Miasto Ur
-
Kuba1001
Vader:
Duży i elegancki lokal, acz bez jakiegokolwiek innego wejścia poza tym głównym, jeśli o to w Twoich oględzinach chodziło.
Zohan:
Widziałeś jedną, lecz pójście tam od razu uniemożliwia Ci Twój towarzysz, gdyż zatrzymał się i zaczął lustrować broń wystawioną na sprzedaż na jednym ze straganów.
Wiewiur:
‐ Niezależnie od tego, co zrobimy, potrzeba nam będzie złota.
Taczka:
‐ Jest knajpa, do której raczej nie możemy Cię zabrać to taki… No… Lokal dla twierdzili, jak to mówią. Ale jest inna, całkiem przyjemna karczma, akurat dla osób z pochodzenia szlacheckiego lub jej towarzystwa, więc może zostawilibyśmy Cię tam na godzinkę lub dwie, a sami udalibyśmy się do swojej karczmy? -
-
-
-
Kuba1001
Vader:
Biżuterią, ubiorem, zapachem (w sensie perfumami i tak dalej), postawą, sposobem mówienia i innymi takimi, które jasno określały ich przynależność do stanu wyższego jakim była lokalna szlachta.
Taczka:
Tłumaczenie mijałoby się z celem, więc zwyczajnie zaprowadzili Cię pod ten lokal.
‐ Jak coś, to mów, z kim trzymasz, wtedy nikt Cię nie ruszy. ‐ wyjaśnił Rodo. ‐ I czekaj na nas, będziemy czekać przed wejściem za jakąś godzinę, góra dwie. ‐ dodał jeszcze i wraz z Nordem odszedł, kierując się do swojego lokalu, najpewniej aby się w końcu porządnie urżnąć.
Wiewiur:
‐ W mieście nie powinno brakować pracy, a mnie nie obchodzi, czy zaczniesz zabijać pustynne rekiny czy inne potwory, zatrudnisz się jako ochroniarz na targu niewolników lub zaczniesz bawić się w kieszonkowca. -
-
-
-
Kuba1001
Vader:
Nikt nie wprowadzał byle kogo, chociaż niektórzy przychodzili z własnymi ochroniarzami. Możesz spróbować jakoś wykorzystać to na własną korzyść.
Zohan:
‐ Porządna klinga. ‐ odparł, wskazując na jeden z mieczy długich, choć wzrok zawiesił też na leżących nieopodal nożach.
‐ Panie, to drogie rzeczy są! ‐ krzyknął handlarz, widząc jego zainteresowanie i szansę na potencjalny zysk. ‐ Za miecz to czterdzieści złota, pięć sztuk od noża. Bierzesz pan czy nie?
Taczka:
Drewniane stoły, krzesła i lada były czyste i błyszczące, wolne od pustynnego pyłu. Również podłoga była wypastowana. Za ladą stał barman, a za nim szafka najróżniejszych alkoholi. Między stołami kluczyły kelnerki, a przy nich siedzieli przedstawiciele różnych warstw społecznych, na bogatych mieszczanach zaczynając, a na szlachcie kończąc. Warto dodać, że grano tu muzykę, i to na żywo, ze sceny w kącie karczmy. -
-
-
-
Kuba1001
Vader:
Nie, ale jeden z bogatszych mieszczan już tak, zwłaszcza, gdy ocaliłeś go przed kompromitacją w całym mieście oraz wygnaniem na okoliczne pustynie, co było wyrokiem śmierci.
Wiewiur:
Mijałeś takowa podczas wchodzenia do miasta, wiec Twój wybór, czy pójdziesz tam teraz, czy dopiero później.
Taczka:
Po zmianie stroju na pewno bardziej… Tak czy inaczej, jedna z kelnerek podeszła do Ciebie i wręczyła Ci kartę dań z prawdziwego zdarzenia, co było zupełną nowością, gdyż nigdy nie spotkałaś się z taką w jakiejkolwiek verdeńskiej gospodzie. Zauważyłaś też, że wielu z bywalców karczmy przypatruje Ci się badawczo… W sumie nic dziwnego, rzadko kiedy zjawiał się tu ktoś nowy. -
-
-
-
-
Kuba1001
Taczka:
Tak po prawdzie to nie jadłaś praktycznie nic z tej karty.
Zohan:
‐ Cztery za nóż? Może być, ale z miecza tak nie zejdę… Trzydzieści pięć i po sprawie.
Vader:
Trafiłeś pod jego dom bez większych problemów po drodze, dwóch gburowatych osiłków na warcie pod drzwiami może to zmienić.
Wiewiur:
Było ich dość dużo, więc szukał czegoś konkretnego? -
-