Więzienie "Pustkowie Śmierci" [USA]
-
Pierwsze zbudowane przez Ogólnoświatową Agencję Bezpieczeństwa więzienie, którego przeznaczeniem było trzymanie w ryzach przede wszystkim przestępców z supermocami. Obecnie wciąż jest ich tu niemało, ale w ostatnich latach trafiają tu też zwykli ludzie, o ile mieli powiązania z jakąś frakcją złoczyńców, najczęściej Szkarłatnym Kolektywem.
Nazwa więzienia nawiązuje do położonej około trzydzieści kilometrów dalej Doliny Śmierci, zostało ono bowiem wybudowane na pustyni Mojave, co ma jeszcze bardziej utrudnić potencjalną ucieczkę.
Początkowo więzienie znajdowało się na powierzchni pustyni. Dziś wszystkie cele znajdują się pod ziemią, zgrupowane w sześć bloków więziennych. Pod ziemią znajdują się również koszary pałkarzy i zwykłych żołnierzy Agencji, mających zapobiec potencjalnej uciecze, choć przeważnie robią to za nich systemy obronne więzienia, na które składa się nie tylko monitoring czy czujniki ruchu, ale również podłogi i ściany rażące prądem, magnesy na sufitach czy wreszcie zautomatyzowane działka i pancerne drzwi. Gdyby ktoś jednak przedarł się przez to wszystko, musi mieć specjalną kartę, którą ma niewiele osób na tym poziomie, aby dostać się na powierzchnię jedynym środkiem transportu: windą. Tam jednak trafia na ogrodzony murem z drutem kolczastym pod napięciem i pancernymi bramami prostokątny teren o wymiarach ośmiu kilometrów kwadratowych, oświetlanych przez reflektory, w zasięgu karabinów maszynowych (ciężkich i wielkokalibrowych) we wspomnianych już wieżyczkach oraz działek przeciwlotniczych rozstawionych na dachach budynków, a tych jest sporo, to tutaj znajdują się koszary większości strażników, centrala dowodzenia, szpital, zbrojownie, kuchnie, stołówki, strzelnice, magazyny, warsztaty czy garaże, w których czeka sprzęt wykorzystywany w razie ucieczki, tak szybki UPT wykorzystywane przy okazji pogoni, jak i czołgi czy machiny kroczące, przeznaczone do zneutralizowania najgroźniejszych uciekinierów. W obrębie więzienia znajduje się też lotnisko, choć nie jest używane często, zaopatrzenie, strażników mających wymienić poprzednie warty i nowych więźniów przewożą przeważnie dobrze uzbrojone i eskortowane konwoje lądowe.
Agencja podała dane o przynajmniej kilku próbach ucieczki zakończonych sukcesem, jednak większość spośród tych, którym udała się ta niełatwa sztuka, zginęło niedługo później, ponieważ o ile jeszcze na terenie więzienia zabicie uciekiniera jest ostatecznością i preferowane jest jego wzięcie żywcem, tak już po opuszczeniu murów placówki zbieg może zostać zabity bez żadnych konsekwencji. -
Rozkosz jechała w transporcie więziennym
- Wypuśćcie mnie! Nikogo nie zabiłam ani nie skrzywdziłam to były tylko drobne przywłaszczenia. Nie wiecie z kim macie do czynienia! Mam trzy tysiące lat. Chodziłam po tym świecie zanim odlano brąz. - Próbowała przekonać strażników lub zwrócić ich uwagę. -
//W jakiej jest teraz postaci?//
- Cisza. - rzucił tylko jeden z nich. Była to cała jego reakcja na twoje słowa. Drugi nie odezwał się wcale, milcząc w zasadzie przez całą podróż. Jak zauważyłaś wcześniej, tylko ciebie przewożono w uzbrojonym transporterze opancerzonym Agencji, inni więźniowie jechali zwykłymi, chociaż również opancerzonymi, furgonetkami. Ich pilnowali też zwykli żołnierze, ci dwaj byli w zupełnie innych pancerzach, co mogłoby wyjaśniać, czemu twoje feromony jeszcze na nich nie zadziałały. Zapewne z ich powodu poza dwójką strażników i tobą, transporterem jechały jeszcze cztery androidy, na które również te sztuczki nie mogły zadziałać. -
//W ludzkiej.//
Rozkosz przyjrzała się bliżej androidom przykuwając uwagę do ich uzbrojenia, a potem zrobiła szklane oczy do strażnika. Spróbowała innej linii obrony.
- Ale chyba nie zamkniecie mnie z tymi groźnymi bandziorami? Ja tylko pożyczyłam kilka błyskotek od jubilera, żeby kupić jedzenie… i alkohol… i używki… i alkohol… -
Dysponowali podobnymi karabinami do tych, które mieli towarzyszący ci żołnierze, ale bez wątpienia to ludzcy strażnicy dzierżyli groźniejszą broń, bo byli bardziej elitarni niż androidy.
- Każdy ma indywidualną celę, a na ciebie czeka blok dla osadzonych chorych psychicznie. - wyjaśnił strażnik, ale dopiero po dłuższej chwili. Nie wiedziałaś, czy zwłoka była spowodowana tym, że nie był pewien, czy mógł ci to powiedzieć, czy może po prostu nie miał ochoty się odezwać, ale uznał, że może w ten sposób nie będziesz go już męczyć. -
Rozkosz nic z tego nie rozumiała i nerwowo pokręciła głową.
- Jakich chorych? Jestem zdrowa, panie strażniku. - Oznajmiła i chciała dowiedzieć się więcej. - Co ten blok ma innego od reszty? Przecież tam są pewnie sami psychopaci i szaleńcy, kompletnie tam nie pasuję. Dlaczego nie mogę iść do normalnego więzienia? - Próbowała dostać więcej odpowiedzi na nurtujące pytanie. -
- Bo normalni ludzie nie mają rogów, skrzydeł i innych takich. - odezwał się w końcu drugi strażnik, który milczał do tej pory.
-
Rozkosz przewróciła oczami na słowa strażnika i tylko skomentowała.
- To się nazywa rasizmem. Dyskryminujecie mnie, bo jestem inna od was na co nie miałam wpływu. Ja się nie prosiłam o żadne rogi, skrzydła i inne takie. - Powiedziała i czekała aż transport dotrze na miejsce. -
Ten post został usunięty! -
Około godzinę (może więcej, może mniej, ciężko było ci ocenić upływ czasu przez sytuację, w jakiej się znalazłaś) podróżowaliście dalej tym samym tempem, powoli, acz nieuchronnie zbliżając się do osławionego więzienia Ogólnoświatowej Agencji Bezpieczeństwa, co do którego nie miałaś wątpliwości, że prędko się z niego nie wydostaniesz, a tym bardziej nie uciekniesz za łatwo. Poczułaś jednak, jak pojazdy zaczynają stopniowo zwalniać, aż w końcu całkiem się zatrzymały. Strażnicy przyłożyli dłonie do hełmów, jakby odbierając meldunki czy rozkazy, których ty nie słyszałaś.
- Zostań z nią. Wy - za mną. - powiedział ten bardziej rozmowny, swoje słowa kierując najpierw do milczka, potem do androidów. Te otworzyły drzwi transportera i wyszły na zewnątrz, razem z tobą. Na chwilę zbyt krótką, aby użyć teleportacji, zauważyłaś, że znajdujecie się na pustyni, dokładnie pośrodku niczego, do tego w nocy. -
- Wiedziałam, że chcecie mnie zabić. Czy musieliście mnie w tym celu wywozić na pustynie? Nie mogliście po prostu zrobić tego na miejscu? - zapytała wcale nie bojąc się o swój los po śmierci. Najwyżej znajdzie nowe ciało.
-
- Gdybyśmy chcieli cię zabić, już dawno byłabyś martwa. Nie potrzeba nam pustyni, żeby ukryć trupy.
Nie wiedziałaś, na ile jego słowa były groźbą bez pokrycia, bo w końcu Agencja nie wyglądała na organizację, która morduje swoich przeciwników, a przynajmniej nie wszystkich, a na ile prawdą. Jakby jednak nie było, usłyszałaś nagle na zewnątrz kilka okrzyków, ale pancerne ściany transportera skutecznie je wytłumiły, więc nie zrozumiałaś ani słowa. Nie było to jednak chyba ważne, ponieważ nagle wokół rozległy się kolejne krzyki: bólu, zaskoczenia i przerażenia, a chwilę później z co najmniej kilkunastu luf otworzono ogień. Tylko do kogo? -
Niby wierzyła strażnikowi, ale przez chwilę było jej wszystko jedno. Przestraszyła się na dźwięk strzałów i ruszyła nerwowo.
- Nie dam się zastrzelić jak jakieś bydle! Jeśli mam stąd odejść to na własnych zasadach! Z resztą to ciało i tak jest beznadziejne! Znajdę sobie nowe! - Krzyknęła i odwróciła się głową do ściany transportera opancerzonego, a potem zaczęła w nią uderzać czołem coraz mocniej i silniej w wiadomym celu. -
Nie dało to wiele, a przynajmniej nie zapewniło tego efektu, na który liczyłaś. Nim bowiem zdołałaś uszkodzić swoją cielesną powłokę, strażnik cię złapał i zmusił, żebyś przestała. Przy okazji skuł ci ręce za plecami kajdankami.
- Są pod napięciem. Zrób cokolwiek, a pożałujesz. - uprzedził, choć nie wiedziałaś, na ile jest to prawda. Tymczasem ogień na zewnątrz się wzmagał, doszła do tego nawet jakaś eksplozja, co wskazywałoby prędzej na atak na konwój, niż likwidację więźniów. Ale kto atakowałby transport więźniów Agencji? -
- Po co tak ostro. Może najpierw się lepiej poznamy? - Zapytała zalotnie i spróbowała zmienić swoją formę na obcą wymiarowo oraz rozerwać kajdanki.
- Te strzały to może być moja okazja. -
Nieopodal kajdanek, na nadgarstku, wciąż miałaś opaskę, która w jakiś sposób uniemożliwiała ci użycie mocy, przez co ani jedno, ani drugie się nie powiodło, a przy próbie rozerwania kajdanek, zgodnie ze słowami strażnika, poraził cię prąd. Gdy strzelanina zaczęła się wzmagać strażnik uznał najwidoczniej, że jest bardziej potrzebny na zewnątrz niż tutaj, z tobą, zwłaszcza, że byłaś skuta. Dlatego zostawił cię, wychodząc na zewnątrz, zadbał jednak o to, aby wyjście z pojazdu było szczelnie zamknięte.
-
Czyli niewiele mogła zrobić Rozkosz czekała na zbawienie w duchu kibicując atakującym konwój i przy okazji rozglądając się za czymś, co pomoże jej zdjąć kajdanki lub chociaż opaskę.
-
Założenie ci obu tych przedmiotów nie miałoby większego sensu, gdyby dało się ich tak łatwo pozbyć, więc nic takiego nie znalazłaś. Nim jednak sprawdziłaś dokładnie każdy kąt transportera, twoją uwagę zwróciły uderzenia pięści i dłoni o bok pojazdu. Potem na zewnątrz zapanowała kompletna cisza, ale chwilę później przerwał ją jęk rozrywanego metalu, gdy ten sam bok został rozerwany na dwoje, ale nie widziałaś przez co lub kogo, jakby ktoś zrobił to samą siłą woli. Tak czy siak, wychodzi na to, że byłaś wolna.
-
Tego się nie spodziewała, że nawet otworzą jej drzwi. Najwidoczniej Rozkosz musi być prawdziwą damą, albo wyzwoliciel jest zacnym dżentelmen, bo przecież nie ma innego, równie zgodnego z ego Rozkoszy, wytłumaczenia. Wyszła z transportera i od razu rozejrzała się po okolicy, a przede wszystkim rozejrzała się za kluczami do kajdanek, które powinien mieć strażnik, albo jego ciało.
-
Na zewnątrz zastałaś prawdziwą jatkę i rzeź: androidy nie przypominały już budzących słuszny respekt machin wojennych, a bardziej powykręcane starty złomu, z których wciąż od czasu do czasu sypały się iskry. Okolica roiła się też od ciał strażników i więźniów, niektórzy nie mieli żadnych widocznych obrażeń i gdyby nie szeroko otwarte oczy i brak oddechu mogłabyś przysiąc, że po prostu leżą i odpoczywają. Inni mieli na ciałach dziwne, fioletowe ślady. Po chwili zrozumiałaś, że to tym kolorem nabrzmiały ich żyły oraz oczy, ale oni również nie mieli żadnych śladów walki czy obrażeń. Jednak niektórzy mieli ich aż zadość: urwane głowy, wyrwane kończyny, dziury ziejące w ciałach, przez które wylewały się wnętrzności i krew, niektórzy zmienili się w krwawe kupki mięsa, nie dało się w nich rozpoznać ludzi, którymi wcześniej byli. Nieco dalej zauważyłaś uzbrojonych w broń strażników ludzi w cywilnych ubraniach lub pomarańczowych spodniach i koszulach, jakie noszą więźniowie zakładów OAB. Sprawiali wrażenie jakby na kogoś czekali. W innym miejscu zaś dostrzegłaś swoich strażników, ale bez hełmów, również z fioletowymi żyłami na twarzy i oczami tego samego koloru, oni jednak żyli. Trzymali dwóch innych więźniów, wykręcili im ręce z tyłu i zmusili, aby ci klęknęli przed… Cóż, przed kimś. Nie miałaś pojęcia kim lub czym on jest, ale musiał być potężny, bo wszystko wskazywało na to, że to on dokonał całego tego zamieszczania i zniszczeń.
- Naprawdę myśleliście, że ujdzie wam to na sucho? - zapytał, kierując swoje słowa do więźniów. - Że zabierzecie mi miliony, ukryjecie je, a ja się nie domyślę? A gdy jednak się domyśliłem głupio wierzyliście, że ta śmieszna Agencja was ochroni? Że za zeznania przeciwko mnie będziecie żyć jak królowie, do tego chronieni przez ich miernych żołnierzy?
- Sze-szefie. - powiedział jeden, łkając. Drugi uparcie milczał.
- Niestety dla was, oni nie mogą mnie zatrzymać. Bo są niczym. I wy też będziecie… niczym.
Przy ostatnim słowie wbił on swój kostur czubkiem w ziemię, z której zaczęły wychodzić fioletowe macki, oplatające skazańców. Gdy machnął dłonią, tamci zaczęli krzyczeć z bólu jak opętani i rzeczywiście, po kilku chwilach zniknęli. I macki, i oni. I nie zostało nic… Tajemniczy mężczyzna machnął ręką, a strażnicy padli trupem na ziemię, tak jak stali.
- Możecie odejść. Pamiętajcie, komu zawdzięczacie życie. - powiedział, odwracając się do ocalonych więźniów. Tym nie trzeba było długo powtarzać, podzielili się na trzy grupki, każda wsiadła do jednej ciężarówki, a te odjechały w różne strony. Poza trupami i ofiarami masakry, został tylko transporter, zniszczona w eksplozji furgonetka oraz on i wy. Dopiero gdy tamci odjechali na znaczną odległość, wbił swój kostur w ziemię i spojrzał na ciebie tymi dziwnymi, świecącymi się, oczami. -
Nie wiedziała co powiedzieć, a po całym zajściu rzuciło jej się tylko jedno na usta.
- Łał… - Pełna podziwu spoglądała na tajemniczego dżentelmena, który otworzył jej drzwi, bo pewnie on za tym stał. - Ale jesteś potężny. Dzięki za ocalenie mnie przed pierdlem, za resztę nie będę dziękować, ponieważ nie bardzo wiem za co mieli siedzieć, ale gdybyś mógł coś dla mnie zrobić… - Niepewnie skończyła zdanie i śpieszyła z wyjaśnieniem odwracając się bokiem do jegomościa.
- Gdybyś mógł zdjąć te kajdanki i opaskę, to byłabym wdzięczna, a kto wie. Może nawet spędzilibyśmy miłe chwile, o ile masz na mnie ochotę. - Powiedziała zalotnie wcale nie przejmując się zwłokami i ogólną anihilacją zaprezentowaną przez tajemniczą postać. -
- Wytłumacz mi, proszę, kim właściwie jesteś i czemu miałbym cię ratować albo chociaż oswobodzić? - zapytał, podchodząc o kilka kroków bliżej i opierając się na swoim kosturze. - Nie wyglądasz na nikogo… szczególnego.
-
- Co? Ja jestem Rozkosz. Mam trzy tysiące lat i chodziłam po tym świecie zanim odlano brąz! - Odpowiedziała oburzona. - Nie dziwię się, że feminizm zbiera coraz większe żniwa. Poradzę sobie sama. - Powiedziała i poszła do ciała strażników. Poszukała kluczy do kajdanek oraz bransoletki.