Madagaskar
-
-Zgoda, ale żeby odpowiedzieć na to pytanie muszę zadać jedno, ile przybyłu tu grup najemników?
-
- Jedna. - odmruknął, wyraźnie zirytowany tym, że niepotrzebnie przeciągasz rozmowę. - To w końcu Wasi ludzie czy nie?
-
-Zgadza się, ale nie działamy w sposób zorganizowany.
-
- To znaczy? Razem przybyliście, ale tutaj Wasze drogi się rozeszły?
-
-Dokładnie, razem podróżujemy ale na miejscu każdy szuka czegoś dla siebie.
-
- Powiedzmy, że taka odpowiedź mnie teraz satysfakcjonuje, ale i tak wszystko sprawdzę. A przechodząc do zleceń: Mamy tutaj głównie kilka typów zadań. Pracujący dla nas najdłużej najemnicy, którzy znają ludzi, miasto, zwyczaje i są członkami wspólnoty, patrolują ulice i nadbrzeże. Innym pozostają wyprawy do dżungli lub ochrona statków handlowych i kutrów rybackich albo polowanie na piratów.
-
Zastanowił się na chwile ale doszedł do wniosku że jego partner najlepiej odnajdzie się na wodzie, nie w dżungli, zresztą on sam nie lubi takich klimatów.
-Co mogę wiedzieć na temat tych piratów? -
- Szumowiny, możecie ich zabić bez wahania, ale jeśli dostaniemy ich żywych, żeby móc uch publicznie powiesić, ludzie będą mogli odetchnąć z ulgą, a Wy dostaniecie więcej, niż za martwych. Wiem tyle, że jest ich sporo, szczegółów dowiecie się od kapitanów statków handlowych czy rybackich, którzy dali radę przeżyć spotkanie z nimi, albo naszych załóg polujących na te ścierwa.
-
-Zrozumiałem, pójdę porozmawiać z tymi kapitanami.- Zasalutował i udał się w stronę wyjścia.
-
A Twój kompan za Tobą, nie miał zbytnio co zostać tam sam na sam z tym bucem.
-
-Wracasz na morze czy coś. Zgaduje że masz doświadczenie z piratami?
- Rzekł do kompana próbując zainicjować rozmowę. -
- Ze zbuntowanymi załogami marynarki wojennej, ale to prawie to samo. Chociaż wątpię, żeby ci tutaj mieli tak dobry sprzęt, więc powinno być jeszcze łatwiej.
-
-To idealnie.- Odpowiedział po czym rozejrzał się po porcie szukając kapitanów statków.
-
Żadni nie chodzili po nadbrzeżu, pewnie dlatego, że mieli ważniejsze sprawy na głowie albo nie chcieli zostać przypadkowo dźgnięci, okradzeni czy pobici, więc chyba będzie musieli pofatygować się na jakąś jednostkę.
//Chodzi Ci o kapitanów lokalnych okrętów zwalczających piratów czy statków rybackich albo handlowych?// -
//Jako że nie mam informacji o kapitanach specjalizujących się w zwalczaniu piratów to tylko rybackich czy handlowych//
-Dobra Jurij, nie będę ukrywał, w portach to bywam i bywałem rzadko tak więc nie mam pojęcia gdzie szukać tych jebanych kapitanów, tak więc prowadź jako że napewno wiesz lepiej.- Zaproponował swojemu towarzyszowi. -
//Możesz się po te informacje wrócić. Albo pogadać z którymś z nich osobiście. Zmieniasz decyzję czy pozostajesz przy swoim? Ja z góry mówię, że mi to obojętne, bo zaplanowany wątek zrealizuję bez problemu w każdym wypadku.//
-
//Pozostaje przy swoim.//
-
- Z tego co wiem, to sami kapitanowie rzadko kiedy schodzą na ląd. Większe ryzyko, że ktoś ich zastrzeli albo da w mordę, pewnie pełno tu podejrzanych typków. Dlatego szukać ich można tylko na ich statkach, ale to trochę jak gra w ruletkę, bo jedni przyjmą nas z otwartymi ramionami, a inni każą spadać, bo wleźliśmy bez pozwolenia. Czyli albo liczymy na szczęście, albo szukamy jakieś portowej knajpy. Tam kapitana nie będzie, ale może trafić się jakiś oficer, inny najemnik albo po prostu marynarz, których można będzie wypytać i poprosić, żeby zaprowadził nas do kapitana.
-
-Lepsze to niż nic.- powiedział swojemu kompanowi po czym poszukał jakiejś portowej knajpy.
-
Jemu każda z opcji wydawała się równie dobra, a ta z knajpą nawet bardziej rozrywkowa. Szybko znaleźliście jakąś podrzędną budę, która kiedyś mogła mieć nazwę, teraz jej szyld zniknął, poszczególne litery zostały rozkradzione, uszkodzone, sprzedane czy zdjęte, gdy zabrakło ich, aby ułożyć sensowne słowo. W środku było niewiele lepiej: Meble były stare, obdrapane z lakieru, brudne, czasem wielokrotnie naprawiane. Niektóre wyglądały tak, jakby miały rozpaść się pod pierwszym klientem, który warzył więcej, niż przeciętny człowiek. Bar, a także stojąca za nim półka pełna alkoholi, nie sprawiały lepszego wrażenia. Barmanem był tu staruch o wyłupionym oku, którego nie krył za przepaską, ale jakby obnosił się z tym z dumą, i resztkami siwego zarostu na twarzy. Poza nimi i Wami, w środku znajdowało się tylko kilku marynarzy, pewnie pogrobowców ostatniej imprezy, gorzelnię czuć było od nich już przy wejściu, a teraz spali smacznie, często w dziwnych pozach.