Wciąż obserwując goblinkę odpowiedziałem marynarzowi:
- Ano, znam kilka. Rzadko kiedy je grałem, ale szybko nauczę się ich lepiej.
Zacząłem grać
Wciąż obserwując goblinkę odpowiedziałem marynarzowi:
- Ano, znam kilka. Rzadko kiedy je grałem, ale szybko nauczę się ich lepiej.
Zacząłem grać
Więc udałem się do głównej bramy mając nadzieję, że trafię na miejsce i jakimś cudem spotkam tamtych krasnoludów.
- Dobra, wyręczę cię.
Wyciągnąłem lutnię i usiadłem w pierwszym lepszym miejscu na statku, tak aby dobrze widzieć goblinkę. Grałem urywane kawałki, ćwiczyłem.
- W takim razie wkrótce wrócę, o ile ich znajdę.
Tylko jak do cholery mam ich znaleźć?
- To chyba nie robota dla mnie. Pewnie bym zasnął po kilku minutach warty.
- Być może spróbuje tu przyjść z powrotem. Niektórzy dla pieniędzy zrobią wszystko.
- Jednakże nie mam żadnych dowodów, a oni mają. I to w postaci martwego kompana, zabitego przez wampira
Trójeczka
- Coś w tym jest.
- Szybko sobie poradziłeś.
//bitki nie było przecież//
A może uwierzyliby krasnoludom, których spotkałem po wyjściu z kopalni? Tylko trzeba ich znaleźć, co może być trudne.
- A uwierzycie krasnoludom, którzy również to widzieli?
//ja nie mam nic do dodania//
Widać, że rozmowni to oni nie są.
- Widziałem mnóstwo szkieletów w kopalni, którą oczyszczałem z burgundów, a potem podczas uciekania spotkałem krasnoludy walczące z nimi i jeszcze jakimś wampierzem, więc mam świadków, choć nie wiem gdzie są obecnie. Jest jeszcze kilka szczegółów.
Odetchnąłem i zdałem sobie sprawę, że to brzmi jak historyjka opowiadana przez wędrownego bajarza.
Pewnie mnie nie przepuszczą, ale czemu by nie spróbować?
- Mam ważną wiadomość, którą władze mogą się nieźle zainteresować… O ile mnie przepuścicie. Od tej wiadomości może zależeć czy będziecie tu za rok stali pod budynkiem władz miejskich, czy ruinami.
Zapewne i tutaj będą mieli moje wiadomości w czterech literach, ale co poradzić? Poszedłem w stronę halabardników przygotowując się na opcjonalne pytania odnośnie mnie.
Jednak odłożyłem lutnię, straciłem ochotę do grania a i do czego nie było grać. Poszedłem za moim kompanem “odprowadzającym” goblinkę do portu. Co miałem innego robić? Czasami warto plątać się pod nogami, ciekawych rzeczy można się dowiedzieć.
Udałem się w stronę budynku miejskich władz. Jeśli i tam nie uwierzą, zwyczajnie oleję ich wszystkich. To nie mój problem w końcu, nie będę biegał cały dzień i noc. Chociaż gdybym ja usłyszał taką historię od kogoś innego, raczej też bym zaśmiał się.