Warszawa [Polska]
-
A ten nie miał zamiaru oddać ci inicjatywy, choć uśmiechnął się na twoje słowa i reakcję, jaką wywołał. Znowu wziął zamach, prawy sierpowy kierując w twój lewy policzek.
-
Wiktor szybko spróbował wykonać unik, a jeśli mu się to udało, to przystąpił do wykonania solidnego kopnięcia w lewe kolano przeciwnika, aby zwalić go na ziemię.
-
Tym razem udało ci się wykonać unik, ale za to twój atak nie zrobił większego wrażenia na przeciwniku. Wątpiłeś, żeby był aż tak wytrzymały, prędzej mógł nosić jakieś ochraniacze. Walka mogłaby toczyć się dalej, ale nie tłukliście się w jakimś zaułku, a w wagonie metra, które to dojechało na kolejną stację. Drzwi się otworzyły, a twój przeciwnik sięgnął dłonią pod prochowiec, jakby chcąc coś stamtąd wyciągnąć.
-
No jasna cholera. Zachciało mi się zjeść kolację z takiego chłopa pomyślał wąpierz. Trzeba było jednak zająć się tamtymi nastolatkami. Byłoby chyba znaczenie łatwiej.
– No, wyciągaj co tam masz, kochanieńki – powiedział wampir i spróbował kolejny raz z pełnym impetem kopnąć przeciwnika w splot słoneczny. -
Mężczyzna uchylił się i wyszarpnął spod płaszcza dziwne urządzenie. Nie było duże, twoim pierwszym skojarzeniem był pistolet, było nawet do niego podobne, a fakt, że mierzył z niego prosto w ciebie nie nastrajał zbytnim optymizmem.
-
– Panie, co to kurde jest?! – powiedział i szykował się do wykonania uników. Jakby to był faktycznie zwykły pistolet to pół biedy, ale skoro już wcześniej mężczyzna uderzył go srebrem (albo wodą święconą), to pewnie i ten dziwny pistolecik będzie wyposażony w jakiś anty-wampirzy sprzęt.
-
Nie odpowiedział, zamiast tego wystrzelił. Szczęśliwie uniknąłeś pocisku, który wbił się w ścianę metra obok ciebie, dzięki czemu mogłeś ocenić, że wygląda jak spory gwóźdź i pokryty jest srebrem. Mężczyzna zaklął pod nosem, gdy spudłował, ale ponownie wycelował w twoją stronę, dając ci dosłownie chwilę na wykonanie twojego ruchu, nim naciśnie spust.
-
– Kurwa, skąd ty masz to srebro?! – krzyknął wampir. Wiedział już, że walka nie ma sensu. Nie ma do czynienia z żadnym byle chłopem, tylko ma przed sobą kogoś, kto pewnie już spotykał wampiry…
Wiktor wykorzystał jedyną chwilę, aby uciec przez otwarte drzwi wagonu. No musiał uciekać. Nie może walczyć w stanie głodu z owym jegomościem. Nie ma szans! -
@kubeł1001 napisał w Warszawa [Polska]:
Tym razem udało ci się wykonać unik, ale za to twój atak nie zrobił większego wrażenia na przeciwniku. Wątpiłeś, żeby był aż tak wytrzymały, prędzej mógł nosić jakieś ochraniacze. Walka mogłaby toczyć się dalej, ale nie tłukliście się w jakimś zaułku, a w wagonie metra, które to dojechało na kolejną stację. Drzwi się otworzyły, a twój przeciwnik sięgnął dłonią pod prochowiec, jakby chcąc coś stamtąd wyciągnąć.
//Ekhem.//
-
//Wybacz. Myślałem, że już odjechaliśmy. W każdym razie post edytowany.//
-
Mężczyzna strzelił jeszcze raz, tym razem nieco celniej: pocisk z dziwnej broni otarł ci się o rękę, przebijając skórę na przedramieniu. Kilka centymetrów w lewo i utkwiłby ci dokładnie w środku kończyny, miałeś więc sporo szczęścia, że tylko się otarł i przeciął skórę. Uciekając, dostrzegłeś kątem oka jak mężczyzna chowa broń do kieszeni płaszcza i biegnie za tobą, po drodze rozmawiając z kimś przez telefon. Tymczasem na tej stacji metra nie było żadnych ludzi, żadnych świadków, nikogo, kogo mógłbyś wyssać, aby odzyskać siły, ani też nikogo, kto mógłby ci pomóc czy chociaż odwrócić uwagę tamtego.
-
Cholera, cholera, cholera myślał wampir, biegnąc po schodach w górę, aby jak najszybciej opuścić stację metra. Warszawa nie jest może Nowym Jorkiem, ale i tu w nocy po mieście kręci się sporo ludzi. Spróbuje jakkolwiek zgubić tajemniczego mężczyznę pośród tłumu.
-
Kierując się do wyjścia, zauważyłeś rzeczywiście niewielki tłum, w który mógłbyś się wtopić. Ale przeczucie mówiło ci, że coś jest nie tak… Po kilku chwilach obserwacji dostrzegłeś dwóch mężczyzn w podobnych płaszczach, trzymających dłonie w głębokich kieszeniach i rozglądających się wokół. Mógł to być tylko przypadek, że wyglądali podobnie, ale równie dobrze mogły to być wezwane przez niego posiłki i pójście tam to jak pchanie się w pułapkę.
-
Błagam, aby to był tylko przypadek pomyślał wampir. Z jednej strony faktem jest, iż pchanie się tam to pchanie się w pułapkę. Ale jak nie wtopi się w ten niewielki tłumek, to gdzie indziej może się udać? Wrócić na stację metra? Do tego gościa?
Ale z drugiej strony tu jest dwójki podobnie ubranych mężczyzn. Jeszcze się okaże, że to faktycznie jest pułapka zrobiona przez posiłki tamtego jegomościa… Ale co innego może zrobić?
Ruszył w tłumek, aby spróbować się w nim ukryć. -
Jeden z rozglądających się wokół mężczyzn zauważył cię i lekko szturchnął swojego kompana. Obaj schowali ręce do kieszeni płaszczy i również ruszyli w tłum. Najwidoczniej tylko jego obecność ratowała cię przed zastrzeleniem na miejscu, jak jakieś zwierzę. Niestety, zbawczy tłum nie będzie towarzyszyć ci wiecznie, spora część osób rozeszła się, a pozostali czekają przy przejściu dla pieszych. Gdy przejdą na drugą stronę, rozejdą się w różnych kierunkach, a im mniej liczny tłum, tym większe dla ciebie zagrożenie, zwłaszcza gdy masz tych dwóch na ogonie.
-
Gdy przejdą przez pasy, jedyne co mu pozostaje to szukanie kolejnego tłumu.
Poszedł więc razem z resztą na przejście dla pieszych, wbijając się w środek, aby być jak najbardziej chroniony przed tamtą dwójką. -
Tak jak mogłeś się spodziewać, ludzie rozeszli się w różnych kierunkach, rozbili się na małe grupki, pary czy pojedyncze osoby. Dwaj mężczyźni również pokonali przejście, choć w ostatniej chwili, i ruszyli w twoją stronę.
-
Kurwa, kurwa, kurwa myślał Wiktor. Rozglądał się za najbliższymi… No właśnie czym? Autobus, żeby jakoś spierdolić? To nie ma sensu… No chyba, że trafi na jakiegoś chamskiego kierowcę, który ucieknie jak tylko Wiktor wsiądzie. Chociaż… Postarał się rozeznać w okolicy, aby określić, jak daleko ma do Wisły. Chociaż nie tyle do samej Wisły, co do jakiegoś mostu na niej.
-
Najbliższy był Most Śląsko-Dąbrowski, nieco ponad kilometr od stacji metra, którą opuściłeś. Taką odległość ludzie pokonują w kwadrans, ty powinieneś szybciej, zwłaszcza przy odpowiedniej motywacji, jaką są psychopaci z pistoletami na gwoździe, którzy siedzą ci na karku.
-
W takim razie przyspieszył kroku jeszcze bardziej, aby jak najszybciej znaleźć się na Moście Śląsko-Dąbrowskim.
-
Wciąż mogłeś czuć się w miarę bezpiecznie, nie było tu wielkich tłumów, ale jednak jakichś ludzi mijałeś, oni mijali ciebie, wszystko to powstrzymywało twoich prześladowców przed atakiem. Dopiero na samym moście zrobiło się niebezpiecznie, gdy zdałeś sobie, że dzieli was niespełna dziesięć metrów, a poza wami nie ma tu nikogo w zasięgu wzroku czy słuchu.
-
Ten post został usunięty! -
Zbliżył się do barierki mostu.
– Nara frajerzy! – zakrzyknął. I skoczył do Wisły. -
Skacząc, zdążyłeś jeszcze zauważyć ich zdumione twarze. Bez wątpienia, nie spodziewali się takiego wybiegu z twojej strony i jedyne, co mogli zrobić, to wychylić się przez barierki i śledzić twój upadek. Upadek, który zwykłego człowieka mógłby zabić albo uszkodzić na tyle, że woda i nurt rzeki zrobiłyby resztę, ty jednak nie miałeś takich problemów i po prostu zanurzyłeś się na kilka metrów pod wodę, dzięki impetowi upadku. Tylko co dalej?
-
Co dalej? No oczywiście teraz trochę poczekać. Jak zechce mu się wyjść już teraz, to te gnojki od razu go złapią.
Zaczął płynąć kraulem pod podpory mostu, aby usiąść na ziemi zgromadzonej wokół betonu. Poczeka tak z pół godziny, aż tamci stracą zainteresowanie i pójdą w piździec. -
Czas pod mostem dłużył ci się niemiłosiernie, płynąc w rym dźwięków pojazdów przejeżdżających po moście w obie strony. W końcu minęło chyba wystarczająco dużo czasu, aby bezpiecznie opuścić to przymusowe schronienie. No właśnie: chyba. Kimkolwiek byli ci ludzie, wyglądali na dość zawziętych i nie masz gwarancji, że tak łatwo i szybko zrezygnują.
-
Wiktor wstał, po czym ponownie zanurzył się w wodzie, aby popłynąć dalej z nurtem Wisły. Powrót w to samo miejsce, z którego skoczył do rzeki, całkowicie odpada. Ciule wciąż mogą tam być. Płynął sobie i płynął w poszukiwaniu kolejnego mostu, jednocześnie cały czas patrząc, czy na brzegach Wisły nie ma jakichś schodków lub drabinek, którymi mógłby wrócić na ulice stolicy.
-
Było ich sporo, ale wychodzenie na brzeg pierwszą z brzegu nie było dobrym pomysłem z tych samych powodów, z jakich nie było nim wrócenie na most, z którego właśnie skoczyłeś. Po przepłynięciu około kilometra, zdołałeś wydostać się na brzeg. Dzięki temu, że w zasadzie nie musisz przejmować się takimi, typowo ludzkimi, problemami jak chłód i przeziębienie, możesz wracać do siebie lub zrobić cokolwiek innego. Tylko mokre ubrania mogą trochę wadzić, bo będziesz sprowadzać na siebie ciekawskie spojrzenia gapiów, o ile jakichś jeszcze spotkasz.