Londyn
-
- To Ty niby nie jesteś dowódcą, co nas pośle na śmierć, tak? Utrzymujesz, że wszyscy dożyjemy szczęśliwej starości i emerytury?
-
- Nie - odpowiedział. - Nie, bo urzędy wypłacające emeryturę upadły. Jednakże, moja wizja spokojnej starości to ranczo gdzieś na prerii, wolne od bandytów i umarlaków, gdzie uczę wnuka jeździć konno. I właśnie po to zostałem żołnierzem, by taką wizję przyszłości realizować dla wszystkich. Jeżeli ty wolisz grać w karty przez całe życie, to twój wybór. Wątpię jednak, że całe życie chcesz być żołnierzem i umrzeć gdzieś w okopie tylko dlatego, że bałeś się wykonać krok w przód. - kontynuował. - Powiedz mi tu i teraz. Wolisz grać bezpiecznie cały czas i odejść bez wygranej, czy zaryzykujesz, by móc odejść od stołu zwanego życiem jako zwyciężca? No? Jaka jest twoja odpowiedź?
-
Żołnierz, z którym rozmawiałeś, prychnął i mruknął coś pod nosem, zapewne nic pochlebnego w Twoim kierunku, ale kilku innych podniosło się ze swoich miejsc i ruszyło w Twoją stronę. Ostatecznie uzbierałeś w ten sposób kolejnych dwudziestu ochotników w ciągu zaledwie kilku minut.
-
- Witam przyszłych ranczerów, proszę za mną.
Jeżeli się nie mylił, to było maksimum, które potrzebował. Jedyne, co mu pozostawało, to zebrać Technika, Medyka i Komandosów, a także liczyć na to, że znajdzie się Snajper. Na dodatek, mogli też już odebrać sprzęt na tę misję, skoro wiedzieli, ilu ich było. Na wróżenie nie warto było tego robić. -
Ano, Twój oddział znacząco się rozrósł, jednak cofnięcie tak wielu żołnierzy, w większości dobrych i doświadczonych, z frontu na pewno spowoduje wzrost wymagań względem Was, Z-Com zwyczajnie nie może pozwolić sobie na tak kosztowne przedsięwzięcie bez jakichkolwiek zadowalających efektów.
-
Z-Com stracił większość Sztyletu, zawodowych żołnerzy, bo nie przewidział rakietnic u bandytów, także niech zamknie mordę i wyśle więcej fantów. Osobiście jednak postarał się o namówienie zbrojmistrza, czy tam kwatermistrza o podzielenie się zapasami z Ranczerami, jak zaczął nazywać swoich żołnierzy.
-
Kwatermistrza odnalazłeś bez problemu, już wcześniej miałeś z nim do czynienia, a teraz nie wydawał się szczególnie zajęty, jedynie wypełniał jakieś papierki.
-
Zbliżył się do niego i zapukał, chociażby w swój pancerz.
- Można na chwilę? -
- A no można, można, robotę skończyłem już dawno temu. - odparł, pokazując Ci na krzyżówki i plansze do sudoku, które leżały pod kilkoma kartkami oficjalnych dokumentów. - Podobno jakaś szycha ma wpaść do nas z inspekcją i każdy ma zapierdalać, nawet z pustką taczką, a mi się to nie uśmiecha.
-
- Brzmi słabo. Ta szycha to prawdopodobnie ze Stanów, czy z Europy?
-
- A cholera wie, dla mnie może być nawet z jakiegoś Podpiździewa Górnego, niech tylko przyjedzie, powie, że wszystko jest cacy, i spieprza do siebie. Albo niech nie mówi, że jest cacy, tylko przyśle tu więcej ludzi i sprzętu, żeby rzeczywiście było.
-
- Jeżeli przyślą sprzęt tak, jak przysłali mój oddział, to niech lepiej nie przysyłają nic, bo to jest już jakaś absolutna porażka - Stwierdził, rozkładając ręce. - Bo jak to, pozwolić sobie, by większość śmigłowców zestrzelili bandyci? Kto to widział… Ach, to przypomina mi, dlaczego tutaj jestem. Muszę zabrać ci trochę sprzętu, bo absolutny szef szefów w Londynie kazał mi ruszyć w wycieczkę krajoznawczą w celu wykonania misji.
-
- Jak na moje to lokalni Bandyci to jakieś grubsze ryby. Albo inaczej: To płotki, ale coś większego za nimi stoi, bo jakby nie, to już dawno miasto byłoby nasze. Może strateg ze mnie żaden, ale postawiłbym cały żołd na to, że te tępe trepy nie ściągają we własnym zakresie najemników i broni ani nie robią zasadzek na śmigłowce… Dobra, rozgadałem się, a trzeba by się za robotę wziąć. Czego potrzeba?
-
- Sprzęt dla 25, może 26 ludzi. Głównie podstawy, byśmy poradzili sobie w odcięciu od bazy. Wiem, dużo, ale pan dowódca sam się z tym wjebał oddelegowując mi tylu ludzi.
-
- Nie licz na nie wiadomo co, ostatnio mamy braki. Ale mundury, hełmy, plecaki, racje żywnościowe, leki i inne takie się znajdą, podobnie amunicja, ale właśnie na wiele broni nie licz.
-
- A na jaką broń z dostępnego grona można liczyć? - zapytał, w głowie kalkulując to, ile tego wszystkiego będzie potrzebował.
-
- Pistoletów i rewolwerów mam nadmiar, tak jak broni białej, typu kastety, noże, maczety i inne takie. Później jest już gorzej, ale na zbyciu jest sporo pistoletów maszynowych i strzelb, znajdzie się też trochę karabinów szturmowych. Gorzej z resztą broni, na ręczne karabiny maszynowe, karabiny snajperskie, wyrzutnie rakiet czy granatniki musiałbyś dostać oficjalne pismo od szefa. Do tego broń zdobyczna, ale nie polecam, bandyci albo nie potrafią jej konstruować, albo o nią nie dbają, więc jest spore ryzyko, że buchnie w łapie. Ale jakbyś jednak się zdecydował to mam sporo obrzynów, pistoletów maszynowych, karabinów czterotaktowych, pistoletów, rewolwerów i innych takich. Do tego różna broń biała i materiały wybuchowe.
-
- Pozwolisz, że moi wybiorą swój sprzęt?
-
- Niech wybiorą, ale na własną odpowiedzialność.
-
Pokiwał głową.
- To ich przyprowadzę.
Jak powiedział, tak zrobił. Ruszył po swoją załogę. Nie omieszkał się jednak zaznaczyć, jak sytuacja z bronią tutaj wygląda. I że nie jest to jego wina, oczywiście. -
Medyk, komandosi i snajper mieli nie tylko solidny sprzęt, ale i mieli go sporo, więc nie potrzebowali wybierać czegokolwiek, podobnie jak część żołnierzy. Pozostali musieli już się doposażyć lub wybrać kompletnie nową broń, czym też się zajęli. Dobieranie uzbrojenia do preferencji, katalogowanie tego i kompletowanie amunicji zajęło sporo czasu, ale po jakiejś godzinie wszyscy stanęli w końcu przed tobą w pełni wyekwipowani.
-
– Wszyscy gotowi? – zapytał, obserwując zza maski snajpera, który raczył się pojawić. Podejrzany, śmiertelnie skuteczny typ. – Ktoś chce siku? Nie będziemy mieli wielu postoi w bezpiecznych miejscach, także oczekuję jednomyślności. Czy jesteście gotowi?
-
Nie uprzedziłeś, na co mają być gotowi, i chyba nieco obawiali się szarży na pozycje Bandytów, ale mniej lub bardziej ochoczo potwierdzili, że owszem, są zwarci i gotowi.
-
– Świetnie. Nasz głównodowodzący w Londynie chciał mieć pewność, że zespół jest przygotowany przed wieczorem. Ostrzegam, że teraz nie ma już odwrotu. Idę powiadomić, że wyruszamy.
Jak powiedział, tak zrobił. Miał mu przecież dać znać, jak już skompletuje oddział. Teraz będzie zabawnie. Zobaczy ile ludzi mu wyprowadza z bazy na misję, która może zakończyć się tragicznie. Ale hej, sam się o to prosił. Oddział specjalny, którego był członkiem, nie mówił nic o przeżywalności szarych osobników. -
//Sprawdziłem stare wiadomości i pozwolił ci zabrać ze sobą łącznie jedenastu ludzi, wyłącznie szeregowych i podoficerów.//
Dotarłeś tam bez trudu, a dzięki temu, że wałęsałeś się tu już tyle razy nikt nawet nie miał zamiaru cię zatrzymać.
- Zakładam, że drużyna gotowa? - zagadnął cię oficer, gdy tylko wszedłeś do środka, odkładając do popielniczki spalone do połowy cygaro.