Warszawa
- 
- 
- 
- 
- 
- 
- 
- 
- 
 Kuba1001 Kuba1001Wiewiur: 
 //Chwiejnym i wolnym krokiem wkroczył do wnętrza izby, sprawdzając przez przeźroczyste szyby ze szkła, czy też tli się tam jasny płomień lub jakieś inne źródło światła.
 Easy.
 Tak w ogóle to wejście i sprawdzenie jak to wszystko wygląda, będąc już w środku, dobrym pomysłem nie jest.//
 Krzysiulka:
 Narzędzia, zaraz po jedzeniu, wodzie, broni i amunicji, były najczęściej rozchwytywanym towarem, także na znalezienie takowych są nader małe szanse.
 Sluzak:
 Z pewnego punktu widzenia wszystko może być bronią. A nieco mniej filozoficznie: Nic takiego nie znalazłeś.
 Bog:
 ‐ Yhym… Jesteś z Bandytów, nie?
- 
- 
- 
- 
 Kuba1001 Kuba1001Wiewiur: 
 //Ale jak to czytam, to nadal rozumiem to tak:
 Wchodzisz do budynku. Olewasz to, co jest w środku. Patrzysz się z wewnątrz przez okno, czy w środku jest jakieś światło. Coś jest nie na miejscu, ale jeszcze nie wiem co…//
 Bog:
 ‐ Dla Bandytów nie mamy litości, ścierwa.
 Krzysiulka:
 Nasłuchiwanie było zbędne, gdy zauważyłeś biegnącego z Twojej prawej jednego z nich.
- 
- 
- 
- 
- 
 Kuba1001 Kuba1001Sluzak: 
 Nie potrafisz zbytni chodzić po ścianach lub przebijać się przez mury, więc jedyna droga to prosto jak w mordę strzelił w kierunku większej ulicy.
 Krzysiulka:
 Sam jego pęd go zabił, gdy nabił się na miotłę niczym na włócznię, choć przy okazji złamał jej prowizoryczny grot.
 Bog:
 Nie zemdlała.
 ‐ Wszyscy tak mówią. I co? Niby mam Cię teraz wypuścić, żebyś wskazała swoim koleżkom, gdzie leży ten azyl?
 Wiewiur:
 //No, nareszcie.//
 Niestety nie, był dzień, więc zapalone światło, świeczka lub coś w tym guście jest raczej bez sensu.
- 
- 
 

 
  
  
 