Kebab:
‐ Rozumiem. Idziesz czy zostajesz tutaj?
Rafael:
Mężczyzna skwitował to jedynie śmiechem, uznając swoją wersję wydarzeń, za tę prawdziwą, i odszedł, a wraz z nim wszyscy inni.
Jakieś dwadzieścia metrów w prawo, na gałęzi zawieszonej około cztery metry nad ziemią przysiadł jeden z rudzielców, najpewniej wypatrując zagrożeń lub pożywienia.
Byłeś zbyt daleko, żeby wzięła Cię za realne zagrożenie, więc siedziała w miejscu dalej, czyszcząc futerko, acz najpewniej była na tyle ostrożna, aby Cię obserwować.
W sumie to się rozmyślił. Co jak co, ale koledze nie spodobałoby się ubijanie niewinnych stworzonek. Odłożył igłę, a zamiast niej wziął małą grudkę ziemi i począł celować w brązowego ssaka.
To akurat oczywiste, w końcu rzucasz w niego ziemię. Trafiłeś go w okolice żeber, a później gryzoń zniknął z powrotem w swojej dziupli ukrytej w koronach drzewa.
Walką nazwać tego było nie można, Elf zwyczajnie uciekał przed niedźwiedziem, pies również, ale za to jaki był to niedźwiedź! Olbrzymi, wysoki na ponad trzy i pół metra, jeśli stanąłby na tylnych łapach, z czarnym futrem i żółtymi ślepiami.
Elf i pies dogonili Cię po jakimś czasie, w przeciwieństwie do niedźwiedzia, który po bólu, jaki mu zafundowałeś, postanowił wrócić do swej gawry, rezygnując z pościgu.