Miasto Gilgasz.
-
Kuba1001
CC4:
Cóż, praktycznie całe miasto “je**ło rybami,” ale to miejsce nad wodą, gdzie cumują statki, chyba najbardziej, więc to pewnie tutaj jest ten cały pokój.
Bulwa:
‐ Piąty po prawej, na piątrze. ‐ wyjaśnił i zaczął odbierać zamówienie od innego klienta, kwestią klucza przemilczał, bo już Ci go przecież wręczył…
Wiatrowiej:
‐ Jeszcze nie, przybyłeś wcześniej niż powinieneś, lub to ktoś inny się spóźnił…
Max:
Wcale nie tak szybko, wielki kufel, a więc i wiele piwska do wydojenia. Niemniej, taki mocarz jak Ty rzecz jasna podołał temu zadaniu.
Wiewiur:
W ten sposób wzbudziłeś ich zainteresowanie, a po chwili w nagrodę jedno cięcie sztyletu pozbawiło Cię sakiewki, a drugi wbił się głęboko w Twoje plecy. Później rabusie zaczęli uciekać, zostawiając Cię i strażników samych. A w sumie to strażnika, bo drugi pobiegł za nimi.Po jakimś czasie Ci się to udało. Może do największych dzieł pisarskich Elarid nie należy, ale na rodzimej wsi zrobiłbyś tym niezłą furorę.
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Bulwa:
I takich, i takich, brak. Niestety, nikt się z nimi chyba zbytnio nie lubił afiszować, a szkoda, prawda?
Max:
Pokiwał głową i zatopił się chwilę w myślach.
‐ Daj pan z piętnaście złota, a coś się znajdzie.
CC4:
Karczmarz nie miał w zwyczaju trzymać u siebie księgi pełnej zleceń, więc lepiej byłoby poszukać na jednej z kilku tablic ogłoszeń.
Taczka:
Wszystko było na swoim miejscu i w jak najlepszym porządku.
Wiatrowiej:
‐ A dlaczego masz taką nadzieję?
Wiewiur:
Niezbyt, bo i po co, skoro nie byłeś ranny?
‐ Co się stało? ‐ spytał po chwili, aby mieć z głowy procedury.Broń wszelkiej maści, alkohol, wina, woda, żywność, zrabowane dobra w postaci tkanin, ubrań, narzędzi i tym podobnych…
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Bulwa:
Dwieście osiemdziesiąt złotników, konkretne zlecenie na konkretny cel w postaci Mantikory grasującej gdzieś na zachód stąd.
CC4:
Zleceń było sporo, zależy które to uważał za “sensowne.”
Max:
Po chwili dostałeś nader konkretny posiłek w postaci całego kopiastego talerza ziemniaków oraz dwóch sztuk smażonych kiełbas, co dodatkowo uzupełniała kapusta kiszona z cebulą oraz istne morze sosu grzybowego, którym karczmarz polał całość.
Wiatrowiej:
//W ogóle to mój błąd, uznajmy że tej rozmowy nie było, bo na kilka postów temu przeczytałem, że masz nadzieję, że dał się złapać, zwyczajnie nie zauważyłem przeczenia…//
Po chwili ruch w sklepie zaczął zamierać, dopóki nie zostaliście sami… Wraz z jakimś Hobbitem, który przeglądał towary zgromadzone na szafkach i półkach.
Wiewiur:
‐ Będziesz żyć, poszło wierzchem. ‐ powiedział strażnik po chwili. ‐ Najbliższy medyk jest niedaleko. Coś jeszcze?‐ To, co zdołamy unieść, weźmiemy i sprzedamy lub zatrzymamy dla siebie. Pasuje? ‐ spytał Mutant, gdy Sanczo już zajął się wybieraniem dla siebie co ciekawszych łupów.
-