Leśny Trakt
-
Radiotelegrafista
Nie, nie, tak nie może być… Przecież ojciec by jej nie zostawił…prawda? A jeśli, tam, wtedy, podczas potyczki, on słyszał ją, a tylko udawał, że nie? To…to nie może być naprawdę…
Nadzieja i oczekiwanie na szczęśliwe zakończenie całej tej historii uleciały z Densi jak powietrze z przebitego balona. Teraz czuła się gorzej niż wtedy, gdy zostawała całkiem sama, gorzej niż ojciec po raz kolejny wykręcał się od spędzenia z nią chwili… Teraz była całkowicie sama, otoczona tylko prymitywnymi orkami, w środku jakiejś dziczy…
Mimowolnie, zaczęła cicho łkać, nie znajdując wyjścia dla swojej sytuacji. Jeszcze jakby była rozwiązana, mogłaby cokolwiek zrobić, o cokolwiek zapytać, cokolwiek podnieść, gdziekolwiek pójść…czekaj. Przecież mogłaby spróbować poluźnić pęta, a później może gdzieś uciec?
Rozejrzała się, czy nikt nie patrzy w jej kierunku, po czym spróbowała poluźnić pęta na kostkach albo dłoniach, ale tak by zieloni tego nie zauważyli.
-
-
Radiotelegrafista
Dobra, to może się udać. To może się udać! Plan prosty: Zeskoczyć z wozu, pobiec czym prędzej i uciec od zielonych prymitywów. Już mentalnie się przygotowała do tego, tylko jeszcze rzuciła błyskawicznie okiem po okolicy w poszukiwaniu lasu bądź zarośli, które mogłyby ją skryć.
// Nie zostawili jej szpady, prawda?//
-
Kuba1001
Różnorakich leśnych zarośli było w okolicy pełno, więc masz jakieś tam szanse, acz poza tym chyba nie będziesz musiała tego robić, bo ktoś pofatygował się, aby Cię uratować, o czym mogą świadczyć świszczące się z naprzeciwka strzały, które zabiły już dwóch Orków, trafiając ich w głowy.
//Nie.// -
-
Kuba1001
Niewiele dostrzegłaś, ponieważ zasłoniła Ci owy kierunek masa orczych i goblińskich jeźdźców, która pogalopowała aby dopaść intruza, z Tobą i resztą jeńców została tylko garstka Goblinów i kilku Orków. Po chwili dostrzegłaś ruch w zaroślach, a później opuścił je nie kto inny, jak syn Heśnika, odkładając łuk i kołczan pełen strzał, z których najpewniej ostrzelał zielonoskórych i jakimś cudem szybko przedostał się tutaj, aby następnie dobyć szabli i sztyletu oraz skierować się cicho w Twoją stronę.
-
-
Kuba1001
Już miał się nimi zająć, kiedy nagle pojawił się Ork z dwoma toporami jednoręcznymi, który rzucił się na intruza, choć szybko zginął, gdy ten nadstawił sztylet, a zielonoskóry zwyczajnie się na niego nabił. Niestety, krótko po nim pojawił się kolejny, tym razem z wielkim obuchem z równie wielkim kolcem, którym zamachnął się kilka razy na młodego szlachcica. Choć pudłował, to ten również nie mógł mu nic zrobić, szabla nijak mogła przebić się przez elementy pancerza płytowego, zbroję z utwardzonej skóry i samą orczą skórę, zahartowaną latami walk. Tak czy inaczej, szło mu nieźle, a Ork zaczynał okazywać pierwsze oznaki zmęczenia, ale w pewnej chwili twarz szlachcica przeszedł grymas bólu i niedowierzania. Zatoczył się kilka kroków i odwrócił plecami do Ciebie, aby później paść na kolana. Ze zgrozą dostrzegłaś za nim Goblina, zaś w plecach mężczyzny, między jego łopatkami, jego ząbkowany nóż. Choć młodzieniec jeszcze żył, to nie na długo, bowiem Ork skorzystał z okazji i jednym ciosem zmiażdżył mu czaszkę.
-
Radiotelegrafista
//Ten odpis sprawił, że zacząłem przemyślać swoje życie. //
Gdy zobaczyła, jak obuch orka spada na głowę młodzieńca, coś ją ścisnęło w środku. Jednak nie był to taki zwykły ścisk, tylko uczcie, które paraliżowało całe ciało. Zaczęło się od brzucha, przeszło przez klatkę piersiową i na koniec zamarło w gardle. Wtapiała wzrok w jego martwe zwłoki, jeszcze jakby w nadziei, że to się nie stało, że on nie zginął. Ktoś pierwszy raz w życiu bezinteresownie zmartwił się jej losem, ktoś się za nią narażał, a przecież ona…kim Densi była? Czy dla kogokolwiek ryzykowała życie, albo nawet pomogła komukolwiek? Doszło to niej, że to nie on powinien być martwy, tylko ona już dawno powinna leżeć gdzieś, przebodzona mieczem. Teraz nie pragnęła niczego innego, tylko by młodzieniec żył, choćby jeszcze na chwilę, by mogła zginąć, zamiast niego. Dalej nie potrafiła oderwać oczu, perlących się w łzach, od statycznego ciała. On nie mógł umrzeć, to nie prawda.
‐ Błagam, podnieś się…‐ Wyszeptała, wciąż będąc w paraliżu. -
Konto usunięte
//Nie wiem jak to zrobiłeś, ale nieprawdopodobnie dobrze się wczułeś w kogoś, kto widzi bezsensowną śmierć, wiem z autopsji. Jeśli nie miałeś takich doświadczeń to jestem pod ogromnym wrażeniem. Z tym paraliżem troszkę inaczej, ale to szczegół fizjologiczny. Wybacz, ale ten opis bardzo mnie osobiście poruszył//
-
-
Kuba1001
//No nieźle…//
Niewiele zdołałaś wyszeptać, bo na drodze stanął Ci knebel. Zaś szlachcic był definitywnie martwy, a ostatnie podrygi, które zaobserwowałaś były wynikiem pośmiertnych drgawek. Goblin i Ork dość szybko zabrali zarówno jemu, jak i swemu zabitemu kompanowi, broń i wszelkie kosztowności, aby ruszyć dalej w drogę. -
Radiotelegrafista
//Hmm?//
W pierwszej chwili, tylko leżała w wozie, trzęsąc się po tym, co zobaczyła. Czemu? Czemu on w ogóle tutaj przyszedł? I czemu był sam? Czemu jego, ani jej ojciec, wojowie, czemu oni nie poszli za nim? Pewnie wiedzieli, że to głupie, że nie warto ryzykować dla kogoś takiego…takiego jak Desi. Głupiej, słabej Desi. A jednak on poszedł, poszedł jej na pomoc. W jej głowie znów zrodził się jego obraz, kiedy walczył, a potem kiedy zraniony, cierpiał. Gdy zobaczyła go w momencie, gdy obuch spadał na głowę, bezisilnie zapłakała, bo to właśnie za nią on oddał życie, które było tak wspaniałe.
Po chwili od nowa zaczęła się za siebie karcić. Tym razem za swoją bezczynność. Nie powinna była leżeć tu i beczeć, dając się zawlec zielonym gdziekolwiek. Przez choćby najmniejszy czyn nie pozwolić, by śmierć młodzieńca była bezsensowna.
Zdławiła w sobie ostatnie łzy i wyjrzała dookoła, obserwując, czy zieloni patrzą w jej stronę.
-
-
Kuba1001
Radio:
Podróż z Ghadugh do Twego dworku, w przeciwieństwie do tej z traktu do miasta zielonych, była dość długa, w końcu tempo nie było tak mordercze, a i Wasza grupa była solidnie obładowana tym, co było potrzebne do odbudowy włości. No i musieliście znaleźć takie miejsce na granicy z Cesarstwem, aby nikt Was nie zauważył. Niemniej, wróciłaś wreszcie w znajome strony, a dzień przed tym wydarzeniem w końcu zostałaś uwolniona z więzów i knebla, gdyż dopiero wtedy Gideon ostatecznie przekonał swoich Orków, że żaden z Ciebie Mag.
Jadąc traktem, zauważyłaś wioski będące w posiadaniu Twego ojca, a raczej to, co z nich zostało: Dopalone zgliszcza, gdzieniegdzie mogiły lub wciąż niepogrzebane trupy będące pożywką dla wilków czy ptaków. Na całe szczęście Twój dworek był cały, choć nieco bardziej zapuszczony, niż w chwili, gdy go opuszczałaś po raz ostatni. Z ojcem sprawa miała się podobnie, ale od razu odzyskał większość wigoru, gdy Cię ujrzał. Tłumaczył Ci, że chciał Cię odzyskać, ale nie miał żołnierzy, aby zrobić to siłą, a Orkowie, mimo otrzymania sowitego okupu, nie zamierzali wypuścić Cię z niewoli, czego nie rozumiał… Tak czy inaczej, przepraszał się i cieszył. Również pojawienie się młodego Apyra było dla niego wielką radością, a zwłaszcza jego środki, zapewnienie że jest szlachcicem oraz fakt, że chcecie się pobrać, na co oczywiście dał Wam swoje błogosławieństwo, ale chciał, żeby stało się to po postawieniu włości na nogi. O ile dworek służba wysprzątała w ciągu dnia, to z wioskami było trudniej. Na całe szczęście przydało się złoto, zaopatrzenie i wojownicy wiedzeni przez Gideona, którzy po zakwaterowaniu się w namiotach i krótkim odpoczynku zajęli się wyplenianiem wilków i bandytów, karczowaniem lasu na potrzeby odbudowy wiosek i otoczenia ich palisadami lub innymi umocnieniami oraz eskortowaniem tych wieśniaków, którzy przeżyli i sprowadzeniem nowych. Poza tym, uratowane dzięki Tobie niewolnice na dobre zadomowiły się w pałacu, podobnie jak Gideon i jego Orczyca, mający pokój obok Twojego. No i, co ważne, szlachcic przestrzegł Cię, abyś nie mówiła o niczym swemu ojcowi, chyba że jego wersję historii, jakoby wyrwał Cię z łap okrutnych łowców niewolników wraz ze swoimi szlachetnymi, zielonoskórymi najemnikami i odstawił z powrotem tutaj. Mimo iż brzmiało to dziwnie, to jednak nie miałaś co się spierać, dzięki niemu byłaś w końcu wolna, w swoim domu, gdzie właśnie się przebudziłaś, zaczynając kolejny dzień z życia wolnej szlachcianki. -
Radiotelegrafista
Desi z wolna podniosła się na łóżku, dosyć apatycznie patrząc przed siebie. Wciąż trudno do niej dochodziło to, że po tym wszystkim, “szczęśliwie” wróciła do domu. Wstała, ubrała się dosyć surowo, ale schludnie i wygodnie, po czym związała włosy w kuca. Zaścieliła też łóżko, jakoś tak wolała to zrobić od razu. Po tym wyszła na korytarz i skierowała się na dół, do pomieszczenia, w którym przygotowywano jedzenie. Szukała wody.
-
Kuba1001
Do kuchni niby miałaś wstęp, ale po co, skoro i tak musiałabyś przejść przez jadalnię z suto zastawionym posiłkami i napojami stołem? W samym pomieszczeniu, poza krzątającą się służbą, były tylko dwie osoby: Twój ojciec i przyszły mąż, którego kochanka, ochroniarz i reszta zielonoskórych jakoś opuściła.
-
Radiotelegrafista
Przywitała się z nimi milczącym i słabym, ale taktownym ukłonem. Ponownie rozejrzała się za wodą. Wątpiła, że ta znajdzie się w jadalnie, ale zawsze jakaś szansa na nią była, prawda? Przy okazji, rzuciła krótko wzrokiem na Gideona i jej Ojca, przysłuchując się ich rozmowie (którą zakładam, iż prowadzili).
-
Kuba1001
Ano, prowadzili, ale pewnie od dłuższego czasu, bo niewiele z niej zrozumiałaś, choć pewnie była to jakaś zabawna historia i gdybyś usłyszała ją od początku to może zaśmiałabyś się tak, jak oni przed chwilą.
Wody nie było, w końcu sama kiedyś stwierdziłaś, będąc w orczej niewoli, że to napój dla prostaków, tak więc do wypicia miałaś jedynie piwo lub wino, jak an szlachciankę przystało.
‐ Desi, pozwól do nas na chwilę. ‐ powiedział Antoniusz, ocierając ostatnią łezkę rozbawienia oraz przywołując ponownie swoją powagę. -