Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
Chyba coś zauważył. Czyżby ławica ryb?
Popatrzył. Nie wiedział za bardzo co to ławica.
No cóż. Ta gigantyczna ilość ryb w jednym miejscu wyjaśniła wszystko, co miało znaczyć “ławicę”.
A tam, ryby. Popatrzyl na horyzont.
No i tam inaczej. Jakaś wyspa i okręt płynący w ich kierunku.
‐ Widziałeś, że tam jakiś statek jest? ‐ Odsunął lunetę od oka, myśląc w sumie, że może to ważne.
‐Że… co? Chwycił lunetę i sprawdził to samo miejsce. Chwilę później chwycił linę i po niej zjechał po to, by biegiem ruszyć do kapitana.
Oparł się o dechy i patrzył w tamtą stronę.
Okręt się zbliżał. To również była fregata.
Zszedł na dół i postanowił jak najszybciej zejść innym z drogi, by w spokoju przeczekać to co się wydarzy.
W sumie ciężko określić, co się wydarzy. Ważne, że Victor postawił całą załogę na równe nogi, a większość chwyciła za broń. Tak w razie czego.
Wycofał się przynajmniej pod ścianę, by tak jak wcześniej nie wchodzić w drogę. Nie umiał walczyć ani pływać.
Może warto się ukryć?
No, ewentualnie ktoś będzie go chciał (wystrzelić z armaty) wykorzystać do czegoś. Nie mógł tak całkiem się ukryć.
//Jakie armaty?
//dlatego jest w nawiasie
Nie mógł. Chyba, że dostanie taki rozkaz, prawda?
Siedział cicho.
No cóż, siedział. Niezbyt przydatne dla załogi, ale w końcu był dzieckiem, prawda?
Dzieckiem nie, zawalidrogą tak. Ale to już zależy od nazewnictwa.