuchni było całkowicie ciemno, niewiele światła badającego do pomieszczenia, w którym jesteś, przez brudne okna również nie pomagało, więc albo znajdziesz jakieś źródło światła, albo odpuścisz. No, chyba że jednak kierowanie rozsądkiem Ci się znudzi, wtedy będziesz mógł spróbować wejść tam w ciemno. -
-
StinkyWhiskey
‐Na ch*j komu światło, tak?
Zamknął jedno oko i czekał około dwie minuty by przyzwyczaiło się do ciemności. Wtedy spróbował otworzyć drzwi do kuchni i kilka razy uderzył we framugę. Czekał na odzew już patrząc się jedynie okiem przyzwyczajonym do ciemności. Niby nie dużo, ale zawsze coś. -
-
Kuba1001
Antek:
Jeden Zombie niby był niebezpieczny, ale fakt, że uporałeś się z nim bez konieczności marnowania amunicji jednak coś znaczy, prawda? Niestety, w mieszkaniach nie znalazłeś nic przydatnego poza jedną konserwą mięsną, paczką zapałek, dwoma papierosami i butelką wody. Niby to coś, ale na tak wiele mieszkań to jednak niewiele.
Kucu:
Niby coś to dało, ale nie tak wiele, jakbyś chciał. Na walenie we framugę odpowiedział Ci cichy ryk oraz uderzenia zrzuconych garnków o podłogę.
Vader:
Nic. -
-
-
-
Kuba1001
Antek:
No niech będzie, ale ile czasu?
Vader:
Ostrożność się opłaciła, bo o ile na górze wciąż słychać strzały między Wami i Bandytami, to Ty nie wpakowałeś siebie ani reszty w być może większe bagno, ponieważ w porę dostrzegłeś cięki drut rozpięty na schodach, mniej więcej na wysokości Twojej kostki.
Kucu:
Potwora nie trzeba było zachęcać drugi raz, jednakże nie spodziewałeś się, że wyskoczy z mroku niczym strzała z wypuszczona z łuku i samym tylko impetem zdoła obalić Cię na ziemię. Chcąc nie chcąc, miałeś okazję mu się bardzo dokładnie przyjrzeć: Przypominał tego zwykłego zarażonego, jakich wiele, ale miał czerwone oczy, większe i spiczaste uszy, spłaszczony nos oraz blada skórę, a także długi jęzor i dwa ostre kły wystające z pyska. Uzupełniały to długie pazury, jednakże w obliczu oręża w szczękach nie wydawały się one groźne. Jak na razie i ręce, i paszczę zatrzymałeś dzięki trzonkowi siekiery, ale stwór napiera na niego z każdą chwilą. -
-
-
-
Kuba1001
Vader:
Wycofywać się musieliście pod ogień Bandytów. Nie był, pewnie aktywował jakąś pułapkę lub miał tak wyglądać, a w rzeczywistości opóźniał, ewentualnie doprowadziłby do potknięcia.
Antek:
Obecnie? Nic ciekawego, dopiero po chwili się to zmieniło, gdy zauważyłeś wybiegająca z zaułka na pobliski plac między blokami kobietę, a chwilę po niej mężczyznę ze strzelbą, który strzelił, ale nie do niej, lecz w zaułek. Później i on pobiegł, a z rzeczonej uliczki wysypało się przynajmniej kilkadziesiąt Żywych Trupów.
Kucu:
Nie był przygotowany, więc udało Ci się, a Wampir wpadł przez to z powrotem do kuchni. Zaryczał jeszcze kilka razy, ale ze swego schronienia nie miał ochoty wychodzić do głównego pomieszczenia kantyny, w którym się znajdujesz. -
-
-