Madagaskar
-
//Jako że nie mam informacji o kapitanach specjalizujących się w zwalczaniu piratów to tylko rybackich czy handlowych//
-Dobra Jurij, nie będę ukrywał, w portach to bywam i bywałem rzadko tak więc nie mam pojęcia gdzie szukać tych jebanych kapitanów, tak więc prowadź jako że napewno wiesz lepiej.- Zaproponował swojemu towarzyszowi. -
//Możesz się po te informacje wrócić. Albo pogadać z którymś z nich osobiście. Zmieniasz decyzję czy pozostajesz przy swoim? Ja z góry mówię, że mi to obojętne, bo zaplanowany wątek zrealizuję bez problemu w każdym wypadku.//
-
//Pozostaje przy swoim.//
-
- Z tego co wiem, to sami kapitanowie rzadko kiedy schodzą na ląd. Większe ryzyko, że ktoś ich zastrzeli albo da w mordę, pewnie pełno tu podejrzanych typków. Dlatego szukać ich można tylko na ich statkach, ale to trochę jak gra w ruletkę, bo jedni przyjmą nas z otwartymi ramionami, a inni każą spadać, bo wleźliśmy bez pozwolenia. Czyli albo liczymy na szczęście, albo szukamy jakieś portowej knajpy. Tam kapitana nie będzie, ale może trafić się jakiś oficer, inny najemnik albo po prostu marynarz, których można będzie wypytać i poprosić, żeby zaprowadził nas do kapitana.
-
-Lepsze to niż nic.- powiedział swojemu kompanowi po czym poszukał jakiejś portowej knajpy.
-
Jemu każda z opcji wydawała się równie dobra, a ta z knajpą nawet bardziej rozrywkowa. Szybko znaleźliście jakąś podrzędną budę, która kiedyś mogła mieć nazwę, teraz jej szyld zniknął, poszczególne litery zostały rozkradzione, uszkodzone, sprzedane czy zdjęte, gdy zabrakło ich, aby ułożyć sensowne słowo. W środku było niewiele lepiej: Meble były stare, obdrapane z lakieru, brudne, czasem wielokrotnie naprawiane. Niektóre wyglądały tak, jakby miały rozpaść się pod pierwszym klientem, który warzył więcej, niż przeciętny człowiek. Bar, a także stojąca za nim półka pełna alkoholi, nie sprawiały lepszego wrażenia. Barmanem był tu staruch o wyłupionym oku, którego nie krył za przepaską, ale jakby obnosił się z tym z dumą, i resztkami siwego zarostu na twarzy. Poza nimi i Wami, w środku znajdowało się tylko kilku marynarzy, pewnie pogrobowców ostatniej imprezy, gorzelnię czuć było od nich już przy wejściu, a teraz spali smacznie, często w dziwnych pozach.
-
Podszedł do barmana i przywitał się z nich. Znająć takie miejsca szybko może dojść do bójki, tak więc wybierał słowa ostrożnie.
-
//To może jakieś konkretne słowa? Wiesz, jakiś dialog?//
-
-Witaj, nazywam się Maxim i coś podejrzewam że będę tu dość długo.- Powiedział po czym wyciągnął w stronę barmana rękę.
-
Nie przywykł chyba do takich powitań, ale bez słowa podał Ci swoją sękatą, spracowaną ręką, pozbawioną jednego palca.
- Co podać? -
-A co macie do zaoferowania?- Zapytał po czym spojrzał na półkę za nim.
-
- Rum, grog, różny samogon, jakieś piwo i inne takie. - odparł dość oględnie, być może sam nie był pewien tego, co znajdowało się w tamtych butelkach.
-
Kiwnął głową po czym zastanowił się czym może zapłacić.
-
Czymś, co ma wartość. Możliwe, że honorowali tutaj jeszcze jakieś pieniądze sprzed apokalipsy, ale to bardzo wątpliwe, najlepiej postawić na uniwersalne środki płatnicze: Broń, amunicję, wodę, żywność, leki i tym podobne.
-
-Ile za jakieś piwo? Dawno nie miałem możliwości sobie wypić.- Mimo że nie chętnie to Maxim zdecydował się zamówić sobie alkohol, trochę szkoda amunicji czy granatu, no ale trudno. Ciekawe tylko czy zalicza się to pod picie na służbie.
-
Musieliście się uwiarygodnić jako najemnicy, wypicie jednej czy dwóch kolejek jest więc koniecznością.
- Zależy. Mamy różne piwo. Najtańsze za dwie pestki, najdroższe za osiem. Za kufel. -
-Dwa kufle piwa za cztery pestki jak masz.- Powiedział po czym wyjął magazynek a z niego naboje.
-
Barman przyjrzał się podejrzliwie amunicji i nadgryzł jeden z naboi.
- Rosyjskie? - zapytał, ale nie oczekiwał chyba odpowiedzi, bo od razu nalał trunku do kufli i postawił je na ladzie. -
Rosjanie na na Madagaskarze zdają się nie być codzienną atrakcją z tego co widać. Ale dobra, trzeba się przekonać jaki mają alkohol. Gestem zaprosił towarzysza by podszedł (chyba że już tam był) i podał mu jeden kufel z piwem, sam schował magazynek i zabrał się za swojego kufla.
-
Dosiadł się obok i pociągnął łyk z kufla. Minę miał nietęgą, a gdy Ty wziąłeś pierwszy łyk, od razu zrozumiałeś dlaczego: Nie, nie były to szczyny, którymi powinieneś zaraz splunąć, najlepiej na barmana, ale i tak wypiłeś wiele lepszych piw, to zaś, nie dość, że takie sobie, było wyraźnie rozwodnione.