Miasto Gilgasz.
-
-
-
-
Kuba1001
Rafix:
//Chodziło o pięć postaci, ale coś pomyliłem :V
Zresztą, teraz mam tu Vłądzia i jest pięć osób. I sześć postaci.//
Taczka:
‐ Gdzie tam. ‐ odparł i zgarnął złoto. ‐ Syf, szczury, bród i wszy, nikt tu nie chce mieszkać.‐ Wracamy do karczmy. ‐ odpowiedział i rzeczywiście tam kierowaliście swe kroki.
Creepy:
‐ Muszę przyznać, że nawet tak. ‐ odparł i zamówił drugie piwo.
Vader:
Prosto jak w mordę strzelił, szczęśliwie nie musisz lawirować między stolikami i krzesłami.
FD_God:
Powaliłeś go w ten sposób, lecz zdołał wstać na chwiejnych nogach i przyjąć pozycję obronną.
Wiewiur:
‐ Nie uważam go za cel w życiu, a bardziej jako środek by ten cel osiągnąć. -
-
-
-
-
Kuba1001
Rafael:
//Nie byłeś wtedy godzien.//
Jest to długa aleja, która prowadzi w przeciwne strony.
Vader:
‐ Może i dobry. ‐ odparł. ‐ Czego?
FD_God:
I powoli zaczął się dusić, choć starczyło mu czasu, aby zorientować, że to Ty maczasz palce w braku tlenu, i rzucić się na Ciebie z wzniesioną maczugą.
Wiewiur:
‐ Nijak, dałeś tyle, ile chciałeś i po sprawie. -
-
-
-
-
Kuba1001
Vader:
Wyjął spod lady jakąś kartkę, ale zawahał się i schował ją z powrotem.
‐ A dokładniej?
FD_God:
Walczył dzielnie, to trzeba mu przyznać. Ale zginął jak każdy inny śmiertelnik. W tym czasie łucznik i kusznik wystrzelili, a pozostali bandyci, poza Krasnoludem, rzucili się na Ciebie kupą.
Creepy:
‐ Gdybym potrzebował pomocy nie byłbym sam. ‐ odparł i napił się dolewki piwa.
Wiewiur:
Trafiłeś tam bez problemu. Pod domem czekał jakiś mężczyzna, widać że mu się spieszyło i był mocno zirytowany. -
-
-
-
-
-