Warszawa
-
-
-
Kuba1001
Killer:
Haczyk jest teki, że “tamte rzeczy” to właśnie łup z przeszukania całej apteki. Sądziłeś, że ktoś zostawił Ci je przed wejściem, na dobry start?
Zohan:
Zablokowałeś przejście zbyt szczelnie, ale sądząc po przebijających się do środka łapskach i widocznych przez szczeliny twarzach przynajmniej tuzin, może więcej. -
-
-
Kuba1001
Killer:
Już byłeś przy drzwiach, kiedy zadziałał instynkt samozachowawczy i wróciłeś do budynku na dźwięk silnika samochodu. W sumie dobrze, bo po jakimś czasie pod aptekę zajechał obity blachami, drucianymi siatkami i kolcami van, z którego wysiedli najróżniej ubrani ocaleli, wszyscy uzbrojeni w jakąś broń białą i palną, głównie noże, pałki obite kolcami i metalem, młoty, klucze francuskie i inne oraz siekiery, ewentualnie też rewolwery, pistolety i obrzyny, jeden miał nawet karabinek szturmowy, a drugi strzelbę.
Zohan:
Było zaplecze, ciemne, mroczne, pełne zagrożeń i do tej pory niesprawdzone przez Ciebie. -
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Killer:
Zastrzeliłeś jednego, pozostali również nie próżnowali i ci, którzy broni palnej nie mieli, schowali się w ruinach bądź za samochodem, a reszta otworzyła ogień z rewolwerów, pistoletów, strzelby i karabinka.
Zohan:
Błądząc snopem światła po pomieszczeniu odnalazłeś jedne, w dodatku lekko uchylone. -
-
-
-
-
-
Kuba1001
Killer:
Strzelali dalej przez chwilę, mimo Twojego okrzyku, przerywając dopiero na czyjąś komendę.
‐ Było nie zaczynać. ‐ powiedział jeden, uzbrojony w karabinek, być może przywódca tej grupki lub wyprawy. ‐ Ani nie zabijać naszego człowieka.
Zohan:
Wyjścia miałeś właściwie tylko dwa, czyli ciasny zaułek w sam raz dla jednej osoby, lub szeroki pas ulicy, którym kiedyś dojeżdżały tu pewnie samochody dostawcze.