Miasto Linest
-
Kuba1001
Max:
Na widok dłoni na rękojeści miecza oraz twych słów zdał sobie sprawę, że raczej nie żartujesz, więc jedynie głośniej przełknął ślinę i poddał się.
‐ No wim. Wim o bestyji.
Zero:
‐ Antykwariat? ‐ podsunął zaczepiony strażnik. ‐ A może biblioteka?
Albert:
Zniknął, a podczas poszukiwań za pomocą węchu natknąłeś się na coś innego, czyli na dziewięć magicznych pocisków. Dwa chybiły, ale pozostałe siedem było u celu, trafiając w różne miejsca, szczęśliwie lwia część poszła w pancerz, a dzięki temu jakoś to przetrwałeś, choć kolejne pociski mogą nadwyrężyć pancerz tak, że nie wytrzyma.
Vader:
Dwa pudła, reszta w celu, ale pancerz zrobił swoje. Mimo to zdołałeś go uszkodzić i wycofać się. -
-
Rafael_Rexwent
Purpurowa Wilczyca
Spotkany wcześniej w karczmie osobnik znikł, ale został jego oponent w ciężkiej zbroi. Mając nadzieję, że przynajmniej ten gagatek nie zna magii uważnie obserwuję jego ruchy. Wysoce możliwe, że potyczka się jeszcze nie skończyła, a to był dopiero wstęp. Warto by zobaczyć całą pomimo faktu, iż na pewno nie jestem zaproszoną na widownię istotą. Póki nie ściągnę na siebie uwagi obu “aktorów” to mogę się szykować na cudowne widowisko. Oczywiście ostrożność nie zawadzi. Gotowość do ucieczki w razie zagrożenia zawsze w cenie. -
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
//Ja naprawdę nie chcę wiedzieć, co Wy tutaj zrobiliście…//
Zero:
Cóż, najwidoczniej mają, a strażnik był na tyle uprzejmy, żeby nawet wskazać Ci drogę.
Max:
‐ No… Nikt nie wie, jak to wygląda, ale atakuje to to rano, zżera zwierzęta i ludzi straszy. Czasem też noco się pojawia.
Rafael:
O ile jeden chyba zniknął na dobre, to drugi minął Cię jak gdyby nigdy nic i wrócił do karczmy.
Vader:
//Wróciłeś nadal niewidzialny czy już może widzialny?//
Albert:
‐ A co ja jestem? ‐ obruszył się tamten. ‐ Sam pan zawiadom. Ja tu mam robotę. -
-
-
-
-
Kuba1001
Max:
‐ Zawsze różnie. A włazi gdzieś stamtąd. ‐ odrzekł, wskazując dłonią na skraj lasu, nieopodal wsi i pól.
Rafael:
No i zauważyłaś jak Twój znajomy Mag potraktował Elfa w pancerzu pociskami Magii Mroku, a ten upadł. Niby wszystko fajnie, ale o co chodziło z tym “Giń Wilkołaku!”?
Vader:
Bało by brakowało, a wpadłby na Ciebie, lecz miałeś lepszy refleks, przez co wpakowałeś mu w pancerz dostateczną liczbę pocisków, aby padł na deski karczmy. -
-
-
-
Kuba1001
Max:
Idąc polami wzbudziłeś niezadowolenie wieśniaków, którym nie było na rękę deptanie ich upraw, ale to chyba mała cena za zabicie nękającego ich potwora, nieprawdaż? Niemniej, dałeś radę dostać się na skraj lasu, który w sumie niczym się nie wyróżniał, może poza sporą przesieką.
Zero:
Pierwszy był antykwariat, o dziwo strzeżony przez jakiegoś człowieka, który zasiadał na krześle przed wejściem i długim nożem kroił pętko kiełbasy na małe plasterki, jeden biorąc dla siebie, drugi rzucając dla psa leżącego obok, i tak w kółko.
‐ Czego? ‐ spytał, mierząc Cię wzrokiem, a pies wstał i zawarczał nisko.
Vader:
Nie było piętra, więc skierowałeś się do wyjścia. Mniej więcej wtedy wypadłeś z hukiem z karczmy i uderzyłeś o ziemię, gdy od tyłu rzuciła się na Ciebie masa mięśni, futra, kłów, pazurów i wściekłości. Najwidoczniej Wilkołak jakoś to przetrwał, a później przemienił się i postawił wszystko na jedną kartę, rzucając się na Ciebie pod postacią bestii. Parą mocarnych łap przyszpilił Cię do ziemi, jednocześnie trzymając Twoje ramiona, abyś nie mógł użyć ich przeciw niemu, a potem otworzył paszczę, aby rozszarpać Ci gardło.
Wasza walka wzbudziła teraz ogólną panikę, zarówno to, jak i bliskość bramy mogą zasugerować, że jedynie kwestią chwili jest przybycie posiłków w postaci miejskiej straży. Ale czy na pewno masz tyle czasu? -