Ghadugh
-
-
Kuba1001
Zohan:
Nawet zeżarcie samego suszonego mięsa byłoby dla Ciebie czymś aspirującym do miana wyzwania, więc co dopiero ugotowanie takiej potrawy? No cóż, podołałeś, ale zajęło Ci to kilka godzin, do tego nie raz zrzygałeś się do garnka, szczęśliwie nie tego, w którym gotowałeś gulasz. Chyba. Niemniej, potrwa gotowa, a z racji pory dnia możesz uznać ją za obiad, co pozwoliło zaoszczędzić na śniadaniu.
Vader:
Wzruszył ramionami, chrzęszcząc przy okazji naramiennikami swojej zbroi.
‐ Ch*j mnie to, byleby było szybko. -
-
-
Kuba1001
Zohan:
Było… Cóż, smaczne. Dla Orka, który nawykł nawet do jedzenia surowego mięsa, każde jedzenie było zwyczajnie dobre. Podobnego zdania byli pozostali, zwłaszcza że otrzeźwieli na tyle, aby nie rzygać po każdym kęsie.
Vader:
‐ A kim Ty, ku*wa jesteś, żeby z naszym Księciuniem o takich manewrach rozmawiać, hę? ‐ zapytał podejrzliwie. Najwidoczniej i jemu Twój pancerz absolutnie nic nie mówił. -
-
-
Kuba1001
Vader:
‐ Mistrza Zakoco? ‐ zapytał zdezorientowany, a próba powtórzenia pełnej nazwy skończyła się krytycznym niepowodzeniem. ‐ Nie znam typa.
Zohan:
‐ Może być tak, że to my się do innej bandy dołączym. ‐ mruknął jeden z zielonoskórych między jedną porcją gulaszu a drugą. ‐ Sporo innych wyleciało od razu, ale może znajdą się jakieś jełopy, co nie są w żadnej dużej bandzie? -
-
-
Kuba1001
Vader:
Wzruszył ramionami i dał jakiś znak innym strażnikom, a Ci weszli do pałacu, po chwili wracając z kolejnym Orkiem, w przedniej jakości zbroi płytowej, uzbrojonym w dwa jednoręczne miecze i halabardę, co było dość nietypowym wyborem jak na typowego zielonoskórego, który na dodatek przerastał resztę zgromadzonych współbraci przynajmniej o głowę.
‐ Czego chcesz od Księcia? ‐ zapytał, zdradzając Ci tym jednym pytaniem dwie prawdy o sobie: Sam nie jest władcą orczego księstwa, a także zdradza o wiele większy iloraz inteligencji niż pozostali.
Zohan:
Pokiwali głowami, zadowoleni z takiego obrotu spraw oraz tego, że ich szefo zawsze miał plan i łeb na karku, toteż zabrali się znów za posiłek, który to zaraz skończyli. -
-
-
-
Kuba1001
Twoi kompani szli kilka kroków za Tobą, w takiej też odległości zatrzymali się, gdy i stanąłeś w pobliżu głównej bramy. Nic wielkiego, wciąż taki sam wielki i toporny kawał skały, zaopatrzony w żelazną kratę opuszczaną bardzo rzadko, bo tylko w chwili niebezpieczeństwa, a takowego nie było tu od dawna. Wartę pełniło tam obecnie trzech strażników, dziewięciu kolejnych kręciło się po okolicy.
-
-
Kuba1001
Pozostali zieloni nie mieli zamiarów ani chęci na kwestionowanie Twojej decyzji, nie zastanawiali się też dlaczego by najpierw nie pójść do karczmy zamiast sterczeć pod bramą. Do karczmy trafiliście bez problemów, jak zawsze była pełna zielonego towarzystwa, z którego wyłapałeś nieco znajomych mord, takich jak Agrag Wybebeszacz czy też Skawl Rechocząca Cięciwa (pierwszy to Ork, drugi to Goblin).
-
-
Kuba1001
Żywiołowej reakcji brak, bo o ile większość najpewniej by chciała, odmówiliby tylko ci, którzy niedawno wrócili, a nie było ich wielu, to był pewien problem: Mówiąc to, określiłeś się niejako jako przywódca wyprawy, a nie wszyscy chcieli służyć pod Twoimi rozkazami lub mieli ambicję dowodzić samemu bądź zorganizować własne wyprawy… Taaak, lepiej byłoby jednak pomówić na osobności ze swoimi znajomymi, a nie całą karczmą…
-