Miasto Ur
-
-
-
-
Kuba1001
Taczka:
Speszył się nieco Twoją reakcją, ale nie nalegał. Szliście przez jakiś czas główną ulicą, aby po chwili skręcić w jedną z wielu bocznych uliczek. Gdy tylko się tam znaleźliście, pociemniało Ci przed oczami i straciłaś przytomność.
‐ Trzymaj sku*wysyna! ‐ Te słowa były pierwszymi, które usłyszałaś po przebudzeniu, towarzyszyły im krzyki, jęki bólu, szczęk dobywanej broni i bardzo nieprzyjemny odgłos, który najpewniej wywołała pięść łamiąca czyjąś szczękę.
‐ Wszystko w porządku? ‐ spytał Rodo, którego twarz ujrzałaś po otworzeniu oczu. ‐ Nie ugryzł Cię?
Vader:
Szło dobrze, z tym że większość miała Cię w dupie, może poza dwoma kobietami i licznymi najemnikami występującymi tu w roli ochroniarzy, którzy na Twój wzrok odpowiedzieli podobnym oraz trzymaniem dłoni na rękojeściach i trzonkach swych broni.
Zohan, Wiewiur:
Jeden z łowców wskazał na mały, opalizujący kamień o lazurowej barwie, który leżał jakieś cztery metry przed Wami i odbijał padające nań promienie słoneczne. -
-
-
-
-
Kuba1001
Wiewiur, Zohan:
O dziwo do kamienia podszedł jeden z łowców, ostrożnie chwytając go czymś, co przypominało szczypce, i umieszczając w jutowym worku. Po tym przestoju grupa ruszyła dalej.
Taczka:
‐ Cholerny Wampir. ‐ mruknął Rodo i pomógł Ci wstać. ‐ Na pewno nic Ci nie zrobił?
Vader:
Niby tak, ale po co robić sobie wrogów już teraz? -
-
-
-
-
aliquis
Leesha bezczelnie gapiła się na leżące przed nią ciało. jak zwykle ‐ obudziła się wcześniej niż powinna. Chyba postradała zmysły, ale chłopak był piękny, a śmiertelność przy budowie dróg zawrotnie wysoka. Praktycznie nic o nim nie wiedziała. Kiedy wróciła z targu po dniu spędzonym w drodze ledwo wdrapała się na piętro, gdzie znajdował się jej pokój. Wychodząc stąd miała zamiar wrócić sama W jednym łóżku było trochę ciasno, ale się zmieścili. Ech… Czy było ją stać na niewolnika?
-
Kuba1001
Taczka:
‐ Dlaczego w ogóle z nim wyszłaś?! ‐ krzyknął, choć jego gniew napędzany był strachem o Ciebie. A może i o własną głowę, w końcu kary za różne przestępstwa są tu karane inaczej niż w Twoim rodzimym Verden.
Vader:
Smoka też nie.
Zohan, Wiewiur:
Oddaliliście się na dobre od miasta, zaś łowcy rozbili obóz, aby to z niego wyruszać na łowy.
Aliquis:
Jak najbardziej, z racji wielu niewolników i niemalże codziennych dostaw kolejnych prawie każdego, kto był w stanie wyłożyć od kilkunastu do kilkuset złotników, było stać na niewolnika. -
-
-
-
-
Kuba1001
Wiewiur:
Dalszy rozwój wypadków był taki, że dalej rozbijali namioty, wystawiali warty, szykowali posiłek i tak dalej.
Vader:
Więc może jest tu jego jakiś znajomy?
Aliquis:
Tak, może to zrobić. A z tego co się orientujesz to jest dzisiaj jeden z dni powszednich, więc z wolnego nici. Ach, nie. Chwila. Przecież Ty w ogóle nie masz wolnego, tak jak większość ludzi w tym mieście. A jeśli chodzi o dzisiejszy harmonogram to wypadałoby kogoś o niego zapytać.
Taczka:
‐ Lepiej wracajmy do pałacu. ‐ mruknął i tam też się udał, a że nie był pewny Twojego stanu, i zapewne chciał być na miejscu jak najszybciej, to wziął Cię na ręce i ruszył truchtem, kątem oka dostrzegłaś idącego w pobliżu Norda.