Miasto Gilgasz.
-
-
-
Kuba1001
Ray:
‐ Ta, pewno. ‐ odparł krótko i chwycił za centymetr krawiecki, za pomocą którego ściągnął Twoje wymiary, aby wiedzieć, jaki rozmiar munduru ma Ci wręczyć. Potem odszedł do budynku i wrócił po kilku minutach z kompletnym ekwipunkiem: Brązowymi wysokimi butami ze skóry, skórzanym pasem z żelazną klamrą, pochwą na miecz, niebieskimi spodniami i koszulą, skórzanym pancerzem z naszytymi nań płytkami żelaza, hełmem bez ochrony twarzy, mieczem jednoręcznym, migdałową tarczą, sztyletem i włócznią.
Attero:
Tym razem bezdyskusyjnie wygrał kapitan, ku coraz większej frustracji chorążego, który wlewał w siebie kolejne porcje trunków, co raczej nie zaowocuje w przyszłości poprawą atmosfery przy stole. Ale, z drugiej strony, czemu nie wykorzystać tego na własną korzyść?
Mozimo:
‐ Pffy, owoce. ‐ prychnął, wyciągając ząbkowany nóż, którym zaczął sobie dłubać między zębami, podczas gdy jadłeś jabłko. ‐ Miałbym dla Ciebie taką jedną robotę. Bo jesteś gotowy na wszystko, prawda? -
-
-
Vader0PL
///Do eventu trzeba jakoś wejść.
Szeth “Kotal” Aogad
‐Szeth Aogad, najemnik, poszukiwanie pracy, przybyłem drogą prowadzącą do Hammer, więc można uznać, że stamtąd przybywam.
Stara, lecz sprawdzona formułka stosowana przez strażników miast była już dla Szetha nudna, jednak starał się nie sprawić sobie kłopotów w mieście jeszcze zanim do tego miasta wszedł. Zwłaszcza ze strażnikami, których było więcej, niż on miał cierpliwości. Po wypowiedzeniu formułki w twarz strażnika czekał na jakiś odzew. -
-
Zohan666
Właśnie kończył kufel piwa w jakieś niewielkiej karczmie, w której wynajął pokój na jeszcze jedną noc. Co jakiś czas wracał myślami do ostatniej nieprzespanej nocy z jakąś elfką, której nie znał nawet imienia, ale czy jest to ważne? Ważne, że zaspokoiła jego potrzeby.
– Karczmarzu, dolej jeszcze. – zwrócił się, przesuwając kufel w jego stronę. -
-
JurekBzdurek
W Pod nogami krasnoludki, obskórnej tawernie w dokach stanowiącej prze jakiś jeszcze czas ich stałą bazę wypadową, przy niewielkim, odrapanym stoliku pod oknem siedziały cztery przyjaciółki, towarzyszki broni ‐ oddział najemniczy Matki Bitki. Goblinka Zera Koro zwana Meduzą, nieźle już podpita, opowiadała właśnie jakiś zawiły i zrozumiały chyba tylko dla siebie żart, gubiąc się przy tym raz po raz, śledzona przez przysłuch*jacą się jej z politowaniem Grubaskę ‐ borowinę Saronellę Verticali, przywodczynię grupy o wyglądzie dziecka i rozsądku wykraczającym daleko poza granice możliwości jej towarzyszek. Siedząca obok niej (na macie na podłodze, gdyż nie istnieją krzesła odpowiednich gabarytów) półolbrzymka Gryta Googh, “Córeczka”, nawet nie próbowała udać, że nuży ją niezrozumiała dykteryjka, układając wielką głowę na udach ukochanej, cicho pochrapują,wstrząsając przy tym całym stołem. Ostatnia osoba w wesołej kompanii, jedyna przed którą stał jeszcze nie całkiem pusty kubek, nie przyłączyła się do ogolnego wesołego nastroju ‐ nigdy tego nie potrafiła. Siedziała więc teraz, z zaciśniętymi w wyrazie wiecznego niezadowolenia ustami, i bawiła się monetą, myśląc przy tym, że do funkcjonowania potrzebują zlecenia, rekrutek i motywacji, a żadnego z tych czynników nie była w stanie dostrzec na horyzoncie
-
Kuba1001
Mozimo:
‐ Straż miejska wystawiła nagrodę za moją głowę, ale nie jest wielka. Podniesie się, gdy zabiję takiego jednego ch*jka z ich szeregów, którego nienawidzę i ukręciłbym mu łeb bez żadnych problemów. Dobrze mi się tu żyje, nie mam ochoty co chwila napi**dalać się z jakimś łowcą nagród, więc jeśli Ty to zrobisz, rozwiążesz mój problem, a ja pomogę Ci z Twoim.
Ray:
//A czemu miałoby nie być?//
Znalazłeś takową i dość szybko wdziałeś na siebie cały nowy strój, który idealnie pasował, głównie dzięki zdjętym przez Krasnoluda wcześniej wymiarom.
Vader:
Strażników może i nie przekonałeś do końca, ale żaden z nich nie był na tyle głupi czy odważny, żeby spróbować odmówić Ci wejścia do miasta, w tych małych człowieczkach budziłeś autentyczną grozę. Tak czy siak, wkroczyłeś do miasta bez większych problemów, a nawet szybciej, niż zwykle.
Radio:
‐ Imię, nazwisko, miejsce pochodzenia, status społeczny i cel przybycia do miasta? ‐ zapytał Cię jeden ze strażników, obracając w niwecz plany szybkiego wejścia do Gilgasz.
Zohan:
Skinął głową, bez słowa ponownie nalewając do pełna złocistego trunku bogów do Twojego kufla, wypełniając go niemalże po same brzegi.
‐ Dwa złota. ‐ powiedział, wyciągając dłoń.
Jurek:
Dzięki owej ostrożności w porę wypatrzyłeś strażnika stojącego na szczycie schodów prowadzących na kolejną kondygnację, a potem skryłeś się, nim ten zdołał dojrzeć Ciebie.‐ Weselszych ludzi widywałam na pogrzebach. ‐ powiedziała przywódczyni grupy, zerkając na Ciebie. ‐ Jeśli nie chcesz z nami odpoczywać, przydaj się na coś, i rozejrzyj po mieście. ‐ dodała, mając zapewne na myśli właśnie to, co Cię martwiło: Poszukiwanie zleceń czy nowych członkiń grupy.
-
JurekBzdurek
Cassaner
W takich wypadkach robota włamywacza to przede wszystkim cierpliwość. Poprawił naniesienie trucizny paraliżującej na sztylecie, starając się wypatrzeć w drugiej broni, wykorzystywanej jako lusterko jeśli oświetlenie pozwala wykonać to bez puszczania “zajączków”, lub bardzo ostrożnie wychylając zza rogu, moment, gdy tamten odwróci się tak, by umożliwić wróżkowi niepostrzeżone wbicie mu sztyletu lub przynajmniej przemknięcie się dalej za plecami strażnikaAra
Burknęła coś niezrozumiałego pod nosem, łapiąc w powietrzu monetkę, jednak wstała, zmęczona bezczynnością ‐Gdzie waszym zdaniem najlepiej zacząć? ‐ spytała, szykując się do wyjścia -
-
-
-
Hadesares
//to ja też jakoś zacznę//
W ostatniej karczmie nie pozwolili mi zostać, bo gościł już tam jakiś inny grajek. Oczywiście położyłbym się natychmiast spać, ale wpierw muszę zarobić na nocleg… Nawet nie jestem pewien czy dam radę dziś cokolwiek zagrać, aczkolwiek nie mam zamiaru spać na ulicy. Szedłem dalej rozglądając się za karczmą starając się nie zasnąć. Miecz już ciążył przy pasie…
-
-
-
Radiotelegrafista
Przewróciła oczami i podniosła wzrok na strażników. Nie lubiła tych ceregieli:
– Tissaen Delamoon, osiedlisko Kelshwak (zazwyczaj podawała tą zabiedzoną wiochę jako miejsce pochodzenia), podróżniczka (//chłopka czy mieszczanka po prostu brzmią źle//), cel to postój w podróży. – Odpowiedziała spokojnie. -
Kuba1001
Radio:
I gdy nudnych formalności stało się za dość, bramy miasta stanęły przed Tobą otworem.
Zohan:
‐ Czytać, pisać i liczyć to ja muszę umieć, żeby biznes prowadzić, ale jakoś poza tym mnie to nie interesuje. ‐ odparł, zaprzeczając. Pewnie jedynie księgi, jakie posiadał, to te rachunkowe i zaopatrzeniowe, a przy ich lekturze w najlepszym wypadku usnąłbyś po kilku minutach.
Hades:
//No najwyższa pora.//
Gilgasz musiało sprostać wymaganiom podróżnych, których były tu setki, jeśli nie tysiące, co było bezpośrednio związane z tym, że była to stolica verdeńskiego handlu: Kupcy, najemnicy ich chroniący, złodzieje, bandyci, oni wszyscy potrzebowali dachu nad głową. Ciebie wędrówki w poszukiwaniu takiego lokum zaprowadziły aż do portu i karczmy o urokliwej nazwie “Elfickie Ramiona”. W domyśle pewnie chodziło o to, że owe ramiona należały do Elfki, nie Elfa. Chociaż, kto tam wie tych drzewojebów…
Vader:
Zarobku możesz poszukać przy jednej z licznych tablic ogłoszeń, ale zawsze pozostaje też stare, dobre, wypytanie kogoś, choćby karczmarza w jednej z gospód.
Mozimo:
I rzeczywiście, tak się zapowiadało, musiałeś tylko zgładzić jednego z miejskich strażników. Ponury Opój nie wiedział, kiedy i gdzie pełni warty bądź mieszka, ale też niespecjalnie się tym przejmował, trafisz na niego prędzej czy później. Był mężczyzną, człowiekiem w średnim wieku, po trzydziestce, o niebieskich oczach, krótkich, czarnych włosach, i charakterystycznej bliźnie na lewym policzku. Zwykle w patrolach towarzyszył mu inny miejski strażnik, Elf o imieniu Finwil, choć o nim Opój również nie miał za wiele informacji. Choć tego nie powiedział, to domyśliłeś się, że najpewniej będziesz musiał zgładzić też jego, choć pozostawienie go przy życiu byłoby lepszą opcją, wtedy doniesie miejskiej straży, kto zabił, i podejrzenia nie spadną automatycznie na Krasnoluda, który miał z ludzkim strażnikiem na pieńku.
Ray:
‐ Jak każdy nowy rekrut. Bierz broń i zmiataj, tutaj moja fucha się kończy. ‐ odparł, żegnając się lekkim kuksańcem w udo, do barku by nie sięgnął. Również ton jego głosu był dość przyjacielski.
Jurek:
Żeby wbić mu sztylet w ciało, musiałbyś celować w szparę pomiędzy zbroją a hełmem, co utrudnia sprawę, tak jak i to, że masywny strażnik zasłania sobą niemalże całe drzwi, przez co raczej ciężko będzie Ci się przemknąć obok niego niezauważenie.‐ Najlepiej w karczmach. Zacznij w tych gorszych, na przykład w porcie.