Dość szybko zrobili sobie prowizoryczne szałasy i rozpalili ogniska. Siedli wokół nich, gawędząc, grając w karty, jedząc i pijąc. Oczywiście wystawili wiele wart, nie byli w końcu głupi.
Nie był mistrzem hazardu to pozostało mu przyglądać się grze, spędził tak nieco czasu i najpewniej udał się potem przemedytować do rana o ile nikt go nie zatrzymywał.
Wzleciał, więc błyskawicznie w powietrze i rozejrzał się dookoła. O ile to nie był jakiś nagły atak, to pewnie krasnoludy zwyczajnie zwykły głośno świętować.
No niestety, wszyscy brali broń i szykowali się do walki, a Ogren, Goblin i Wilkołak podeszli razem na jeden kraniec obozu, do dwójki wyraźnie roztrzęsionych Krasnoludów.
No to i on musiał się przygotować… Gdyby rzecz jasna nie miał wszystkiego przy sobie, podleciał właśnie do nich, bo pewnie to tamta dwójka zobaczyła co nam zagraża.
‐ Tak w chj wielki, wodzu! ‐ krzyknął jeden z Krasnoludów, wskazując na jakiś punkt w otaczającej Was ciemności.
‐ No, w chj! ‐ potwierdził relację jego towarzysz.
‐ Jak zaczęliśmy drzeć mordy, to ciężko, żeby ktoś nadal spał. ‐ burknął Krasnolud.
‐ O ile wiem, to nie ma tu Łaków. ‐ dodał Oghren.
‐ Ch*jnia. ‐ podsumował jeszcze Goblin.
Skinęli głowami i po chwili każdy rozszedł się w swoim kierunku. Większość poszła spać, choć prawie wszyscy byli przytomni i leżeli z bronią w ręku. Jedynie Pwent chrapał w najlepsze. Wzmocnione patrole w liczbie pół tuzina Krasnoludów zaczęły okrążać obóz, oczywiście od wewnątrz.