— To zrobimy to tak: Ja się wychylę, pogadam z nimi i w najlepszym wypadku pojedziemy dalej zaopatrzeni w lokalne pamiątki. Jak zaczną do mnie strzelać, to wtedy do akcji wkraczasz ty i robisz z nich ser szwajcarski, dobra — Zaproponował entuzjastycznie, odkładając pistolet.
‐Byłeś wiernym towarzyszem i będę dobrze cię wspominać. ‐ Pochwycił w drugą dłoń jego pistolet. ‐ A teraz idź i nie żałuj swojego życia, ani decyzji, jakie w nim podjąłeś.
— Żałowałem przed śmiercią, po śmierci też będę żałować. Na jedno wychodzi! — Zaśmiał się i powoli sięgnął do klapy na górze przyczepy. Uchylił ją lekko i krzyknął: — Nie strzelać! Nie szukamy kłopotów! —
— Ykhm, już, już… — Oleżka mruknął niepewnie i stuknął nogą w sufit przyczepy, mając nadzieję, iż jego towarzysz coś wymyśli. Sam zaczął się powoli wygromalać na górę, udając jakoby zakneblował nogę na czymś wewnątrz.
Westchnął, a następnie dosyć cicho rzucił towarzyszowi słowa otuchy.
‐Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Spróbuj się handlować z nimi. Większość z nich tylko wygląda na twardzieli, a tak na serio to chcą przeżyć jak my.