Nowy Jork
-
Kuba1001
Antek:
Dopiero Twoje ostatnie słowa przekonały żołnierzy, którzy roześmiali się serdecznie, zabezpieczając i odkładając broń.
‐ No, teraz to na pewno mówisz jak jeden z naszych. Co Ci się, do ciężkiej cholery, tam przytrafiło?
Ray:
Spokojnie uciekłeś dwóm powolnym Zombie, ale tutaj zaczynają się już schody, bo znalezienie jakiegokolwiek obozu czy innej zbiorowości ocalałych nie jest takie trudne, zwłaszcza że większość ludzi zwykle woli najpierw strzelać, a później pytać o intencje, zwłaszcza tutaj. -
antekk5
‐ Może kiedyś opowiem wam całą historię, ale w skrócie: podczas poszukiwania oddziału Bravo zostaliśmy zaatakowani przez bandytów, a że sk**wysyny zaskoczyły nas, to mieliśmy mało czasu na reakcję i strzelano do nas jak do kaczek. Wobec marnych szans na zwycięstwo postanowiłem uciec, wybijając przy okazji jak najwięcej bandytów ilu mogłem. Zginęło 17 ludzi, ale nie wiem, co się stało z pozostałą 12. Być może gdzieś się włóczą, być może dostali się do niewoli. ‐ odpowiedział, po chwili dodając.
‐ Macie może jakąś gorzałkę? Chętnie bym się napił. -
-
Kuba1001
Antek:
Zachęceni tak opowieścią, jak i chęcią zemsty, zaczęli szykować się do drogi, sprawdzając i kompletując wyposażenie oraz uzbrojenie, jeden w międzyczasie rzucił Ci manierkę, najpewniej pełną alkoholu, jak prosiłeś.
Nerwową krzątaninę przerwało wejście do środka dwóch postaci. Pierwszy był wysoki i chudy, okryty od stóp do głów w czarny strój z naszytymi elementami pancerza i dziwną maskę, jakby przeciwgazową, choć dalece zmodyfikowaną. Dziwnego wyglądu dopełniała równie specyficzna broń, bo poza parą pistoletów w kaburach na pasku miał też pancerne rękawice z kastetami na dłoniach, w których trzymał coś, co przypominało policyjne tonfy, ale zrobione z metalu i zakończone długimi ostrzami od strony dłoni (jeśli wiesz jak wygląda tonfa, to wyobraź sobie taką samą, ale z metalu i dodatkowym końcem z przodu, tyle że w postaci ostrza).
Drugi był mężczyzna typowej dla żołnierza budowy, odziany podobnie jak inni, bez jakiegokolwiek okrycia twarzy, więc widziałeś, że nie ma raczej trzydziestki, na policzku i czole ma okazałe szramy, a podbródek i policzki okala kilkudniowy zarost. Poza tym ma piwne oczy i krzywy, najpewniej złamany nos. Z pewnym ociąganiem wydobył z kabury na pasie rewolwer i wycelował go w sufit, naciskając spust. Huk wystrzału przywrócił spokój w szeregach jego żołnierzy.
‐ A Wy ku*wa co?! ‐ warknął, mierząc każdego wzrokiem. ‐ Na piknik idziecie! Na pozycje i zapuszczać tam korzenie, ale raz!
Ray:
Spacerowanie pozwoliło obserwować Ci to jakże piękne miasto, które znałeś z telewizji i zdjęć, zmienia się powoli w kupę gruzu pełną Zombie, na które co rusz natykałeś się na swojej drodze, ale zwykle byłeś w stanie ich uniknąć. Ciekawiej zrobiło się w okolicach śródmieścia, gdzie usłyszałeś charakterystyczny jazgot broni maszynowej. -
-
-
Kuba1001
Antek:
‐ A Ty to kto? ‐ zapytał, marszcząc podejrzliwie czoło. Był to chyba jakiś odruch warunkowy, bo jego ręka zaczęła też krążyć niebezpiecznie blisko kabury z pistoletem.
Ray:
I okazja do oberwania kulką prosto w łeb! Hurrra! Chociaż, gdyby się zastanowić, to jednak faktycznie taki sposób odejścia z tego świata jest dość przyjemny, a na pewno lepszy niż pożarcie żywcem czy coś w tym guście.
Na pokrytych wrakami samochodów i gruzem ze zrujnowanych budynków ulicach dostrzegłeś regularną bitwę pomiędzy kilkudziesięcioma oponentami, zbitymi z grubsza w trzy grupki. Pierwsza, najmniejsza, licząca może z dziesięć osób, znajdowała się pomiędzy pozostałymi, skryta za barykadami ze wspomnianego już gruzu i wraków. Dwie pozostałe, o wiele liczniejsze, stały pomiędzy nimi. Warto dodać, że wszystkie te frakcje strzelały do siebie nawzajem. Najmniejsza miała stosunkowo najlepsze wyposażenie, bo pistolety maszynowe, karabinki szturmowe, granatniki i tym podobne przyjemności. Poza tym mieli mundury, jednakowego kroju, więc to na pewno Z‐Com lub Armia Światowa. Stojąca plecami do Ciebie grupa kilkudziesięciu ludzi dysponowała nieco gorszą bronią, głównie automatami Kałasznikowa, granatnikami z rodziny RPG, bronią krótką i granatami, a wiele trupów z ich bandy miało jedynie prostą lub kombinowaną broń białą. Szarańcza jak nic. Kolejni nie wyróżniali się niczym szczególnym, mieli średnie wyposażenie, żadnego znaku szczególnego, ale to chyba dość oczywiste, kim są, skoro któryś z nich co chwila wykrzykiwał coś o chwale Pana czy Bożej łasce, prawda? -
antekk5
‐ Porucznik Arthur Patton, jeden z żołnierzy oddziału Alpha, i prawdopodobnie jedyny ocalały zasadzki bandytów podczas poszukiwania oddziału Bravo. Przez dwa dni nie mogłem połączyć się z j*nym dowództwem ze względu na uszkodzoną krótkofalówkę. ‐ odpowiedział.
‐ Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się dorwać skwysynów odpowiedzialnych za wybicie oddziału Alpha. -
-
Kuba1001
Antek:
‐ W imieniu zaje**nego dowództwa przepraszam, że nam też tu prawie nie odstrzelili łbów. ‐ mruknął, choć najwyraźniej porzucił pomysł zastrzelenia Cię. Po chwili wykonał zachęcający gest ręką w kierunku wejścia, którym tu wszedł.
‐ Zapraszam, omówimy wszystko na spokojnie, żeby podjąć jakieś konkretne kroki, a nie stać tu jak te ostatnie pawiany.
Ray:
Niby tak, ale nawet najlepsze efekty nie dawały Ci możliwości oberwania zbłąkanym pociskiem albo innym odłamkiem. No i jeśli aktor na ekranie Cię zobaczył, to raczej nie strzelał… Cóż, nic z tego jeszcze się nie wydarzyło, ale lepiej nie kusić losu, chociaż wszyscy są sobą bardzo zajęci. -
-
-
Kuba1001
Ray:
I bezpieczniejszą. W końcu podczas apokalipsy to nie Zombie czy Mutanty są największym zagrożeniem, ale inni ludzie…
Antek:
Kiedyś był to pewnie gabinet komendanta tej placówki, ostały się nawet meble, na przykład stojące pod ścianą regały, którymi zabarykadowano okno, biurko, dwa krzesła po jednej z jego stron i fotel naprzeciwko oraz jakieś bibeloty. Oficer zajął miejsce na fotelu, jego dziwny i milczący kompan po jego prawicy, stojąc jakiś krok z tyłu, a Tobie wskazano jedno z wolnych krzeseł. -
-
-
antekk5
‐ Tak jak już wcześniej mówiłem, dwa dni temu mój oddział otrzymał zadanie odnalezienia oddziału Bravo, z którym nie mieliśmy kontaktu od ponad tygodnia. Zostaliśmy wysłani w miejsce, gdzie po raz ostatni wysłano oddział Bravo ‐ przydzielono nam 6 pojazdów typu Humvee, więc byliśmy nie lada uzbrojeni. Przez pierwsze godziny jazdy nic ciekawego się nie działo, ot można było kilku Szwendaczy zobaczyć, ale nie były one jakimś poważnym zagrożeniem. Gdy dotarliśmy na miejsce, nie znaleźliśmy żadnych pojazdów należących do Bravo, a tym bardziej trupów żołnierzy, także zakładam, iż albo oddział Bravo jeszcze się trzyma, ale zepsuł im się sprzęt, albo strzelili kopytami, a ktokolwiek odpowiadał za ich śmierć, pozbył się ciał żołnierzy oraz sprzętu. Nie mieliśmy jednak zbytnio czasu do zbadania sprawy, gdyż zaczęli do nas strzelać bandyci. Wprawdzie nie mieli jakiegoś solidnego ekwipunku ‐ notabene najlepiej uzbrojeni posiadali pistolety maszynowe ‐ ale ch*je posiadały przewagę liczebną. Naliczyłem co najmniej 75 debilów, także przewaga wroga nad nami była co najmniej dwukrotna. Udało im się wybić wszystkich operujących karabiny maszynowe w zaledwie minutę, a my musieliśmy się bronić bez pomocy broni ciężkiej. Oczywistym było to, że przegramy tą bitwę, także nasz dowódca rozkazał odwrót. Z resztą, był to jego ostatni rozkaz ‐ jakiś patafil przestrzelił mu łeb. Wykorzystałem wszystkie moje granaty przy ucieczce, żeby wyrządzić sk**wysynom jak najwięcej szkód. Cała amunicja z pistoletu maszynowego także poszła na bandytów, a kiedy udało mi się uciec, zorientowałem się, że mój pistolet maszynowy przepadł. Próbowałem połączyć się z dowództwem, ale okazało się, że moja krótkofalówka została poważnie uszkodzona.
Tego dnia widziałem śmierć 18 kompanów, a los pozostałych jest nieznany ‐ być może żyją, być może strzelili kopytami, a może i nawet są w niewoli. Mam nadzieję, że uda nam się ich odnaleźć. -
-
-
Kuba1001
Antek:
//Burza śnieżna na Grenlandii zakłóciła transmisję. Teraz już wszystko dobre, bez odbioru.//
‐ Cóż, właśnie tak wygląda ta wojna o przetrwanie, którą tu wszyscy toczymy… ‐ odparł mężczyzna, marszcząc czoło i układając dłonie w piramidkę. ‐ Mógłbym Ci pomóc, ale bez rozkazów i zezwolenia z góry dam Ci co najwyżej dwóch żołnierzy, o których wypadzie zapomnę wspomnieć w raporcie, zrozumiano?
Ray:
Najwidoczniej Zombie postanowiły zapolować też na Ciebie, bo gdy wykańczałeś jakiegoś samotnego Szwendacza, nagle zauważyłeś trzech Sprinterów gnających w Twoją stronę. -
antekk5
‐ Zrozumiano. ‐ odpowiedział, po czym zadał pytanie.
‐ Czy mógłbym udać się do zbrojowni i wziąć jakieś granaty bądź pistolet maszynowy? Wolałbym mieć jakiś ekwipunek dorównujący mojemu wsparciu oraz mieć zwiększone szanse, że wszyscy wrócimy cali lub z mniej poważnymi urazami, aniżeli być pod ciężkim ostrzałem wroga i strzelać jedynie z pistoletu, podczas gdy moi kompani mogą nie żyć i być nieźle ode mnie oddaleni.