Miasto Ur
-
-
-
Kuba1001
Vader:
Formalnie wciąż graliście do jednej bramki, więc im ani w głowie atakowanie Cię, zwłaszcza, że sami byli w kiepskim stanie… Po chwili, gdy Goblin się otrząsnął, pobiegł do jednego z pomieszczeń… Czyżby ostrzec Smoka lub powiadomić go o tym, że odparliście atak?
Max:
Jeśli miałbyś dostawać sztukę złota za każdym razem, jak dom zmienia wystój, gdy tu jesteś, miałbyś… Zero sztuk złota, bowiem nie zmienił się od Twojej ostatniej wizyty, a w sumie to od żadnej z nich. -
-
-
-
Kuba1001
Taczka:
‐ Nie znajdzie się nikt, kto podniósłby na mnie rękę w Ur, ale na szlakach morskich i traktach handlowych nikt nie wie, kim jestem, więc nie mają żadnych zahamowań.
Vader:
Machnął ręką i usiadł na podłodze, opierając się plecami o ścianę, oraz dysząc ciężko. Chwilę później pociągnął solidnego łyka z piersiówki na pasie i oblał nimi swoje rany, których miał sporo.
Max:
Zawsze spotykaliście się w jego gabinecie, a i tym razem nie było inaczej: Biblioteczka, brak okien, liczne świeczniki, kilka kufrów, a przede wszystkim biurko, fotel i dwa krzesła. Na fotelu rzecz jasna zasiadał on, jak zwykle w szacie z kapturem, która doskonale maskowała jego prawdziwą twarz w połączeniu z panującym tu półmrokiem. -
-
-
Kuba1001
Max:
Tak, to by się zgadzało.
‐ Pewien kowal i dwaj jego pomagierzy. Ich dług jest na tyle wielki, ze Gildia planuje przejąć ich kuźnię, towary oraz ich samych, a później sprzedać, dlatego wszystko i wszyscy mają trafić do nas w stanie nienaruszonym. Ponadto miej na uwadze, że kowal jest byłym żołnierzem, weteranem walk na pustyniach Nirgaldu i Plugawych Ziemiach, a pewnie i jego uczniowie zostali przeszkoleni choć trochę w wojennym rzemiośle.
Vader:
Myślał krótką chwilę, śmiejąc się czasami, zapewne gdy przypominały mu się najlepsze momenty poszczególnych zabójstw. Później upewnił się, że ma rację, licząc na palcach.
‐ Gdzieś tak z sześciu. A co? Ty ilu? -
-
-
-
Kuba1001
Max:
‐ Sądziłem, że ktoś taki jak Ty, nawet się nie spoci podczas wykonywania tej misji, ale skoro nie czujesz się na siłach, to chętnie przydzielę Ci kogoś do pomocy…
Vader:
Miał własne rany i problemy na głowie, więc dał Ci myśleć w spokoju, co najwyżej przeszkadzając ździebko swoim ciężkim dyszeniem.
Taczka:
‐ A trafiłem na Ciebie. ‐ powiedział z uśmiechem, błyskając równymi i śnieżnobiałymi zębami. ‐ Ale tak, tylko w tym celu, wtedy jeszcze nie wiedziałem, co się tu wydarzy. -
-
-
-
Kuba1001
Vader:
Popatrzył na Ciebie ze zdziwionym wyrazem twarzy, nie będąc zbytnio pewien, co chcesz mu przez to powiedzieć.
Max:
‐ Pomagierów, nie synów. ‐ sprecyzował zirytowany. ‐ Takie szczegóły mogą zawadzić kiedyś na całokształcie misji, pamiętaj. A teraz odejdź, jeśli to wszystko, i zaczekaj na zewnątrz, przyślę Ci tam oczekiwaną pomoc.
Zohan:
Swój stragan miał rozstawiony tam, gdzie wcześniej, więc po chwili kluczenia i przypominania sobie, gdzie to dokładnie było, trafiłeś na miejsce. -
-