Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
Rick na pewno należał do tych dobrych oraz samych swoich, a reszta… cóż, nawet ich nie poznałaś, nie wiesz nic, poza tym, jak każdy z nich ma na imię.
I gówno mnie to obchodzi. Nawet nieszczególnie zwróciła uwagę na te imiona.
Twe rozmyślania zostały przerwane przez strzały gdzieś w oddali, którym odpowiedziały inne.
Przewróciła się na brzuch i widocznie spięła. Nie panikowała, nasłuchiwała skąd to dochodzi.
Gdzieś z centrum, czyli na zachód od Twojej obecnej pozycji.
Wobec tego pomyślała, jak daleko padają strzały.
Ciężko było to określić dokładnie, ale na pewno ze sto, dwieście metrów dalej.
Przemknęła pod ścianę sklepu. Nie miała powodu, żeby włączać się w strzelaninę.
No cóż, skoro nie, to pozostaje liczyć, że strzelanina się nie przybliży.
To raczej nie jest konkurs strzelniczy, wątpliwe, by robili to dla jaj. Pojedynek, naparzanka, czy polowanie? Roxi pomyślała nad tym przez chwilę, po czym gwizdnęła na Rico.
Ten był tuż obok Ciebie, a teraz usiadł na ziemi i zaczął się w Ciebie wpatrywać.
‐ Wysrałeś się, nie? Więc możemy chyba iść do środka.
Nie odpowiedział, ale pewnie oberwanie kulką w łeb też mu się nie uśmiecha.
Wobec tego poszła i przytrzymała psu drzwi.
A on wszedł do środka.
Weszła za nim i usiadła sobie na ziemi pod ścianą.
‐ Co tak szybko? ‐ spytał Rick, pomiędzy jednym kęsem konserwy, a drugim.
‐ Rico nie lubi jak w pobliżu strzelają. ‐ pogłaskała psa po głowie i podrapała go za uchem.
‐ Strzelają? ‐ spytał zdziwiony. ‐ Kto? Gdzie? Kiedy?
‐ Teraz, niedaleko. Skąd mam wiedzieć kto? Nie mam ochoty skończyć nafaszerowana śrutem jak kaczka.