Miasto Gilgasz.
-
-
-
Kuba1001
Max:
Oficer służył Ci pomocą i odliczał za Ciebie, a gdy myślałeś, że padniesz zlany potem tam, gdzie ćwiczysz, ten stwierdził, że zrobiłeś tyle, ile powinieneś i możesz przez pięć minut odpocząć.
Wiatrowiej:
‐ Jak zwał tak zwał… Owszem, byli niedawno, możliwe, że ich minąłeś, ale niewiele udało im się ustalić, zwłaszcza że nie mogłem powiedzieć im wszystkiego…
CC4:
Szło sprawnie, dopóki nagle Wasz wóz się nie zatrzymał, ponieważ z okolicznych zarośli zaczęli wypadać różnorodnie uzbrojeni bandyci różnych ras: Głównie ludzie, ale znalazło się nieco Elfów i Drowów, wiele Goblinów, Gnolli i Orków, a nawet garść Nordów. Uzbrojeni byli różnie, w jedną lub dwie bronie plus tarczę, a mowa głównie o jednoręcznych i dwuręcznych mieczach, toporach, młotach i maczugach, co uzupełniały różnorakie włócznie, sztylety, noże, pałki i inne obuchy oraz tym podobne. Całe szczęście, że nie mają łuczników, ani kuszników, chociaż mogli celowo zostawić ich w rezerwie… Poza tym wygląda na to, że rzuciło się na Was kilka, lub nawet kilkanaście, różnych band, liczących na wielki łup, albo jedna czy dwie duże. Najemnicy natychmiast opuścili wozy i ruszyli do walki, jedynie ci wyposażeni w broń dystansową i osłaniający ich tarczownicy zostali tam, gdzie stali, aby z dystansu razić wroga.
Bulwa:
‐ Ty głuchy jakiś jesteś czy co? Mówiłem, że mam to, co widać.
To pierwsze jak najbardziej się znalazło, drugiego nie było w ogóle i raczej mało prawdopodobne, że dostaniesz tak rzadki oręż gdziekolwiek poza Nirgaldem. -
-
-
-
-
Kuba1001
Wiatrowiej:
‐ Jeszcze nic nie wymyśliłem, a Ważki najwidoczniej mają to gdzieś, bo żadnych wiadomości nie mam… To, czy chcesz kontynuować swoją misję, zależy tylko i wyłącznie od Ciebie, bo kto wie, czy jutro nie dobiorą się do Ciebie?
Max:
‐ Radzę Ci zamknąć mordę, kmiocie jeden, jeśli chcesz się tu jeszcze utrzymać. ‐ warknął, nie wiedzieć czemu, obrażony oficer. Później nieco się uspokoił i zaczął rozdysponowywać Wam zadania. Tobie znów trafił się patrol z innym strażnikiem, ale tym razem Waszym terytorium będą doki i port.
Bulwa:
‐ Pięćdziesiąt złota. ‐ powiedział po chwili, którą zajęło mu przypomnienie sobie wyceny pierwszej broni, bo cenę gladiusa już Ci wcześniej podał.
CC4:
Zabiłeś w ten sposób kilkunastu różnych bandytów, ale niektórzy postanowili teraz dla odmiany rzucić się na Ciebie: Najszybciej dobiegł mały Goblin, od razu biorąc się do pracy i atakując Cię dwoma cięciami swych sztyletów w brzuch, chwilę za nim był Gnoll z małą, okrągłą tarczą i jednoręcznym toporem, a na samym końcu biegł Ork z wielkim, dwuręcznym mieczem. -
-
-
-
-
Kuba1001
Wiatrowiej:
//Dałoby się konkretniej?//
Taczka:
//Bardziej miałem na myśli to, że nie wywołasz burzy piaskowej bez piasku w odpowiedniej ilości, a tutaj nigdzie w pobliżu nie ma go dostatecznie dużo.//
Bulwa:
Westchnął.
‐ Pewnie, wiem też gdzie można tanio kupić smocze jaja. Wyglądam Ci na jakąś księgę rozmaitej wiedzy?
CC4:
Udało Ci się go zabić, bo nie wystawił żadnej obrony, ale i Ty popełniłeś ten błąd, więc otrzymałeś dwa solidne cięcia w brzuch, z których powoli zaczęła lać się krew. Twoje próby spowolnienia Orka dały wymagany efekt, a w przypadku Gnolla nawet większy, bowiem zwyczajnie uciekł.
Vader:
Dostałeś się bez większych trudności do miasta, gdzie oczywiście przywitał Cię komitet powitalny w postaci strażników miejskich pod bramą.
‐ Imię, nazwisko, miejsce pochodzenia, status społeczny i cel przybycia do miasta? ‐ zapytał jeden z nich, unosząc głowę w górę, aby przynajmniej spróbować spojrzeć Ci w oczy. -
-
-
-
-
-
Kuba1001
CC4:
O ile pierwsza czynność się udaje, to z leczeniem może być trudniej, zwłaszcza że Magia Leczenia na tak niskim poziomie na niewiele pozwala… Może pomogłoby, gdybyż całą swoją energię magiczną zaprzągł do gojenia ran?
Vader:
‐ Jaka podróż? ‐ zapytał strażnik, gdy reszta została zanotowana. ‐ Gdzie chcesz stąd wypłynąć?
Wiatrowiej:
Za cenę pięćdziesięciu sztuk złota zdołałeś uzbierać tyle, że na pewno wystarczy, a i może jeszcze się coś zostanie.
Bulwa:
Gdyby handlował warzywami to pewnie cisnąłby teraz w Ciebie dorodnym pomidorem, więc masz szczęście, że handluje bronią białą i nie opłaca mu się obrzucać Cię choćby i nożami. Po kilku minutach poszukiwań znalazłeś odpowiedni stragan, ale nie masz co liczyć na wiele, gdyż prowadzi je człowiek, a nie Elf.
Max:
Wraz z Tobą ruszył Krasnolud z dwuręcznym toporem w łapie, mrucząc coś pod nosem. Chyba nie podobało mu się Twoje towarzystwo lub coś innego. Mimo to, razem dotarliście do portu bez przeszkód. -