Odrąbałeś ją bez problemów, a ta zniknęła w morskich odmętach. Odmętach, z których po chwili wystrzeliły nowe macki. Zauważyłeś również, że załogi pozostałych drakkarów toczą podobną walkę.
Udało się i jakoś ruszyliście. Zauważyłeś jednak jak Swenda chwyciła jedna z macek, chyba najbardziej okazała, podniosła w górę i zaczęła miotać na wszystkie strony.
‐ Ty ku*wooooooo! ‐ krzyczał Mutant, bezsilnie usiłując trafić mackę toporem.
Wulfryk nie miał zamiaru ruszać bez swojego przyjaciela dlatego rozpędzając się przyje**ł z całej siły w mackę ze swego topora ‐ a jeśli to nie pomogło to i powtórzył uderzenia.
Potrzebowałeś aż pięciu uderzeń, by sprawić, że odrąbana macka i Swend spadli na pokład. Po chwili wszystkie maci się wycofały. Podobnie było z tymi, które oblegały statki Eryka. Chyba wiedziałeś czemu: Dziesiątki innych zdołały opleść trzeci drakkar i zaciągnąć go pod wodę…
‐ Panie, my przecież jeszcze jesteśmy na pełnym morzu, to wiadomo, że w chj daleko! ‐ powiedział Ork. ‐ Kuwa, ja tu nie chcę zginąć!
Tymczasem dwa ocalałe drakkary wyrwały do przodu, byle jak najdalej od tego czegoś.
‐ Aj, Wulfryk, nieźle się schlałeś. ‐ powiedział Swend. ‐ Przecież ona z Ulfem w twierdzy została, nie pamiętasz?
‐ A cholera z nią i z nim! ‐ krzyknął Bors Jednooki. ‐ Co to, do ku*wy jasnej, było?!
‐ Mój drogi przyjacielu, większość mojego życia spędziłem na lądzie jako najemnik ‐ ale przyznam że kilka opowieści o takich bydlakach się słyszało…niezbyt wierzyłem ale z tego co widzę sami zaczniemy je niedługo rozpowiadać.