Ledwo wyraz twarzy Jeremy’ego przekształcił się z godnej pochwały determinacji w zmęczenie, a już został zastąpiony przez niepokój, gdy tylko do wampira dotarły krzyki Filipa. Przyglądając się setkom różnych rozwiązań w przeciągu sekundy, rzucił się do akcji, zanim w jego głowie uformował się jeszcze w pełni jakikolwiek plan - ręka mężczyzny wystrzeliła nagle w kierunku ust Filipa, starając się złapać go za język i powstrzymując go od zamknięcia ust. Nie zwracając zbytniej uwagi na stan swoich gryzionych palców, rozejrzał się nerwowo po okolicy, sprawdzając, czy zastępca kapitana zdążył oddalić się wystarczająco daleko, nim dotarły do niego okrzyki młodzika.
-Um, co? - obrócił się do Stonka, dopiero teraz rejestrując fakt, że ten się odezwał - Oh, ta, jasne. Weź, zabierzemy go tylko najpierw z koszar, zanim coś jeszcze odpierdoli.
Mówiąc to zaczął już iść w kierunku bramy, ciągnąc za sobą młodego za język, szukając wolną ręką papierosa w swojej torbie.

WikuniaAndyjska
Posty
-
Koszary Straży Miejskiej -
Koszary Straży MiejskiejPostura Jeremy’ego rozlóźniła się natychmiastowo po tym, jak Mściwoj się obrócił tylko po to, by wrócić do stania na baczność, kiedy ten groził strażnikom palcem. Po raz kolejny dokonał bolesnego zderzenie swojej dłoni z czołem.
- Ta jest, sir, zajmiemy się tym, sir! - wyrzucił z siebie i, by dać zastępcy jeszcze jeden pokaz swej pracowitości, od razu rzucił się do trzymania Filipa pod ramieniem, człapiąc swym ikonicznym rześkim krokiem ku bramie wyjściowej koszar.
Tak szybko, jak twarz mężczyzny znalazła się poza polem widzenia swojego przełożonego, pojawiły się na niej wszelkie oznaki zmęczenia, jakie wywołało na nim odgrywanie posłusznego strażnika. Czuł potrzebę znalezienia się poza koszarami tak szybko, jak to tylko możliwe, by móc spokojnie zapalić i przedyskutować dalszy plan działania ze Stonkiem. -
Koszary Straży MiejskiejEnergicznie kiwnął głową na słowa swego towarzysza.
- Sir, że tak powiem, łańcuch jest tylko tak silny jak, bez obrazy Szeregowy, jego najsłebsze ogniwo. Wysłanie go na samemu wartę w takim stanie byłoby zagrożeniem nie tylko dla niego samego, ale całego miasta. Naprawdę, ja i Stonko bylibyśmy bardziej niż szczęśliwi, by tutaj Panu pomóc, sir - powiedział, stale utrzymując idealnie wyprostowaną postawę wraz z salutem. Jego wzrok, jak zazwyczaj w czasie rozmów z przełożonym, skupiony był nie tyle na Mściwoju, co przestrzeni gdzieś na lewo od jego głowy, coby nie spotkać przypadkiem oczu zastępcy kapitana. -
Koszary Straży MiejskiejSkorzystał z faktu, że i tak musiał dopalić papierosa przed podejściem do Mściwoja, by dopracować w głowie plan. W sumie nad propozycją Stonka nie było co się nawet zastanawiać - dobry strażnik i zły strażnik jest w końcu klasykiem z pewnego powodu. Problem polegał bardziej na tym, że Jeremy wyglądał mniej na dobrego strażnika, a bardziej na bardzo smutnego niewyspanego strażnika, więc wejście w rolę zajęło mu trochę czasu. Przejechał przez włosy ręką, splunął trochę na napierśnik i otrzepał porządnie uniform, zanim dokończył fajkę i dodał ją do jednej z dziesiątek leżących pod murem wypalonych stert.
- Dobra, wiesz co robić Posterunkowy - kiwnął Stonkowi głową po czym zaczął człapać do przodu żwawym, pewnym siebie krokiem. Zatrzymał się dopiero przed Mściwojem, uderzając wpierw bokiem prawej stopy o lewą, by zdobyć jego uwagę, a potem boleśnie dłonią o czołu w najporządniejszym salucie, na jaki było go stać - Sir, czy jest jakiś problem z Posterunkowym Filipem, sir? -
Koszary Straży MiejskiejPomyśleć by można, że widok ten nie był najlepszym znakiem dla wampira, który szukał kapitana właśnie w celu ogłoszenia, że zamierza iść z Posterunkowym Stonko do karczmy, zanim zacznie się zmiana nocna. Nie dość, że Mściwoj był znacznie wyżej w hierarchii od Jeremy’ego, to był dość porządnie wkurzony, co zmniejszało szanse powodzenia misji “uchlać ghula” jeszcze bardziej. Jednak, przeszkody takie, jak te, nie stanowiły w cale tak dużego wyzwania dla doświadczonych markierantów Złotobrzeskiej straży nocnej. Ba, bajerowanie wyższych rangą było umiejętnością podstawową dla osób planujących zostać w wygodnej pozycji posterunkowego lub sierżanta na zawsze, a przez lata wprawy Jeremy i Stonko stali się w sztuce tej dość utalentowani.
- To jak, na co bierzemy go tym razem? - spytał szeptem nachylając się lekko w bok, by być bliżej uszu ghula - Osobiście jestem wielkim fanem “oh, panie kapitanie, proszę pozwolić nam odprowadzić młodego do domu”, ale jestem otwarty na sugestie." -
CzatJestem chronically online, na mnie czekać długo nie trzeba
-
CzatBoję się tylko, że Kubie tętniak wyskoczy, jeśli po tym, jak dostał potwierdzenie, że nikt już do napadu nie dołączy, dołączyły znikąd nagle aż dwie osoby (co prawda, po przeciwnej stronie, ale wciąż)
-
CzatSzczerze ostatnio też myślałam nad zrobieniem w końci tutaj postaci (jakiś rok+ po dołączeniu do grupy), ale trochę się z tym spóźniłam i nie jestem pewna, czy mogę się wam do napadu jeszcze wepchnąc (chociażby właśnie jako bohater który lekko spóźniony stara się zrobić damage control)
-
Koszary Straży MiejskiejWłożył papierosa z powrotem do ust zastanawiając się nad propozycją swego towarzysza. No, niby przyszedł tutaj, żeby właśnie nie skończyć w karczmie użalając się nad samym sobą, ale miał wrażenie, że pójście do przybytku z Stonkiem było w jakimś stopniu bezpieczniejsze. Jeremy wiedział (a przynajmniej miał nadzieję), że jego partner powstrzyma go od depresyjnego grania pieśni romantycznych w kącie czy mówienia nieznajomym z łzami w oczach o swoich problemach związkowych.
- W sumie czemu nie, możemy iść - zdecydował w końcu i zaczął rozglądać się za kimś, komu mógłby zgłosić, że opuszcza koszary. Nie było to wymagane, zważywszy na to, że jego zmiana oficjalnie się nie zaczęła, ale z tym nowym komendantem to wszystko było niepewne i wolał nie mieć potem problemów. -
Koszary Straży MiejskiejSkinął głową na zgodę. Miał wrażenie, że leżenie całym dniem w stercie liści było dosyć dziwne nie ważne, czy robiłeś to z kolegą, czy samemu, jednak nie chciał tego wypominać Stonkowi. Kwestia różnic kulturowych. Ghul nigdy nie oceniał go za hobbistyczne wiszenie do góry nogami ani spanie w trumnie (a przynajmniej nie robił tego na tyle głośno, żeby było go słyszeć), więc czemu Jeremy miałby odpłacać mu się osądzaniem?
- Mogę - rzucił krótką, niezobowiązującą odpowiedź, wciąż nie patrząc na Stonka - A nad czym sobie tak kompletujesz, Posterunkowy, jeśli spytać mogę?
Przez cały czas nie dał po sobie znać, że usłyszał, jak jego partner bierze łyka z manierki na terenie miejsca pracy. Umiejętność Jeremy’ego do ignorowania przewinień swych współpracowników była nie do pokonania nawet wśród najstarszych stażem członków straży miejskiej. -
Koszary Straży MiejskiejJeremy wzdrygnął się lekko i już zaczął sięgać do pasa po swój dzwonek ręczny (jak można przypuszczać, by wezwać wsparcie), kiedy zdał sobie sprawę, że to nie żadna atakująca bestia, tylko zniekształcony ludożerczy ghul leżący w stercie liści.
- Kurwa mać Posterunkowy, jeszcze chwila a o mało bym was potraktował pałką - powiedział mimo tego, że pałka znajdowała się po przeciwnej stronie niż ta, do której sięgał ręką. Na czas rozmowy przeniósł palonego papierosa z ust do ręki, ale nie podał go proszącemu o bucha przyjacielowi. Ba, nawet nie dał po sobie znać, że zauważył wykonywany przez Stonka gest, odwracając wzrok w innym kierunku w podobny sposób, jak wtedy, gdy ktoś popełnia przy nim przestępstwo kilka minut (albo godzin) przed fajrantem - To nie tak, że nie mam co robić, Posterunkowy. Mam bardzo bogate życie towarzyskie, tak się składa. Po prostu żem uznał, że ktoś powinien tutaj przyjść i poduczyć trochę młodziaków, jak to się macha halabardą, o - jego głos zdradzał, że sam nie wierzył w swoje słowa, ale nie chciał otwarcie powiedzieć, że nie miał żadnych planów od dnia, w którym wyrzuciła go żona - A ty? Jakieś plany? W sensie, poza leżeniem w liściach? -
Koszary Straży MiejskiejOsłonięty od pewnej śmierci przez kapelusz i cień rzucany przez jeden z budynków oraz otoczony przez stertę wypalonych i zdeptanych przez lata petów, Jeremy zajął swoje ulubione miejsce pod murem - w lokacji specyficznie wybranej, by nie być widzianym z okna komendanta - i zapalił któregoś już dzisiaj z kolei papierosa, obserwując w ciszy masakrujących bezbronne słomiane manekiny strażników. Zasadniczo obecność jego i Stonka nie była tutaj oczekiwana przez jeszcze kilka godzin, kiedy to mieli wstawić się i zameldować początek nocnego obchodu, ale w życiu Jeremy’ego działo się poza pracą dosyć mało, a ściemnianie na placu treningowym było nie gorszym sposobem marnowania czasu, niż siedzenie w karczmie i rozpaczanie znowu nad tym jak potraktowała go żona, więc co mu to szkodzi. Oparty o mur, zaczął wypatrywać wzrokiem swego nieumarłego kompana, chcąc zaprosić go do wzięcia udziału w jego krótkiej nieregulaminowej przerwie.
-
Karta PostaciImię: Jak na porządnego wampira przystało, nalega, iż jego lista imion jest niezmiernie długa i możnaby nią zapisać niejedną księgę, jednak nawet w mieście tak bogatym jak Złotobrzeg nie starczyłoby na to atramentu, więc, ku swojemu niezadowoleniu, w wszelkich dokumentach widnieje po prostu jako Jeremy.
Nazwisko: Alidieu po jednym z byłych mężów.
Pseudonim: O ile osoby ignorujące jego długą listę imion i nazywające go Jeremy’m są wkurzające, to wśród mieszkańców miasta istnieje jeszcze bardziej nieznośny chów ludzi nazywający go Jerry’m (co gorsze, większość z nich to jego przyjaciele po fachu, jakież to potworne jest jego szczęście do ludzi).
Rasa: Wampir.
Płeć: Genotypowo to mężczyzna, psychicznie niezbyt go to obchodzi.
Wiek: Z tysiak conajmniej, ale większość pewnie przespał w trumnie albo płacząc w wannie, więc nie jest pewien, czy się liczy.
Cechy rasowe: Wampiry to długowieczne nieumarłe istoty żywiące się krwią i cechujące się awersją do światła słonecznego (co może mieć jakiś związek z faktem, iż w kontakcie z nim zmieniają się w proch, choć hipoteza ta nie została jeszcze potwierdzona). Ponadto, Jerry identyfikuje się jako jeden z tych “klasycznych” wampirów, więc ograniczają go pewne starodawne zasady, takie jak:- nie może wejść do jakiegokolwiek budynku nieproszonym (oryginalnie zasada dotyczyła tylko domów, jednak to niejednokrotnie doprowadziło do niezwykle pedantycznych dyskusji na temat tego, co można, a czego nie można, liczyć jako dom, a więc, mając na myśli swoje zdrowie psychiczne, Jerry rozszerzył swoje zasady do wszelkiego budynku należącego do żywej osoby);
- nie może świadomie przekroczyć jakiegokolwiek zbiornika bieżącej wody (z czego słowem kluczowym jest tutaj “świadomie”; Jerry jest wielkim fanem tak zwanej “wampirzej ruletki”, w której ukrywa swoją trumnę wśród towaru w porcie i zostaje wysłany do innego miasta będąc w stanie głębokiego snu);
- nie może pić krwi osób chronionych przez czosnek lub święte symbole;
- umrze, jeśli jego serce przebije drewniany kołek (o ile poprzednie zasady to raczej kwestia honoru i wampirzej tradycji, ta wynika z tego, że większości osób dość ciężko żyje się z sercem przebitym drewnianym kołkiem).
Na szczęście, bycie wampirem ma także wiele plusów, na przykład:
- czasami, jeśli ma akurat dużo szczęścia i odpowiednio się rozgrzeje, może zamienić się tymczasowo w nietoperza (okazjonalnie zdarza się nawet, że jako nietoperz udaje mu się wzbić w powietrze i spadać w kontrolowany sposób, co bardziej nieuważni z obserwujących mogą pomylić za lot);
- jest nie najgorszy w sztuce wampirzej hipnozy, ale kwestie moralne oraz lokalne prawo nie pozwalają mu z niej zbyt często korzystać;
- nie ma odbicia w lustrze (co uznaje za zaletę, bo nie jest pewien, czy mógłby patrzeć na swoją twarz każdego poranka w łazience);
- faktycznie dość imponująca wampirza regeneracja pozwalająca mu odzyskiwać nawet całe odcięte kończyny, jeśli tylko napił się uprzednio wystarczająco dużo krwi.
Umiejętności: Jako dumny członek lokalnej straży miejskiej na zmianie nocnej, posiada on wiele niezwykle przydatnych zdolności. Przez długi lata pracy wyszkolił niemal do perfekcji człapanie żwawym krokiem, poruszając się zawsze na tyle szybko, żeby wyglądało, jakoby wykonywał swoją pracę jednak na tyle wolno, żeby nigdy faktycznie nie musieć ścierać się z żadnym przestępcą. Jego umiejętność podpierania plecami budynków i patrzenia zawsze w kierunku przeciwnym do dokonywanej zbrodni są także niczego sobie, choć do mistrzów mu jeszcze daleko. Księgę praw Złotej Doliny wykuł na pamięć, mniej w celu jej egzekwowania, a bardziej w celu oskarżania niewinnych o drobne przewinienia, gdy musi wyrobić miesięczną normę w ciągu dnia po kilku tygodniach nieustannego próżnowania.
Z nieco bardziej przydatnych umiejętności, zasadniczo nie najgorzej macha włócznią, choć jego styl walki zdecydowanie skupia się na przyjmowaniu ciosów, aż przeciwnik padnie ze zmęczenia, niż faktycznym cięciu ludzi (na co może sobie pozwolić, będąc wampirem i w ogóle). Dość dobrze gra na mandolinie oraz trąbce, okazjonalnie śpiewa i słucha się go raczej przyjemnie. Dużą część swojego dnia spędza w lokalnej karczmie, szlifując swoje umiejętności w środowisku publicznym. Dzięki temu, jak i swemu mocno niekonfliktowemu podejściu do przestępców, cieszy się raczej pozytywną opinią wśród mieszkańców miasta, co nie jest częste ani dla wampirów, ani dla członków straży miejskiej.
Wady: Nie czuł prawdziwego szczęścia od co najmniej pięciuset lat, wykonuje każdą czynność jakby od niechcenia, niemal czekając, aż w końcu ktoś przebije go tym drewnianym kołkiem, żeby mógł w końcu odpocząć. Wpływa to znacząco na jego wampirze moce, które, jak można zauważyć w sekcji o cechach rasowych, są zaledwie cieniem tego, czym były kiedyś. Zdrowie fizyczne Jerry’ego także nie jest w tak dobrym stanie jak dawniej, jego płuca zniszczone przez lata nałogowego palenia do tego stopnia, że nawet wrodzona wampirza regeneracja mu już nie pomaga, więc zaczyna charczeć i pluć na boki flegmą nawet po krótkiej chwili wysiłku (czego na szczęście nie doświadcza często jako stroniący od roboty członek straży). Najgorszą przypadłością Jerry’ego jest jednak jego obsesja romansem oraz absolutna bezsilność w oczach odrzucenia: wystarczy mu bardzo mało czasu, by się w kimś zauroczyć, a jego życie opisać można pokrótce jako serię tysięcy z góry skazanych na porażkę i trwających bardzo krótko romansów. Zdecydowanie nie pomaga tutaj fakt, że jego ostatnia żona, Dodrirra, 50 letnia krasnoludka z cudowną rudą brodą, nie tylko żyje w Złotobrzegu, ale jest też jednym z lokalnych rzeźników, więc widzą się oni niemal codziennie, stale rozdrapując stare rany.
Ekwipunek: Głównie typowe wyposażenie straży miejskiej z kilkoma własnymi drobiazgami i dodatkami:- z lekka zaniedbana i pokazująca ślady użytku pałka;
- strażnicza włócznia;
- lekka, polerowana kilka tygodni temu zbroja;
- standardowy uniform straży;
- zdobiony czarny parasol przeciwsłoneczny;
- szeroki kapelusz przeciwsłoneczny;
- odznaka straży nocnej;
- ręczny dzwonek;
- mandolina;
- trąbka;
- kilkudniowy (w jego przypadku jednodniowy) zapas własnoręcznie lepionych papierosów;
- zapałki;
- piersiówka z zapasem ludzkiej krwi z grawerowanym podpisem “w wypadku dekapitacji, wlej do ust”;
- po jednym szkicu każdego z jego poprzednich mężów i żon w różnych stanach rozkładu papieru;
- skórzana torba na ramię;
- 67 złotych monet.
Towarzysze: Tak jak wielu przede mną, mam zamiar zacząć z kolegą, w moim przypadku delikwentem imieniem Mihau (to jest, jeśli ten zostanie przyjęty do grupy i faktycznie zrobi postać).
O ile trudno nazwać ich przyjaciółmi, zazwyczaj posiada jakieś wsparcie innych członków straży: zarówno partnerów do patrolu jak i osoby, z którymi zna się tylko z widzenia. Na ogół nie narzeka na traktowanie, jednak po dojściu do władzy syna byłego komendanta doświadcza zdecydowanie więcej dyskryminacji niż wcześniej.
Specjalne uwagi: Dziewięciokrotny wdowiec. Jego ostatnia żona nawet nie wzięła z nim rozwodu - po prostu nie dała mu werbalnego pozwolenia, by wszedł z powrotem do domu. Aktualnie czeka, aż umrze ona śmiercią naturalną, żeby mógł wrócić po swoje rzeczy.
Należy on do grupy praktykującej jako tako wegetarianizm wśród wampirów: krew ludzką pije zazwyczaj za pozwoleniem, w małych ilościach i opłacając szczodrze swoją ofiarę. Robi to tylko jednak na specjalne okazje, na co dzień zadowalając się kaszanką ze zwierząt, okazjonalnie dopełniając swoją dietę krwią niedawno pogrzebanych. Posiłki takie są, oczywiście, dość mało sycące, więc musi jeść niemal równie często jak normalni ludzie.
Wygląd:
Mężczyzna o bardzo bladej skórze i widocznych na pierwszy rzut oka kłach, które jasno oznaczają go jako wampira. Ma on na twarzy coś, co wygląda na kilkudniowy zarost, mimo tego, że spędził conajmniej pięćdziesiąt lat próbując zapuścić brodę. Jego włosy są koloru zimnego blondu przechodzącego niemal w biel i nosi je on w taki sposób, że jego grzywka zawsze opada na jego prawe oko (co jest bardziej wynikiem braku chęci stałego poprawiania fryzury, niż wyborym estetycznym). Są one naturalnie z lekka falowane i gęste, jednak pokrywająca ja gruba warstwa tłuszczu oraz brak regularnych wizyt u fryzjera pozbawił je wszelkich atutów. Jego oczy (przynajmniej to jedne, którego nie zakrywa stale grzywka) dawniej koloru rubinu, teraz przypomina bardziej wybladłą czerwień. W czasie dnia zawsze nosi na głowie wspomniany w ekwipunku kapelusz przeciwsłoneczny dodatkowo osłaniając się parasolem w ramach dodatkowej ochrony. Zasadniczo nigdy nie ściąga swojego munduru straży, nosząc go nawet dniem, gdy nie pracuje. -
RheaKiss the Alderman nie umiała tańczyć. Oczywiście, nie miała zamiaru się do tego przyznać. Zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu szukając wzrokiem innych tańczących osób, by móc kopiować ich ruchy i udawać, że wie, co robi.
“Jasne, czemu nie” powiedziała wyciągając rękę do 5 Dollar Varghese Brush.
-
RheaTrzymała się dość blisko swojej lokatorki bojąc się, że jeśli się rozłączą, albo jej, albo Kiss, może stać się coś złego. Uważnie i nerwowo przyglądała się każdej osobie w pomieszczeniu, szybko skacząc z jednej na drugą i starając się nie zostać zauważonym.
“Ok, co robi się na takich balach maskowych? Powinniśmy porozmawiać z ich wodzem? Zacząć tańczyć?”
-
RheaZostała w tyle za swą lokatorką zastanawiając się ponownie, czy na pewno chce tam wejść. Co, jeśli 5 Dollar Varghese Brush jest już częścią tego spisku i stara się ją wciągnąć w jakąś pułapkę? Głupi dwulicowy rządowy agent. Pewnie zaplanowała to wszystko tylko po to, by się jej pozbyć. Mimo to Kiss the Alderman nie mogła zmusić się do zostawienia tutaj swej siostry samej. Co, jeśli jednak nie współpracuje z organizatorami tego balu i coś jej się stanie? Ktoś znajomy powinien jej pilnować, by nie popełniła żadnych głupich decyzji. Kiss the Alderman zerknęła jeszcze raz w kierunku osoby z złotą maską i ruszyła szybkim krokiem schodami w dół.
-
RheaCzy to nietypowe precyzować coś takiego przed wejściem na bal maskowy? Kiss the Alderman nie mogła być pewna, bo nigdy na żadnym nie była. Nazwanie ich członkami było zdecydowanie chociaż trochę podejrzane. O jakie chęci mu chodziło? Mózg Kiss the Alderman działał kilkaset razy szybciej, niż normalnie, łącząc nieznajomego z każdą znaną sobie teorią spiskową. Z każdym kolejną linią na tablicy korkowej w jej umyśle, bała się nieci bardziej wejścia do piwnicy.
“Członkami? Członkami czego? Czy ten bal jest organizowany przez jakiś kult? Kult ptasich masek z dwudziestego pierwszego wieku? Kult ptaków? Humanoidalni ptasi kosmici? Jajko. Jajka oznaczają nowe życie. Czy Rhea to ogromne jajko a ten kult czci to, co jest w środku?” Wszeptała w szybkiej sukcesji pytania prosto do ucha 5 Dollar Varghese Brush (a przynajmniej miejsca, gdzie ucho by było, gdyby nie maska).
-
RheaKiss the Alderman była niemalże pewna, że mogła po prostu odwiązać rękawy koszulki i ją przeprasować, by wróciła ona do normy, ale zanim zdązyła się odezwać, 5 Dollar Varghese Brush ruszyła już do przodu, postanowiła więc podążać za nią przyglądając się przy tym uważnie osobie w złotej masce.
-
RheaPatrzyła przez chwilę bez słowa na wejście do piwnicy. Zdecydowanie lokalizacja przyjęcie nie budziła zaufania. Czy większość organizacji przestępczych nie używa takich piwnic dla swoich spotkań? Poza tym, organizatorom nie szkoda było stracić na metalowych maskach, ale nie byli gotowi już wydać na lepszy lokal? Irracjonalny strach przed tajną organizacją komunistycznych ameb znowu opanował Kiss the Alderman.
“Bal maskowy w piwnicy? Jesteś pewna, że to miejsce jest bezpieczne?” Spytała się swej lokatorki. W jej głosie nie było słychać strachu, ale to nic dziwnego, bo rzadko są tam jakiekolwiek emocje. Jej język ciała wskazywał jednak bezpośrednio, że zaczyna wątpić, czy chce brać udział w wydarzeniu. Przyjęła pozycję za 5 Dollar Varghese Brush, jakby używała jej jako żywej tarczy.
-
RheaNie przejmowała się zbytnio reakcją przechodniów. W sumie to noszenie maski się jej trochę podobało. Nikt nie widział jej twarzy, więc, jeśli jakiś rządowy agent chciałby ją śledzić, byłoby mu pewnie trudniej. To znaczy, tak naprawdę nie, bo raczej łatwo odszukać w tłumie jedyną osobę z t-shirtem na twarzy, ale Kiss the Alderman nie wydawała się zdawać sobie z tego sprawy, więc była dość usatysfakcjonowana z swego przebrania.
“Jak daleko stąd jest ten cały bal?” Spytała 5 Dollar Varghese Brush, równając z nią krok.