Miasto Ur
-
-
-
-
Kuba1001
Vader:
Pewnie poczekasz. A może by się tak w końcu przespać w jakiejś karczmie?
Zohan:
‐ Schodami na górę, a Twój to będzie, zdaje mi się, trzeci na lewo. Jasne?
Wiewiur:
Większość zbyła Cię, choć dostałeś informację o trzech takich: Jeden handlował suknem na targu, innego powieszono kilka tygodni temu za jakieś przewinienie, zaś pewien żebrak również się tak nazywał. -
-
-
Kuba1001
Vader:
Właściwie to już teraz zasypiasz niemalże na stojąco po przeżyciach całego dnia… Lepiej iść do karczmy niż zasnąć tutaj i obudzić się okradzionym przez żebraków, lub też przez nich zabitych, co byłoby nader głupią śmiercią dla kogoś takiego, jak Ty, albo nieco nadgryziony przez gryzonie.
Wiewiur:
//Możesz nigdy nie dawać, to już zależy od Ciebie, ale znasz moje zdanie na ten temat.//
‐ W takim razie proponuję się rozdzielić… Ja zajmę się żebrakiem, Ty handlarzem, a spotkamy się tutaj za kilka godzin. Zrozumiałeś? -
-
-
Kuba1001
Wiewiur:
Jedni Cię olewali, a inni opowiadali tylko szczątkowo na zadane pytania, ale dostałeś takich odpowiedzi wystarczająco dużo, żeby móc skleić sobie portret mężczyzny o zakręconym wąsie i łysej głowie, około trzydziestki, handlującego suknem na rynku, nieopodal targu niewolników.
Vader:
Wróciłeś do tej samej, co wcześniej, gdzie już się nieco przerzedziło. -
-
-
Kuba1001
Vader:
‐ Świetnie. ‐ powiedział, gotów wysłuchać Twojej jakże pasjonującej historii… A na serio to gotów zobaczyć Twoje złoto. ‐ Coś konkretnego?
Wiewiur:
O to niech go głowa nie boli, bo jakoś go nie znalazł. Zawsze mógł pracować w innych godzinach lub też wyjechał w interesach, jak to handlarz. -
-
-
Kuba1001
Vader:
‐ Pięć złota. ‐ odrzekł, kładąc kluczyk na ladę. ‐ Piętro, pierwsze drzwi na lewo.
Wiewiur:
Niewielu udzieliło Ci odpowiedzi, ale niewielu też było stąd, przez co nie mieli odpowiednich informacji.
‐ On? ‐ spytał nagle jeden z przechodzących obok ludzi, gdy pytałeś jakiegoś handlarza. ‐ Znam go, znam… Paskudna sprawa, dostał szablą w jakiejś karczemnej bójce i leży teraz u cyrulika. A co? -
-
-
-
Kuba1001
Vader:
Zasnąłeś, budząc się dnia następnego.
Taczka:
Dzięki przygodzie u boku swego szlachetnie urodzonego znajomego miałaś okazję zobaczyć największy w życiu kontrast, któremu chyba nic już nie dorówna: Najpierw rozległe morze, które pruła “Duma Klejnotu Pustyni,” a potem kolejne, równie duże, ale pokonywane na grzbietach wielbłądów, składające się z piasku, czyli Morze Wydm. Niemniej, udało się i właśnie Ty, Zimitarra, Rodo, tamten bezimienny Nord i nieco świty Czerwonej Klingi przekroczyliście bramy miasta. A fakt, że widząc szlachcica, strażnicy pod bramą byli gotowi wyczyścić mu ubranie z pyłu choćby własnymi mundurami już świadczył, że był to poważany i wpływowy człowiek.