Kebab:
Wszelkiej maści szafki, na których stały różne przedmioty. Po fakturze i temperaturze rozpoznawałeś, że w większości są z metalu.
Czerwony:
‐ Świniak za dwadzieścia, kurczak za pięć… Razem z piwem to będzie osiemdziesiąt siedem złota.
Właściwie nie było czego otwierać, dalsze oględziny rękoma pozwoliły Ci dociec, że to broń, narzędzia i tym podobne rzeczy, ale kufrów, które najwidoczniej spodziewałeś się spotkać, brak.
Nikogo nie było na Twojej drodze, ale szaf to się namacałeś, odnajdując poza narzędziami i bronią także pożywienie, głównie suszone mięso, chleb i tym podobne potrawy.
Z pełnym brzuchem zdałeś sobie sprawę z dwóch faktów: Po pierwsze, nie dasz rady ich w ten sposób ukryć. Po drugie, ktoś właśnie wszedł do magazynu. Szczęśliwie jesteś między regałami i w dość dużej odległości od wejścia, więc masz czas na ucieczkę.
Pewnie za głośno się tłukłem ale przynajmniej jestem syty i bardziej uzbrojony. Czas uciekać magią cienia, Tak z 8 metrów za ścianę o którą się opierałem.
Udało się i pewnie trochę im zajmie odkrycie, że coś zniknęło, a mało prawdopodobne jest, że znajdą złodzieja. Twojego nagłego pojawiania się też nikt nie zauważył, gdyż ludzie i Krasnoludy otoczyli kogoś na środku wsi, zapewne tych kupców, o których wspominał karczmarz.
Udało Ci się tam wypatrzyć ozdoby i zabawki z kości, rogów i poroża, skóry, futra, mięso, a także ubrania, broń, pancerze i wiele innych towarów. Kupcami byli Orkowie i wydawali Ci się całkiem znajomi.
Szło dobrze, dopóki nie poczułeś na ramieniu zielonoskórej dłoni w skórzanej rękawicy.
‐ No proszę, a kogo my tu mamy… ‐ powiedział Ork i zarechotał paskudnie.