Madagaskar
-
Wojownik_Orkow001
‐Robi się, sir.‐ Odpowiedział po angielsku, a przynajmniej próbował, z ochotą pokazać mu co taki ruski terrorysta może zrobić ale z oczywistych powodów się powstrzymał. Na ile mógł to wstał, wziął swój ekwipunek i oczekiwał swojej rundy na skok, gdy ta nadeszła skoczył na dół, mając nadzieje na chociaż trochę miękkie lądowanie. Na dole dokładnie przejrzał teren wziął swój pistolet odbezpieczając go i czekał na resztę oddziału ciągle pozostawiając czujnym.
-
-
Wojownik_Orkow001
‐Eto gdzie dokładnie mamy iść, Tovarish?‐ Zapytał się dowódcy oddziału, dokładnie badając teren. Jest za cicho, ale czy wogóle miało być głośno? Chwilowo miał znaleść miasto, na szczęscie to nie on był czujką oddziału. Nie interesowało go zadanie innych kompanów, on miał swoje do wykonania, znaczy chwilowo to jeszcze nie miał ale to najpewniej się zmieni wcześniej czy później.
-
Kuba1001
//Myślałem, że to Ty jesteś tym dowódcą, ale okej.//
‐ Rozkazy były jasne: Do najbliższej osady… Trzymać się razem, oczy i uszy szeroko otwarte. Idziemy wzdłuż plaży do tych świateł na horyzoncie, bo nie wiem jak Wy, ale ja nie chcę zostać pożarty przez jakieś cholerstwo z dżungli już na samym początku misji. -
Wojownik_Orkow001
//W sumie to zapomniałem dodać kto jaką ma rolę w oddziale, mój błąd. Moja postać jest gościem który tak jakby zajmuje się wszystkim ale w niczym się nie specjalizuje a że ma pseudonim Alpha‐4 znaczy że jest 4 w hierarchii//
‐A więc prowadź‐ Odpowiedział, dajać znak pistoletem. Podążał za oddziałem wciąż trzymając przygotowany wspomnianą brón w rękach, z palcem prawie na spuście. Dżungla zdobyła jego interesowanie, nigdy wcześniej nie był w takim miejscu ale słyszał co nieco, głównie o chorobach i wszelkiego rodzaju wężach ale zawsze coś. Nie powinno tu być szwendaczy ale to nie to było tu zagrożeniem, przynajmniej to mu powiedziel tak więc co jest? Na szczęscie po chwili przestawał o tym myśleć. -
-
-
Kuba1001
Dostaliście się tam nad ranem, gdy wciąż nie było jasno, bardziej szaro. Jak mogliście się przyjrzeć, było to spore skupisko ludności, nie tylko rodzimej, ale i uciekinierów z państw afrykańskich, gdzie nie dostrzegliście wiele bloków, choć faktycznie były, królowały tu za to domki z drewna i blachy, a dalej zwykłe slumsy sklecone z tego, co było pod ręką. Poza tym znajdował się tu spory basen portowy z magazynami, dźwigami załadunkowymi i całą resztą infrastruktury typowej dla tego miejsca. Cumowało tam kilka statków, niewielkich, wykonujących pewnie jakieś lokalne kursy z ładunkami czy pasażerami. Całość otaczały zasieki z drutu kolczastego, palisada i wieżyczki strażnicze, z czego na każdej był uzbrojony strażnik, na co trzeciej reflektor, a na co piątej ręczny karabin maszynowy.
-
-
Kuba1001
Jeśli tak, to dobrze się maskuje, może nawet jako jeden ze strażników. Ale nie zanosi się na to, skoro gdy tylko Was zobaczyli, wszyscy wycelowali w Was swoją broń, co nie należy do zbyt przyjaznych gestów.
‐ Kim jesteście, jak się tu dostaliście i czego chcecie? ‐ wydarł się do Was jeden z nich, stojący na jednej z wieżyczek strażniczych. -
-
-
-
-
-
Kuba1001
Trochę Wam to zajęło, a bar wciąż był zamknięty, kiedy pojawił się jakiś mężczyzna. Nigdy nie uznałbyś go za żołnierza i agenta Z‐Com, Waszego łącznika. Był dobrze zbudowanym, opalonym mężczyzną w krótkich spodenkach, sandałach, okularach przeciwsłonecznych i rozpiętej hawajskiej koszuli. Ale to musiał być on, skoro wymienił hasła z dowódcą, a ten poszedł za nim bez słowa.
‐ Amerykanie. ‐ skomentował pod nosem jednej z żołnierzy, kręcąc głową ze złością lub rozbawieniem, nie byłeś pewien. -
Wojownik_Orkow001
Kiwnął głową zgadzając się z jakimś żołnierzem, co jak co ale wygląda jak typowy Amerykanin numer 32, a przynajmniej dla niego. Popatrzył się na dowódcę oczekując rozkazu podążania za nim czy czegoś w tym rodzaju, nie wiedział czy chcą prywatnie porozmawiać czy może ten łącznik ma zamiar przedstawić im sytuacje na wyspie.
-
-
-
Kuba1001
Tego nie dane było Ci się dowiedzieć, a przynajmniej nie teraz. Zatrzymaliście się pod skromną chatą z drewna i liści palmowych na dachu, do której wszedł jedynie Wasz informator i dowódca. Spędzili tam dobre dwie godziny, ale gdy ten pierwszy wyszedł, machając Wam na pożegnanie, dowódca zaprosił Was do środka, abyście mogli odebrać broń i wziąć udział w naradzie.