Karczma "U Carsona"
-
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Krasnolud już tam na Ciebie czekał, sprawdzając własny ekwipunek i bagaż. Przywitał Cię zdawkowym kiwnięciem głowy. Chwilę później dołączył do Was Hobbit, zdecydowanie najbardziej komicznie wyglądający z całej drużyny, głównie z racji gigantycznego plecaka, o wiele większego od niego samego, do którego pewnie upchnął wszystko, co miał pod ręką i uznał, że może się przydać.
-
-
-
-
Kuba1001
‐ Do Elfów? ‐ spytali jednocześnie z niedowierzaniem Hobbit i Krasnolud.
‐ Zawsze chciałem odwiedzić jakieś elfickie miasto. ‐ wyjaśnił ten drugi.
‐ Do, ku*wa, Elfów? ‐ powiedział brodacz. ‐ To ma być proste? Nie dość, że trwa tam wojna, bo napi**dalają się z Mrocznymi Elfami, to jeszcze nigdy za bardzo nie lubiły wpuszczać do swojego kraju podróżnych… A równie dobrze to miejsce może być teraz w państwie Drowów albo Stalowych. ‐ wyjaśnił i trzeba mu przyznać, że gadane ma niezłe, bo entuzjazm Hobbita prysnął niczym bańka mydlana. -
-
-
-
-
-
-
Kazute:
Dotarłaś wraz ze swym kompanem, który w końcu postanowił Ci się przedstawić, powiadamiając Cię, że zwie się Nebein, do karczmy położonej na odludziu, nieopodal traktu prowadzącego do Gilgasz, z dala od jakiejkolwiek wioski czy innego śladu cywilizacji. Budynek był drewniany, niewielki, a nad drzwiami wejściowymi zawieszono niewielki szyld z napisem “U Carsona”, aby nikt nie miał wątpliwości. Wewnątrz nie spotkałaś żadnych luksusów, była to typowa karczma, jakich wiele już widziałaś, choć wyróżniała się tym, że na tle wszystkich odwiedzonych przez Ciebie, bez dwóch zdań była najschludniejsza. Obsługę stanowili tutaj Hobbici, doliczyłaś się karczmarza i dwóch kelnerek, ale na pewno byli też sprzątacze i kucharze. Poza nimi w środku znajdowało się zaledwie kilkanaście osób, z czego w większości byli to trzymający się w kilku niewielkich grupkach kupcy, handlarze i podróżni, chcący odpocząć lub spędzić bezpiecznie noc przed dalszą drogą do centrum verdeńskiego handlu, jakim było pobliskie Gilgasz. Uwagę przykuwał tylko jeden mężczyzna, siedzący samotnie przy stoliku w rogu karczmy, plecami do ściany. Odziany był głównie w czerń, takiego koloru były jego wysokie buty z cholewami, pas, spodnie, koszula, płaszcz z kapturem, a nawet pochwy na broń. Jak mogłaś się spodziewać, to właśnie on był Waszym informatorem i przewodnikiem, choć bardziej spodziewałaś się Krasnoluda, który w końcu znałby swoje góry najlepiej, bo to w jego kierunku z miejsca ruszył akolita orczego Maga. -
//Nebein? A ten uczniak nie nazywał się Amaris? //
Czerń. Ten kolor nie sprawiał przyjemnego pierwszego wrażenia. Ale cóż, pozory mogą mylić, więc odsunęła te myśli na bok i również podeszła do mężczyzny.
- Witaj, to Ty jesteś naszym przewodnikiem? - przywitała się i spoglądała na niego spod błękitnego kaptura.