Podmrok
-
-
-
Kuba1001
Vader:
//Przewijam trochę do przodu, niby powinienem się pytać i tak dalej, ale po co, skoro obaj tego chcemy?//
Dalsza wędrówka była oczywiście powolniejsza, bez wierzchowców, ale pozbawiona niespodzianek. Z każdym dniem maszerowaliście coraz szybciej, bo i balastu ubywało. Gorzej, że owym balastem był prowiant… Cóż, jakoś to będzie, zwłaszcza że nie ma co sobie tym teraz zaprzątać głowy: Jesteście na miejscu, a konkretniej w małej grocie, której większość powierzchni wypełnia zgniłozielone jezioro żrącego kwasu. Na jego środku stoi mała wysepka, do której prowadzą cztery drogi, od północy, południa, wschodu i zachodu. To, co tam stoi, widzisz po raz pierwszy w życiu: Mimo braku źródła światła, wykonana jakby z diamentu wieża lśni niczym setki pochodni. Kilka chwil zajęło Ci przystosowanie wzroku do tego blasku, w tym czasie drugi Szary Krasnolud stawiał powoli pierwsze kroki na najbliższym, południowym, pomoście.
Szakal:
Trochę im to zajęło, ale w końcu stawiła się ponad setka Goblinów, z czego połowa była łucznikami, zaś reszta ‐ piechurami. Poza nimi zebrali się też Magowie i dowódcy tej armii, odziani w pstrokate stroje Szamani, a także coś, co znacząco przechylało szalę zwycięstwa na stronę Goblinów, mimo iż ta już chyba od początku była po ich stronie: Potwory. Dysponowali namiastką kawalerii w postaci olbrzymich pająków, na grzbiecie takiego, poza woźnicą, siedziało dwóch łuczników, oszczepnik i trzech tarczowników, zaś samych pająków było aż sześć. Wśród grupy nie zauważyłeś ani jednego Ogra, Trolla czy Giganta, ale nawet mimo to losy Twojej wioski wydają się być policzone… Ale czy naprawdę byłoby Ci ich teraz żal? -
-
-
Kuba1001
Vader:
Znaleźliście się mniej więcej w połowie drogi wąskim, kamiennym mostem, gdy prowadzący dał Ci gestem dłoni znać, że powinieneś się zatrzymać, co też sam zrobił. Wskazał na ciemność ponad Wami, gdzie były najpewniej jaskinie i półki skalne, a następnie na coś, co powoli wyłoniło się z mroku: Oczy. Zielone. Dziesiątki par zielonych oczu, jakie się w Was wpatrywały.
Szakal:
Cóż, masz jeszcze czas, aby się namyślić nad wyborem właściwej opcji. -
-
-
Kuba1001
Szakal:
//A nie miałeś im się dać jeszcze oszpecić albo coś w tym guście?//
Vader:
Z ciemności powoli wychodziły dziwne i pokraczne stwory: Wysokie lub średniego wzrostu, wszystkie chude, o jednakowo pustych ślepiach. Miały brązową bądź szarą skórę, długie i bezzębne dzioby oraz krótkie, acz ostre i brudne pazury.
‐ Widzę to po raz pierwszy. ‐ powiedział szeptem Twój kompan. ‐ A Ty? -
-
-
Kuba1001
Szakal:
Nie, najpewniej w ogóle nie opuścił swojej chaty, choć pewnie on sam określał tę konstrukcję mianem pałacu lub czegoś w tym guście, mimo iż szeroko rozmijało się z prawdą.
Vader:
Pośród dziwnych istot przebiegł jakiś szmer, a nagle jeden ze stojących na przedzie powiedział coś cicho. Kilka innych powtórzyło i w ten sposób jaskinię zaczął wypełniać początkowo chaotyczny, a później już coraz bardziej równy i harmoniczny, głos, skandujący niemalże bez przerwy jedno słowo:
‐ Zguba!
Po chwili pierwsze monstra rzuciły się do ataku. Wartym odnotowania są ich zdolności, zwłaszcza możliwość wykonywania zadziwiająco długich skoków. Dwóch nawet przedobrzyło, przez co wpadli wprost do kwasowego jeziora, ginąc w męczarniach. Kolejny podzielił ich los, pchnięty silnie przez Szarego Krasnoluda, ale kolejny padł już trupem na pomoście, gdy topór wbił mu się w pierś. Przed Tobą również wylądowała jedna z tych pokrak, a za nią kolejne dwie.
‐ Plecami i do wieży! ‐ krzyknął brodacz, młócąc dziko swym orężem, bowiem kolejne istoty, teraz już dziesiątkami, przeskakiwały w Waszym kierunku, na pomost, jego początek przy wejściu do jaskini i koniec, u stóp dziwniej, diamentowej konstrukcji. -
-
Kuba1001
Nie nastręczało to większych trudności, było wręcz śmiesznie proste, stwory piętrzyły się martwe na skalnym pomoście lub ginęły w męczarniach strącone do jeziora kwasu.
‐ Zgubaaa! ‐ zawył przeciągle jeden ze stworów, a inne wpatrzyły się w niego, podobnie jak Wy dwaj. Od innych nie odróżniał się niczym, może poza ozdobami z kości i bitewnym malowaniem, które równie dobrze mogło być krwią. Dodatkowo siedział na czymś, a był to bardzo nietypowy wierzchowiec: Wielki głaz. Nie zważając na to, co stanie się później, pognał swój głaz do przodu, który to zmiażdżył go, a później wpadł do jeziora kwasu, zatrzymując się o włos od pomostu. Kolejne stwory wskoczyły na niego, korzystając z następnego podejścia do Was, pozostałe wznowiły atak, a na półce skalnej zaroiło się od kolejnych głazów i ich samobójczych jeźdźców. -
-
Kuba1001
Nie licząc tego uprzednio zabitego, w objęciach kwasowego jeziora śmierć i katusze, choć w innej kolejności, znalazły trzy kolejne stwory. Jednakże wciąż ich przybywało, tak jak jeźdźców kamieni. Mimo to sukcesywnie przebijaliście się dalej, po kilku minutach trafiając pod wieżę. Po tak długiej walce oręż, pancerze, prowiant i reszta ekwipunku ciążyły Wam niemiłosiernie, a na dodatek pojawił się kolejny problem…
‐ Drzwi. ‐ mruknął z niedowierzaniem towarzyszący Ci Szary Krasnolud. ‐ Gdzie są ku*wa drzwi? ‐ dodał, wpatrując się w lśniącą niczym diament ścianę wieży, idealnie gładką… -
-
-
-
Kuba1001
Na nich podziałał, ponownie połamali się lub wpadli do kwasu, ale Ty coraz bardziej odczuwasz skutki walki w pełnym rynsztunku i ciągłego wymachiwania bronią przeciwko potworom, których wcale nie ubywa, a wręcz przybywa…
‐ Zajmij ich czymś na chwilę. ‐ odparł Szary Krasnolud w chwili nagłego olśnienia i klęknął przed drzwiami, otwierając podróżny plecak.