Port [Złotobrzeg]
-
Port w Złotobrzegu jest niezwykle obszernym miejscem i nic dziwnego skoro z racji położenia geograficznego przepływa przez niego pokaźna liczba statków. Zbudowany głównie z kamienia, miejscami uzupełniony o drewniane podesty, wyposażony w prymitywne żurawie, które ułatwiają rozłqdunku jednostek pływających. Tuż przy porcie znajduje się niewielki targ rybny, gdzie jak sama nazwa wskazuje może nabyć ryby, ale nie tylko! Wszelakie owoce morza i mięso tego co pływa czeka na potencjalnego kupca. Niestety po zmroku port staje się już nie tak bezpiecznym miejscem, a z racji podejrzanych typów kręcących się po nim łatwo można znaleźć się w centrum kłopotów, których nie chciałoby się mieć.
-
Pobiegł do portu i wskoczył do wody i popłynął jak najdalej na drugi brzeg najlepiej.
-
Niestety Rigii był trollem i co prawda po wskoczeniu do wody znikł patrolom strażników z oczu, a nawet prosperujący w godzinach szczytu port nie zwrócił na niego uwagi tak dopadła go woda. Ledwo po przepłynięciu kilku metrów Rigi zaczął iść na dno, a jego głowa zniknęła pod taflą wody. Wszystko przez to, że jest trollem skalnym! Gruby, ciężki, mało zwinny, a do tego porośnięty kamienną naroślą, co to wcale lekka nie jest. Troll musi coś szybko wymyślić zamiast się utopi.
-
Rigi wypływa normalnie na powierzchnię i płynie dalej do brzegu drugiego rzeki
-
Niestety Rigii nie zdołał wypłynąć na powierzchnie. Jeszcze tego samego dnia chciał rozpocząć karierę jako zbrodniarz-zbójnik, który w centrum miasta nieopodal karczmy Złotojad obrał sobie za cel napadanie klientów, a potem zaatakował orka - współwsłaściciela karczmy. Ciężkie ciało karłowatego trolla opadło na dno wraz z płucami wypełniony wodą. Tak kończy się przygoda Rigiego Silnego.
Postać umiera.
-
Nilkanshterdeac Araskan
Statek, którym płynął Drakonid do Złotobrzegu, właśnie zacumował. Członkowie załogi, odpowiedzialni za zajmowanie się linami, załatwili sprawę perfekcyjnie.
Nilk stał przy barierce statku, obserwując jak statek zbliża się do portu. Dość niecodzienną sytuacją dla Drakonida było wpakowanie się na pokład. Domeną smoka były góry - potężne, piękne masywy, które można obserwować całymi dniami. Majestat tych pięknych formacji geologicznych dorównywał majestatowi różnorakich ołtarzy, tworzonych na cześć różnych bogów. Jednak Nilk zawsze twierdził, że góry są piękniejsze nawet niż najpiękniejsze świątynie - świątynie bowiem tworzył człowiek, Elf, Krasnolud, Drakonid… Natomiast góry zostały stworzone przez samych bogów, gdy ci tworzyli świat, a piękno gór potwierdza, że bogowie to najwspanialsi artyści.
Nilk wrócił wspomnieniami do czasów dzieciństwa, kiedy to urodził się w zamku swojego ojca, który wmurowany był w stoki najpiękniejszej góry świata - Szczytu Serc. Czasami młody Drakonid chciałby wrócić do domu, jednak obrał życie wędrownego rycerza… Może kiedyś wybierze się z powrotem do ośnieżonych szczytów Smoczego Królestwa…
Kiedy statek zacumował, Nilk wziął wszystkie swoje rzeczy i zszedł na ląd. -
Nilk przez chwilę wspominał czasy przeszłe i swój dom, a w tym czasie załoga rozładowywała towar pod postacią drewnianych skrzyń wypełnionych bliżej nieokreśloną zawartością, choć z tego co mówił jeden majtek to głównie przyprawy oraz medykamenty, które trafią do mieszkańców Złotej Doliny. Na lądzie sytuacja się nie zmieniła, ale na dobrą sprawę miło wreszcie zejść na coś stałego i bardziej solidniejszego od pokładu statku handlowego. Port w godzinach przybyciach tętnił życiem, różni mieszkańcy chodzili tu oraz ówdzie, robotnicy pracowali, w oddali rysował się drewniany żuraw, który wyładowywał inne jednostki pływające. Gdzieś tam dostrzegłeś też stoiska z rybami tzw. Targ Rybny. Gdzie indziej szyldy sklepów, wybierać jest w czym.
-
Nilk
Drakonid wziął głęboki wdech powietrza. W końcu jednak poczuł to, co należało poczuć. Burczenie w brzuszku. Nilk pogładził niewspółpracującą część ciała, aby dać żołądkowi znać, że zaraz dostanie wszystko, czego potrzebuje.
Nilk wziął wszystkie swoje toboły i ruszył w kierunku portowych sklepów, licząc na to, że znajdzie to, czego dawno nie widział - prawdziwy chleb, na którego będzie można dać prawdziwą szynkę. -
Dość szybko Nilk odnalazł dwa budynki. Jeden z szyldem chleba, a drugi z szyldem świnki i tasaka zaraz obok na tej samej ulicy, co musi oznaczać rzeźnika. Pytanie jest proste. Gdzie pierw uda się drakonid?
-
Nilk
Z punktu widzenia biologii, Drakonid jako gad jest mięsożercą, a więc najsampierw udał się do sklepiku z szyldem tucznika i tasaka, aby odnaleźć tam zaspokojenie głodu. -
W sklepie z mięsem zastał Nikla widok i woń wszelakich wyrobów zwierzęcych. Kiełbasy, szybki, kabanosy i wymieniać można godzinami. Za ladą stał wielki żółwioludź, przedstawiciel rasy wodno-lądowej wywowodzącej się niegdyś z Midgardu. Miał zielony kolor łusek, a także brązową skorupe z malowidłami przedstawiającymi kotwice owinięte wokół syreny. Stał tak obsługując klientkę w postaci elfiej kobiety, która kupowała żeberka. Ruchu dużego w sklepie brak o tych godzinach, w końcu wszyscy są w pracy.
-
//O nie, tylko nie te jebane żółwioludzie.//
Nilk
Zanim zajął miejsce w kolejce za Elfką przyjrzał się kiełbasom. Oj, jak dawno nie miał jakiejś dobrej kiełby w ustach… -
Kiełbasy były świeże i maniły wonią Nikla. Wreszcie nadeszła kolej drakonoida, kiedy to elfka zapłaciła za zakupy i opuściła sklep.
-
Nilk
Podszedł do sprzedawcy.
– Po ile jakaś kiełbasa z niedźwiedzia? -
Sprzedawca spojrzał na Drakonoida z zaciekawieniem, które równie szybko minęło. W tej branży i w tym miejscu spotykało się codziennie wielu klientów o różnym pochodzeniu, co nie robiło już tak dużego znaczenia.
- Dwa złotniki za pół kilo. - odpowiedział. -
Nilk
– Kilogram wezmę – powiedział Drakonid. Tak, jego brzuszek, który zdołał się przyzwyczaić do diety podróżnej, jak najbardziej żąda ofiary w postaci kiełbasy z niedźwiedzia. Dokupi do niej jeszcze jakiś chleb i postara się poszukać jeszcze jakiegoś sklepu z przyprawami - w końcu to Drakonid, a Drakonidzi uwielbiają wszystko, co ma w sobie dużą ilość przypraw. -
Żółwioludź po chwili przygotował zamówienie, jednak wtedy do lokalu wparował czarnoskóry mężczyzna z widocznymi zakolami i chustą na pół twarzy. W dłoni dzierżył dziwaczny dwulufowy pistolet skałkowy, którym mierzył raz to do rzeźnika, raz do Nilka.
- To jest napad. Oddawać całe złoto albo ten pistolet zaśpiewa wam tango. - krzyknął poddenerwowany objawiając swoje zamiary. -
Nilk
Dlaczego ci czarni ludzie to takie mendy i pasożyty są? zapytał sam siebie Drakonid. Mimo, że są małą częścią społeczeństwa, to odpowiadają za olbrzymią ilość zbrodni… Dziwni są Ci ludzie.
Nilk zaczął myśleć co należy zrobić, żeby obezwładnić dziada. Mógłby wziąć swój muszkieton, ale nie jest tak wybornym strzelcem, żeby teatralnie odwrócić się w stronę czarnucha i przestrzelić mu łeb. Trzeba grać na zwłokę.
Drakonid odwrócił się podniósł ręce do góry. -
Mężczyzna podszedł do sprzedawcy kompletnie ignorując ciebie, jakbyś nie był jego celem. Co chwila tylko upewniał się, że trzymasz ręce w górę, zaś potem bandyta dobrał się do kasy. Zaczął ładować dzisiejszy utarg do worka, a trzeba przyznać, że było tego całkiem sporo co można stwierdzić po ociężałym worku. Chwilę mu to zajmie, widać przeto, że chłop podenerwowany, natomiast rzeźnik zaczął płakać pod nosem.
-
Nilk
Kiedy czarnuch był zajęty szabrowaniem kasy, Drakonid szybkim ruchem prawej ręki dobył swojego miecza. Czym prędzej przyjął postawę ataku i wykonał szybki ruch, aby odciąć złodziejowi jego łeb. -
Rabuś kątem oka dostrzegł nadchodzący atak i wykonał odskok w bok. Przy okazji przez przypadek wypalił ze swojego pistoletu, a kula trafiła żółwioludzkiego rzeźnika zabijając go na miejscu. Oddalony o trzy metry meżczyzna wycelował dwulufowym pistoletem skałkowym w Nilka i pociągnąl za spust.
-
Nilk
Czym prędzej wykonał unik w prawą stronę i, jeśli mu się to udało, zdecydował się na podcięcie nóg przeciwnikowi. -
Nilkowi udało się uniknąć strzału i to ledwo a ledwo, kula prawie go drasnęła w prawy bark. Można zatem mówić o dużym szczęściu, co równie kiepskich umiejętnościach strzeleckich. Niestety podcięcie nóg zamaskowanemu mężczyźnie nie udało się, kiedy ten odskoczył w bok. Odrzucił widocznie zły swój pistolet i chwycił za nóż, po czym wykonał z nim szarżę na pozycję drakonoida.
-
Nilk
Przyjął postawę obronną, ustawiając odpowiednio klingę swego miecza, aby zablokować cios przeciwnika. Jeśli mu się to udało zdecydował się na chamski ruch - kopnął Murzyna w splot słoneczny. -
Krzesimyśl Piszczak
Krzesimyśla ubudził dźwięk ludzi. O wiele głośniejszy. Fale, które towarzyszyły mu z Pogrobia ucichły, przed hałasem żywej cywilizacji. Krzesimyśl rozruszył swe ramiona i spojrzał w stronę Dzidzi.
– Nareszcie wyjdziemy z tej cholernej łajby, kochana. – Zbliżył się do psa i pogłaskał bo łbie.
– Do nogi kochana, idziemy po wódkę i szynkę. Lub po coś innego, ale na pewno szynkę dostaniesz. -
Nilk
Udało się nie tylko obronić przed ciosem zadanym nożem, co było tak mistrzowskie, że Nilk wytrącił przeciwnikowi nóż z ręki, ale też drakonoid obezwładnił zabójcę.
Czarnoskóry zbir po otrzymaniu kopnięcia w splot słoneczny padł bezradnie na ziemię pozbawiony swojego oręża, a po ściskającym się z bólu łatwo można było dojść do wniosku, że dla niego walka się skończyła.Krzesimyśl Piszczak
Pies wiernie wyszedł za Krzesimyślem z łajby, a widokom podróżników pokazał się port w pełnej klasie. Gdzieś w oddali pracujący ludzie przy rozładunku skrzyń, wszyscy zabiegani jak mrówki i zmierzający tysiącami dróg w odmiennych kierunkach. Jeżeli chodzi o wódkę i szynkę to szyldy widoczne z oddali powinny łatwo naprowadzić pana Piszczaka do celu. -
Chociaż sama Czarna Brama robiła niemałe wrażenie, to dopiero po wpłynięciu do właściwego portu Haggard zrozumiał, gdzie się znalazł. Jako nordyjski łupieżca i najemnik widział wiele, ale nigdy nie miał okazji patrzeć na tak wielką ilość statków i okrętów zgromadzonych w jednym miejscu. Ba, wątpił nawet, czy gdyby zebrać do kupy mieszkańców wszystkich osad, które odwiedził lub splądrował, to byłoby ich więcej, niż w samym tylko porcie, o reszcie miasta nie wspominając. Oczekując, aż drakkar dobije do brzegu, zebrał swój ekwipunek i ruszył ku Wuligowi.
- Robi wrażenie. - mruknął. - Masz już jakichś kupców na nasze towary i niewolników? Albo kogoś, komu przydałaby się nasze ostrza? -
Krzesimyśl Piszczak
Krzesimyśla oko złapała jeden zacny szyld, bardzo wydawał mu się kolorowy. Zdecydował zatem załatwić tam sobię szynkę, wódkę i może coś jeszcze.
– Oby tylko z psami wpuszczali. – powiedział pod nosem. -
Hadrot wstała, podpierając się o burtę drakkaru, ciekawsko przyglądała się portowi do którego właśnie przybijała z swoją kompaniją. Tyle łodzi, a przede wszystkim tylu ludzi! Dawno nie odwiedzała tak ludnego miejsca. Jej oczy błysnęły na widok tego wszystkiego.
Zebrała swoje bagaże pod pachę, gotowa do wyskoczenia na molo gdy tylko przybiją do niego.
-
Wulig spojrzał na Haggarda neutralnym spojrzeniem.
- Wiesz co mówią o Złotobrzegu? Że to miasto okazji. Jedyne miejsce gdzie za nekromancje i bycie wampirem nie palą na stosie. - powiedział rzeczowo i kontynuował. - Łupy sprzedamy na piranim targu, podobnie jak niewolników. - wskazał dłonią na załogę, która wyładowywała powoli ładunek zacumowanego drakkara. Statek nordów wizualnie wyglądał na drobny przy tych wszystkich galeonach handlowych czy też wojskowych.
- Ogólnie… - zaczął Wulig poważnym tonem głosu. - Jedyną opcją walki na ten moment jest Ród Reinhauf, który próbuje odzyskać twierdzę Królewską zwaną Rubinowym Miastem, a znanym też jako Karaka
Kahrak. Bez niej to komendant rządzi całą Złotą Doliną, a Ród nie ma żadnycu praw. Tak się składa, że Złota mają pod dostatkiem i ściągają kompanie najemnicze z całego świata. - poinformował Wulig i przeszedł wzrokiem na resztę załogi.Hadrot
Port zachwycał swoimi jednostkami pływającymi, ale nie tylko drewniane konstrukcje robiły wrażenie. Nieopodal zacumowany był żywy okręt. Lwy morskie, na których skorupach znajdowały się całe wysepki, w tym twierdze naszpikowane działami i artylerią oblężniczo-morską. Kiedy tylko statek zacumował reszta załogi zaczęła rozładowywać rozładunek cennego i żywego towaru.Krzesimyś & Nikll
Wraz ze swoim psim towarzyszem mężczyzna wszedł do rzeźnika, gdzie też zastał pobojowisko. Drakonoida z ostrzem w dłoni, leżącego na ziemi czarnoskórego mężczyzne w bandanie i skrecającego się z bólu, a do tego martwy sklepikarz, przedstawiciel rasy żółwioludzi. Na widok tego wszystkiego pies zaczął agresywnie szczekać. -
- Brzmi jak okazja do wielkiej bitwy. A im większa bitwa, tym większa chwała. Postaram się dowiedzieć czegoś więcej o tym wszystkim, może rzeczywiście będzie to warte naszego czasu.